Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2 lata minęły od pogrzebu, kiedy stanął przed "własną" mogiłą...

Norbert Ziętal
Nie potrafię znaleźć słów, aby powiedzieć, co wtedy czułem – mówi Jarosław C.
Nie potrafię znaleźć słów, aby powiedzieć, co wtedy czułem – mówi Jarosław C. - ilustracja Łukasz Białorucki
O tym, że "nie żyje", dowiedział się rok po pogrzebie. Po dwóch latach od "swojej oficjalnej śmierci" pierwszy raz stanął nad własną mogiłą.

Tylko raz byłem przy "moim" grobie. Nie potrafię znaleźć słów, aby powiedzieć, co wtedy czułem - mówi Jarosław C.

Siedliska to niewielka miejscowość w gminie Lubycza Królewska na Lubelszczyźnie. Zaledwie kilka kilometrów od granicy z Podkarpackiem, tuż przy polsko-ukraińskiej granicy.

Od kilku dni tematem numer jeden w okolicy jest 38-letni Jarosław C. Dwa lata temu wielu mieszkańców żegnało go na miejscowym cmentarzu. Od kilku dni widzą, jak żywy chodzi po wiosce. I nie mogą się nadziwić.

- Ludzie pytają mnie, jak ja się z tym czuję. Bo oni pierwszy raz się z taką sytuacją spotykają. A co ja mam powiedzieć? Jak ja mam się czuć? - denerwuje się Jarosław.

W poniedziałek rano dzwonimy na jego telefon komórkowy. Nie odbiera. Po kilku godzinach sam telefonuje.

- Dzisiaj dzwonili z policji w Lubaczowie. Kazali się stawić na jutro, na godz. 12. Pokój 29. Nie powiedzieli, po co, nie wysłali wezwania, tylko zadzwonili. I to jeszcze nie na moją komórkę tylko na telefon stacjonarny mojej matki. I co ja mam zrobić? Przecież nie mam żadnych dokumentów, nawet żadnych ubrań. Za co mam pojechać? - dziwi się.

Ma pretensje o ten telefon z policji. Że dzwonili do matki. Kobieta jest strzępkiem nerwów, a jeszcze ten telefon.

- Inni potrafili ustalić numer mojej komórki, a policja nie - nie może zrozumieć.

- Prowadzimy czynności związane z ustaleniem, czyje ciało spoczywa w grobie w Siedliskach - tłumaczy asp. Marian Sochań, oficer prasowy lubaczowskiej policji.

Chodzi o grób, na którym do niedawna wisiała tabliczka z danymi Jarosława C. Rzekomo tam pochowanego.

Dla policji to też nietypowa sytuacja, bo jak dostarczyć wezwanie komuś, kto nie żyje. Na jaki adres wysłać?

Tak, to Jarosław

1 stycznia 2012 r. w lesie niedaleko Werchraty koło Lubaczowa znaleziono zwłoki mężczyzny. Były w stanie rozkładu.

Biegli ustalili, że mężczyzna zmarł z wychłodzenia. Przy ciele nie znaleziono dokumentów. Policjanci rozpoczęli rutynowe czynności związane z ustaleniem tożsamości zmarłego.

Wtedy Jarosława nie było w domu już od dziewięciu miesięcy. Dzisiaj tłumaczy, że zerwał kontakt z rodziną z powodów osobistych, bo nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Rozszedł się z żoną, kłócili się o prawo do syna, mógł się z nim spotykać zaledwie przez kilka godzin w tygodniu. Ta sytuacja go przerastała.

Prawdą jest też i to, że sąd w Tomaszowie Lubelskim wydał za nim list gończy. Jarosław C. miał zasądzoną grzywnę do zapłacenia. Nie uregulował jej, dlatego sąd zmienił ją na karę więzienia.

Jarosław nie zgłosił się do zakładu karnego. Tomaszowska policja wszczęła poszukiwania.

Sprawą znalezionych zwłok zajęli się śledczy z Lubaczowa. Skojarzono je z zaginionym kilka miesięcy wcześniej Jarosławem C. Rodzinę zapytano o charakterystyczne cechy wyglądu.

Zgadzało się wiele szczegółów. Wzrost, postura, odstające uszy, zniekształcony kciuk, braki w uzębieniu, a nawet ślady po operacji prawego kolana.

Jakby tego było mało, na ciele znajdowała się koszulka z zaciętym zamkiem błyskawicznym przy szyi. Taką samą miał Jarosław. Dopiero po porównaniu tych cech, poproszono rodzinę o identyfikację.

- Wszystko się zgadzało - mówi Władysława C., matka mężczyzny.
Rodzina zidentyfikowała ciało zmarłego jako ich krewnego. W tej sytuacji śledczy nie zarządzili badań DNA.

Pogrzeb odbył się 4 stycznia 2012 r. na cmentarzu w Siedliskach. Pani Władysława bardzo przeżywała śmierć syna. Przez dwa lata sumiennie opiekowała się grobem, niemal codziennie przychodziła na cmentarz opłakiwać swoje dziecko.

- Jestem teraz wrakiem człowieka. Cios przeżyłam dwa lata temu. Pomimo że syn już dorosły, to jednak była to śmierć dziecka. Z ledwością to przetrwałam. A teraz dowiedziałam się, że jednak żyje...

Wtedy powiedzieli jej, że ten zmarły, niby jej syn, umarł z wychłodzenia.

- Dzisiaj w gazecie czytam, że przed wychłodzeniem miał zawał serca. Przedtem tego nie mówili. Sama jestem bliska zawału!

Będą kłopoty, bo ja "nie żyję"

Grób skromny. Kopiec usypany z piasku, drewniany krzyż, metalowa podstawka na znicze. Dzisiaj na grobie jest kilka lampek, sztuczne kwiatki, ale tabliczka z imieniem i nazwiskiem zmarłego znikła. Rodzina zdjęła ją kilkanaście dni temu, gdy okazało się, że w grobie leży inny mężczyzna.

Na ślad mężczyzny trafili rzeszowscy policjanci.

- Otrzymaliśmy informację, że w bloku na rzeszowskim osiedlu Baranówka mieszka człowiek, który jest kimś innym niż ten, za kogo się podaje. Po sprawdzeniu okazało się, że to mężczyzna, który jakiś czas temu został uznany za zmarłego - mówi kom. Paweł Międlar, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.

Jarosław mieszkał u swojej przyjaciółki. Gdy przyszli policjanci, powiedział do niej: Będą kłopoty, bo ja "nie żyję".

Policjanci ustalili tożsamość. Ze zdjęciem Jarosława pojawili się u jego matki. Poinformowali ją, że ten mężczyzna ze zdjęcia podaje się za jej nieżyjącego syna. Kobieta rzuciła okiem na zdjęcie i zamarła.

- To przecież mój Jarek!

Ostatecznej identyfikacji dokonali w rzeszowskiej komendzie brat "zmarłego" i ojczym. Patrzyli na swojego krewnego przez lustro weneckie i nie wierzyli.

- To on. Żyje.

Na tym, przynajmniej na razie, rola policji się skończyła. Bo oficjalnie Jarosław C. nie żyje. Gdy "zmarł", umorzona została sprawa listu gończego wydanego za nim przez tomaszowski sąd.

Nie miałem odwagi

- Od kiedy wiedziałem, że nie żyję? Od... jakiegoś czasu. Nie miałem odwagi tego prostować - milczy dłuższą chwilę. - Jakoś nie byłem w stanie pojechać do matki, do rodziny i powiedzieć: ja żyję

Na ślad Jarosława policjanci mogli trafić już rok temu. Jego przyjaciółka złożyła w rzeszowskiej policji zawiadomienie, że jest nękana telefonami przez Jarosława C.

Ale śledczy umorzyli postępowanie, bo przecież... ta osoba od roku nie żyje. Nie może więc nikogo nękać telefonami.

Postanowienie o umorzeniu, z uzasadnieniem: "Jarosław C. nie żyje", wysłali do kobiety. Nie odebrała pisma od razu. Gdy w końcu je przeczytała, nakazała Jarosławowi sprawę wyjaśnić. Przede wszystkim - skontaktować się z rodziną.

Nie zrobił tego. Dlaczego?

- Tak jakoś wyszło. Nie miałem odwagi.

Kilka dni temu Jarosław wrócił do Siedlisk. Do rodzinnego domu.

- Dlaczego oni nie zrobili tych badań DNA? - zastanawia się.

Nie ma żadnych dokumentów, nie ma swoich dawnych rzeczy. Matka tuż po jego "śmierci" wiele z nich spaliła. Choć nie wszystko, bo... coś ją powstrzymało.

Bolesny powrót

- Jak mam żyć? Od czego zacząć? - głowi się Jarosław.

A jak udawało się mu funkcjonować przez dwa lata od "swojej śmierci"? A właściwie prawie trzy lata, bo przecież zniknął z domu 9 miesięcy przed "swoim pogrzebem". Na te pytania odpowiada niechętnie:

- Żyłem z wygranych w totolotka i innych loteriach - wyjaśnia tajemniczo.

Prokuratora lubaczowska - póki co - ma inny problem. Musi ustalić, czyje ciało zostało znaleziono dwa lata temu pod Werchratą i kto spoczywa na cmentarzu w Siedliskach.

- Wystąpiliśmy do sanepidu o zgodę na ekshumację - mówi Maria Potoczna, prokurator rejonowy w Lubaczowie.

Na pewno zostaną wykonane badania DNA. O powtórnej pomyłce nie może być mowy.

W Siedliskach ludzie opowiadają dziś o obcej kobiecie, która w okresie gdy znaleziono ciało, przyjeżdżała do tej miejscowości i szukała swojego syna. Podobno ona miała wtedy wątpliwości, czy w grobie został pochowany Jarosław C.

Przeczucie podpowiadało jej, że być może spoczywa tam jej syn. Czy jednak kobieta faktycznie istniała? Czy może raczej stworzyła ją ludzka wyobraźnia...

Najbliższa przyszłość dla Jarosława C. nie będzie łatwa. Przede wszystkim musi wrócić do żywych - doprowadzić do unieważnienia swojego aktu zgonu, wyrobić dokumenty tożsamości.

A gdy już odzyska tożsamość, najprawdopodobniej upomni się o niego wymiar sprawiedliwości. Z pewnością wróci sprawa niezapłaconej grzywy i odsiadki.

Powrót do żywych będzie bolesny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24