Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

165 pięter i 2919 schodów. Tego nie dokonał wcześniej nikt!

Beata Terczyńska z Melbourne
Eureka Tower – najwyższy budynek na półkuli południowej, mierzący 300 m – pokonany!
Eureka Tower – najwyższy budynek na półkuli południowej, mierzący 300 m – pokonany! Aldona Kmieć - Herba Team
Do tej pory Australia znana była ze skaczących kangurów, ale teraz mistrzem skakania jest tu Polak. Krystian Herba kolejny raz pobił rekord Guinnessa.

Przygotowania do wyprawy trwały ponad rok, aż w końcu przyszła upragniona zgoda zarządców Eureki Tower, najwyższego budynku na półkuli południowej, mierzącego 300 m.

Wiadomość ta była dla rzeszowskiego trialowca Krystiana Herby prezentem gwiazdkowym od żony Natalii, która jest menedżerką i załatwia wszystkie pozwolenia.

Wybieramy się więc do Australii, by obserwować atak Krystiana na nowy rekord. Dziewiąty na koncie 32-latka, a drugi, który ma być zapisany w księdze Guinnessa.

W Rzeszowie -15, w Melbourne +40

Gdy wysiadamy z samolotu po ponad 25-godzinnej podróży, czujemy, że wszystko tu jest inne. W Polsce środek zimy, tu upalne lato, a najniższą zanotowaną temperaturę - 2,8 st. mieli ponad 100 lat temu.

U nas śniegowe zaspy, tu soczysto zielone drzewa, palmy, trawy i kwiaty w pełnym rozkwicie. U nas wrony i gołębie, tu limonkowe papugi i białe pelikany.

U nas noc, tu dzień. Różnica czasu to aż 10 godzin. Nawet ruch mają lewostronny. W Rzeszowie niska zabudowa, a tu miasto z wieżowcami nad rzeką Yarrą.

Wśród drapaczy góruje atramentowa Eureka Tower z charakterystycznym, połyskującym złotem szczytem i czerwonym paskiem oraz imponująco wielkimi złotymi pszczołami, przytwierdzonymi do elewacji.

Słyszymy, że w apartamentowcu mieszka, bagatela, 1,5 tys. ludzi, a największe mieszkanie ma aż 600 mkw. i zajmuje ostatnie piętro pod tarasem widokowym, skąd z wysokości ponad 280 metrów można podziwiać imponujące widoki każdej strony miasta.

W Melbourne żyje i pracuje pewnie 4 mln ludzi. To największe miasto stanu Wiktoria, dwukrotnie uznane przez magazyn "The Economist" za najlepsze do życia na świecie.

To, co nas uderza, to tłumy Azjatów na ulicach i wszelkiej maści pozytywnie zakręconych artystów, muzyków i najróżniejszych dziwaków. Właśnie kończą się też w Melbourne tenisowe mistrzostwa Australian Open, a na torze Formuły 1 trwają przygotowania do marcowego Grand Prix Australii.

Najdroższy trening świata

Krystian do Melbourne przylatuje tydzień przed planowaną próbą bicia rekordu. Daje sobie czas na aklimatyzację. Zazwyczaj tuż przed każdym wyczynem ma szansę na 2-3 treningi. Teraz ma tylko jedną szansę i w dodatku - na krótko.

- Powiem szczerze, że to najdroższy trening w moim życiu - mówi. - Australijczycy wymogli obstawę dwóch ratowników medycznych, którym trzeba zapłacić za 4 godziny pracy tyle, ile wynosi w Polsce miesięczna wypłata nauczyciela z 20-letnim stażem.

Co zaskakujące, musimy wykupić specjalną polisę aż na 20 mln dolarów australijskich. Nie mam pojęcia, jakich zniszczeń musiałbym dokonać, by naprawa kosztowała taką fortunę!

Gdy Krystian trenuje, reszta ekipy dwukrotnie maszeruje na szczyt, licząc schody i przyklejając co 5 stopni naklejki z odpowiednią liczbą. Z wyliczeń wychodzi, że aby pobić ubiegłoroczny rekord, ustanowiony przez siebie w Shanghai World Financial Center w Chinach (wyskoczył wtedy rowerem na 100. piętro i zaliczył 1754 schody), teraz musi pokonać wieżowiec prawie dwukrotnie.

Plan jest taki - najpierw wyskoczy na 77. piętro, potem zjedzie windą towarową i od nowa zacznie skakanie, lecz tym razem do 88. piętra z metą na tarasie widokowym.

To da mu w sumie 165 pięter i 2919 schodów. Regulamin bicia rekordów Guinnessa umożliwia takie rozwiązanie, jeśli tylko zawodnik, jadąc windą, nadal nie podpiera się rękami i nogami o ściany czy podłogę.

Schody super, tylko ten zaduch

Pierwsze wrażenie po zobaczeniu klatki?
- Plus jest taki, że schody są z suchego betonu, a nie lakierowanego, czy szlifowanego jak w Europie - ocenia na gorąco Krystian. - Taki beton ma bardzo dobrą przyczepność.

Drugi plus - klatka kręci się w prawą stronę, co rzeszowianin lubi. Trzeci - tylko jedna poręcz. I też po prawej stronie, więc nie będzie przeszkadzała w manewrowaniu rowerem.

Ale niestety są i minusy. Klatka jest wąska, a w niektórych miejscach tak ciasna, że ledwo udaje mu się zmieścić rowerem. I panuje duchota. Klimatyzacji brak. Jest tylko kilka nawiewów. W dodatku nie ma półpięter tylko całe piętra. Jedno liczy 18-19 stopni, czyli dwa razy tyle, ile w Polsce, co wymaga większego wysiłku.

Podczas treningu równie ważne jest odpowiednie ustawienie i wyregulowanie roweru, który do Australii przyleciał w specjalnej skrzyni, rozłożony niemalże na czynniki pierwsze.

Jeszcze w Polsce tak ulepszył i dopieścił swój rower do trialu, że stał się on najlżejszym na świecie. Waży tylko ok. 6,6 kg! Dla porównania, ten pierwszy, którym zdobywał Pałac Kultury i Nauki, ważył 9,2 kg.

Nie mogąc skakać do woli w klatce apartamentowca, Krystian znajduje inny sposób na treningi. Przygotowuje się, biegając. W 35-stopniowym upale to wysiłek wręcz morderczy.

- Przed wyjazdem w Rzeszowie też sporo biegałem, ale w temperaturach o 40 stopni niższych niż tutaj. Teraz organizm musi się przygotować do tego, że nie walczy o rozgrzanie, ale o to, by się schłodzić.

Krystian, good luck

Dzień przed startem. Krystian upewnia się, czy w rowerze wszystko gra.

- To, co trzeba było dokręcić, zrobione. Jedyna niespodzianka, która może się przydarzyć, to urwana szprycha. W razie czego, jest też drugi rower - mówi.
Non stop dzwoni telefon z rozmaitych mediów. O, właśnie przyszło zaproszenie do popularnego Radia 774 ABC Melbourne na popołudniową audycję na żywo, którą prowadzi znany australijski prezenter i komik - Richard Stubbs.

8 rano, 4 lutego. Sunrise, największa telewizja śniadaniowa w kraju, z kanału Seven też chce mieć wejście na żywo, jeszcze przed biciem rekordu. W pewnym momencie z pobliskiego baru wybiega kobieta trzymająca w ręku gazetę z całostronicowym materiałem o Krystianie.

Rozpoznała bohatera artykułu i prosi o autograf, życząc mu powodzenia i zapraszając go na skoki do Chicago. Jest pełna podziwu. Nie wyobraża sobie wyjścia na piechotę po tylu schodach, a co dopiero - wskoczenia na rowerze.

Tłum dziennikarzy, m.in. reporter z "Herald Sun", największego tu dziennika, i Scott Barbour, fotoreporter agencji fotograficznej Getty Images, już czekają na starcie.

Do godz. 10 zostało już tylko kilka minut. "Trzymaj się, chłopie" - nagle Krystiana w plecy klepie Paweł Gospodarczyk, Polak z Żegiestowa, ale od 35 lat mieszkający w Australii, aktualnie właściciel farmy z setką krów. Znany jest wśród Polonii jako organizator biegu na Górę Kościuszki, najwyższy szczyt Australii (2228 m n.p.m.). Krystianowi przynosi szal z polsko-australijskimi barwami.

- Jestem tu, bo całym sercem podziwiam go. Poznaliśmy się przez Internet - mówi.

Idziemy z córeczką

Są i inni Polacy, którzy na ochotnika zgłosili się, by wesprzeć naszą ekipę. Marcin Tylek od 2 lat mieszka w kraju kangurów i misiów koala. Przyjechał tuż po studiach z wychowania fizycznego w Krakowie.

To podróżnik, instruktor wspinaczkowy i snowboardowy, ratownik, który zarabiał nawet jako kierowca ciężarówki. Krystiana znał wcześniej z filmów w Internecie. Wiedział, że skakał on m.in. w Dubaju, Chinach czy Hiszpanii.

Dopiero na miejscu Marcin dowiaduje się, jak odpowiedzialne czeka go zadanie. Ma cały czas maszerować za Krystianem z kamerką "GoPro" na głowie, by dokumentować jego wyczyn dla Guinnessa.

Śmieje się, że uwielbia takie przygody. Mówi, że wszyscy miejscowi bardzo ciepło przyjmują Polaka, bo Australia to bardzo sportowy kraj. Faktycznie, biegaczy i rowerzystów na ulicach jest sporo. "Uzależniony od adrenaliny" - tak media zdążyły już ochrzcić rzeszowianina.

Czas zaczynać. "Ten, nine, eight… three, two, one, go!" - dopinguje tłum. No to w górę. 3. piętro, minuta i 7 sekund, tętno - 168, 15. piętro - 6 minut 58 sekund, tętno 167 - takie informacje Natalia na każdym piętrze podaje mężowi.

Wspina się tuż za nim, a lekko jej nie jest, bo na piersiach przypięte ma nosidełko z bardzo słodkim 5-kilogramowym ciężarem: 3-miesięczną córeczką Emilką.

Rodzice uparli się, by ich kochana "Misia" towarzyszyła im w biciu rekordu, a mała - jak na życzenie - jest grzeczna, śmieje się, zainteresowana wszystkim, co się dzieje dookoła, a mniej więcej w połowie drogi… zasypia.
17. piętro, 8 minut, tętno 175.

- Odpocznij, kotek - stopuje Krystiana Natalia, która po drodze podaje też mężowi napoje. 26. piętro, jeszcze tylko jakieś 140 i jesteśmy w domu - żartujemy. Tak jak się spodziewaliśmy, gorąco daje się we znaki, choć na zewnątrz aura akurat dziś jak na zamówienie - tylko ok. 16 stopni C!

Ale jestem szczęśliwy!

Zbliżamy się do 77. pietra, z którego trzeba będzie zjechać windą. Czas - ok. 45 minut i 35 sekund.

- Ustawiajcie się pod ścianą, na wprost, ciasno obok siebie i uważajcie na moje tylne koło - Krystian wydaje komendy. Zjeżdżamy. Potem kawałek trzeba przejechać przez budynek i na zewnątrz, by znów wjechać we właściwą klatkę.

Świeże powietrze. Ulga, ale tylko na moment. Choć czas w przypadku bicia tego rekordu nie ma wielkiego znaczenia, to Krystian cieszy się, że idzie mu lepiej niż w Dubaju. Jeszcze 700 schodów i rekord Guinnessa z Chin będzie pobity.

9 pięter do końca, godzina, 39 minut i 2 sekundy.
- Dawaj mocniej i zmieścisz się w godzinie i 45 minutach - dopingujemy go, bo widzimy, że ma jeszcze spory zapas sił.

Nareszcie ostatnie schody i... meta!!!

Krystian kończy dzieło, tradycyjnie, efektownym saltem przez kierownicę, co przyprawia wszystkich o wielkie "wow". W Polsce jest przed godz. 2 w nocy.

- Jestem ogromnie szczęśliwy. Cały trud włożony w przygotowania i treningi nie poszedł na marne - wzruszony, przytula i całuje córeczkę oraz żonę.

Aldona Kmieć, fotograf i artystka, która 10 lat temu wyjechała z Polski - najpierw do Londynu, a później, za miłością, do Melbourne, gdzie m.in. tworzy książkę o spełnionych imigrantach - nie może wyjść z podziwu:

- Obserwowałam go uważnie, dokumentując wszystko na zdjęciach, i widziałam, jak jest silny psychicznie, opanowany i jak pragmatyczne ma podejście do tego, co robi. Doświadczenie czyni mistrza - wychwala go. - Ludzie go podziwiają, ale nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, ile to tak naprawdę kosztuje go wysiłku.

Na kolejny rekord Guinnessa przyjdzie nam czekać prawdopodobnie tylko 2 miesiące, bo na początku kwietnia Krystian planuje eskapadę do Moskwy. Cel - nowo powstały drapacz chmur.

A tymczasem... Melbourne zdobyte!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24