Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kononowicz: "Schudłem przez tę sławę"

Anna Mierzyńska (Gazeta Współczesna) Współpraca: Urszula Dąbrowska, Anna Łubian (Kurier Poranny)
Ten sweterek chcą ode mnie kupić. Ale ja go nie sprzedam. Bo jest dla mnie szczęśliwy. Mamusia mi go kupiła - tłumaczy Krzysztof Kononowicz, uśmiechnięty i zadowolony, bo ostatnio wciąż ktoś chce z nim rozmawiać. Sława na całą Polskę!

Przez 43 lata nikt się nim specjalnie nie interesował. Skończył zawodówkę, wykształcił się na mechanika, był w wojsku, potem zajmował się gospodarką rodziców.

Żyje razem z mamą w drewnianym domku na podbiałostockim osiedlu. Jest dość otyły, chodzi w charakterystycznym sweterku w zygzaki (tym szczęśliwym, od mamy), zielonej kurtce i czapce uszance. Przez jego tuszę i tubalny głos boją się go okoliczne dzieci, ale nikogo dotychczas nie skrzywdził. Policję sam czasami wzywa, gdy ktoś mu czegoś do ogródka nawrzuca.

Od kilkunastu dni pod drewnianym domkiem co chwilę zatrzymują się samochody. Wysiadają z nich piękne panie, młodzi mężczyźni w garniturach, witają się z Krzysztofem jak z dobrym znajomym. Wypytują, przepytują, nagrywają. Śmieją się tylko wtedy, gdy Krzysztof odwraca się do nich plecami.

- Przez tę sławę schudłem już kilka kilogramów, no bo nie mam czasu nawet kanapki zjeść! - narzeka. - Do południa o suchym pysku chodzę, tyle osób przyjeżdża, dzwoni. Wcześniej to grubszy byłem, a teraz... chudnę! Nie ma kiedy jeść, nie ma kiedy.

Kim pan jesteś?

Krzysztof Kononowicz stał się sławny, ponieważ wystartował w wyborach na prezydenta Białegostoku. Członkowie jego komitetu wyborczego o nazwie "Podlasie XXI wieku" zamieścili spot wyborczy w internecie, na bardzo popularnym amerykańskim serwerze YouTube. Filmik okazał się przebojem. W ciągu kilku dni obejrzało go 2,5 miliona ludzi!

- Zrobię w Białymstoku komunikację miejską i dalekobieżną - zapewniał Krzysztof. - Zlikwiduję papierosy, zlikwiduję alkohol, wszystko zlikwiduję.

W domach białostoczan rozdzwoniły się telefony. Dalsi i bliżsi znajomi, dawno niewidziana rodzina, koledzy z zagranicy - wszyscy pytali tylko o jedno: co to za gość, ten Kononowicz?

- Ja z Kętrzyńskiego jestem, rodzice tam gospodarkę mieli - opowiada. - Ale potem taka sprawa przyszła, że trzeba było ją sprzedać. Mamusia jeździła i szukała dla nas domku i znalazła tutaj, w Starosielcach. Bo ja mam mamusię, mam brata i tatusia mam, który odszedł do Boga. Dwa lata temu zmienił miejsce zamieszkania, jak ja to mówię.

Żonę znajdzie

- Poród był szybki, ale straszny klocek wyszedł - wspomina narodziny syna Leokadia Kononowicz. - Taki był klucha, bo ja przez całą ciążę mleko piłam. I on codziennie dwie i pół szklanki wypija, a wódki nic. Od małego lubił zwierzęta. Krowy doił jak miał 10 lat i to jak sprytnie.

Mamusia kupuje mu ubrania, dużo sweterków. Bo jeden do kościoła, jeden do pracy, a jeszcze jeden do telewizji. Marynarki też ma. I płaszcze. Ale trochę się roztył i się nie mieści.

Ma 43 lata, jest starym kawalerem. Raz była jedna kandydatka na żonę, aż z Gdańska.

- Ze trzy razy przyjechała z rodzicami - opowiada pani Leokadia. - Ale nie dogadaliśmy się co do mieszkania.

Matka wierzy, że syn żonę znajdzie. Nie ukrywa, że w domu jest nędza. Kiedy żył ojciec, co miesiąc dostawali dwa tysiące renty. Teraz ona i dwóch synów utrzymują się tylko z emerytury matki (800 złotych) i renty brata (600 zł). - Ciężko wyżyć. Dlatego i syn poszedł na prezydenta - tłumaczy pani Leokadia. I dodaje: - Ale potem to pojedziemy do Kaczyńskiego. On już wie, że rentę po mężu trzeba nam zwrócić.

Przed wyborami Kononowicz starał się o pracę w policji.

- Przyszedł do nas z mamusią - opowiada Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji. - Przyniósł podanie i profesjonalnie napisane CV. Chciał zostać szefem białostockiej policji. Powiedział komendantowi wojewódzkiemu: "Poprzyj mnie pan, nie pożałujesz."

Będę sławny jak Wałęsa

[obrazek2] (fot. ARCHIWUM)Rozmowę z Krzysztofem co chwilę przerywa dzwonek telefonu. Dzwonią dziennikarze: z Białegostoku, Warszawy, Olsztyna, Krakowa, ze Śląska. Kononowicz ustawia ich w kolejkę, umawia za pół godziny, za godzinę, na wieczór, bo przecież wszystkich chce przyjąć, ze wszystkimi chce porozmawiać, opowiedzieć im o świecie - tak, jak on i tylko on go widzi. Wierzy, że ludzie z nim rozmawiają, bo podoba im się jego program:

- Ja jestem tak jak mój tatuś: odważny, sprawiedliwy, rzetelny, godny. Czego mam się bać? Ja do każdego podejdę, porozmawiam. Widocznie takiego jak ja ludzie potrzebowali - mówi z powagą w głosie.

I dodaje: - Wszyscy mnie o autograf proszą. Dziewczynka w sklepie do zeszytu poprosiła, żebym jej się wpisał. I kierownik tego sklepu też. A kierowca autobusu na ulicy klaksonem na mnie trąbił! Będę chyba tak sławny jak Lech Wałęsa. Jak to dojdzie do prezydenta Ameryki, do Busha, to mam nadzieję, że dostanę order tak jak Wałęsa otrzymał!

Nikt się nie śmieje!

Krzysztof mówi bardzo prosto, jak ludzie z głębokiej wsi, często powtarza słowa. Na przykład, że chce być prezydentem!

- Wie pan, że się ludzie z pana śmieją? - pytam Krzysztofa.

- Śmieją się? Nie, nie, pani redaktor, ze mnie się nikt nie śmieje, nikt się nie śmieje, nikt! Ja na całą Polskę jestem sławny, wiem o tym. Teraz już nawet z Ameryki zaczynają do mnie dzwonić! Nie spodziewałem się takiej sławy, nie spodziewałem się, nie spodziewałem... Zaskoczony jestem. Bardzo mnie cieszy, że mnie młodzież popiera, bo ja dla nich chcę: chłopcy jak dęby, dziewczynki jak kwiatuszki piękne, ładne, a za granicę wyjeżdżają.

Opowiada o spotkaniu w cztery oczy z prezydentem RP Aleksandrem Kwaśniewskim, o rozmowie z Andrzejem Lepperem. Z całą powagą snuje plany dla Białegostoku. Nie rozumie, dlaczego miałoby to kogokolwiek bawić. Przecież on, Krzysztof Kononowicz podoba się ludziom.

- Nie narzekam na swój wynik wyborczy. Dostałem 8,99 proc. głosów - mówi.

- Chyba jednak trochę mniej - oponuję (Kononowicz zdobył 1 proc. głosów, poparło go ok. 1700 osób).

- To gazety fałszywie napisały, one się pomyliły się. Ja policzyłem głosy i mam 8,99 proc. Na czwartym miejscu jestem!

A że wynik jest tak dobry, Krzysztof ma dalsze pomysły na swoją działalność publiczną:

- Teraz dla urzędu miejskiego Białegostoku będę pomagać. Zajdę tam, żeby być doradcą prezydenta Białegostoku: żeby marketów nie było, żeby halę sportową postawić dla młodzieży, żeby młodzież miała gdzie uprawiać sport. I zakłady pracy stare żeby pootwierali, te, które popadały.

Kup pan sweterek

Dlaczego śmiejemy się z Kononowicza? Jedna z internautek tłumaczy: bo jest gorszy od nas samych. Wystarczy go posłuchać, by poczuć się kimś lepszym, ważniejszym, mądrzejszym. To kozioł ofiarny. Bo przecież fajnie jest się chachać z kogoś, nie? Niech żyje Kononowicz!

I żyje, głównie w internecie. Na Allegro za "jego" turecki sweterek ktoś zapłacił prawie 900 złotych. Woda Wars, którą miał rzekomo używać Kononowicz, na tydzień przed zakończeniem licytacji osiągnęła sumę 4 tys. złotych! W sieci można kupić koszulki z jego zdjęciami, adresy kont mailowych na jego nazwisko. Andrzej ze Szczecina sprzedaje zestaw białostocki: stare kalesony, obowiązkowy sweterek, piżamy z lat 60-tych, czapka uszanka, haftowana ściereczka. Są już kubki i zegary z jego wizerunkiem.

A on powtarza zadowolony:

- Ale ja zamieszania na całą Polskę, a może i dla całego świata narobił!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24