Po stanie wojennym, wprowadzonym 13 grudnia 1981 grudnia, półki sklepowe w Polsce były kompletnie puste, ale kibicowska brać miała apetyty konkretne. Nic dziwnego. Wyobraźmy sobie dziś, że 8 lat wcześniej Polska była trzecia na świecie, a 4 lat wcześniej w grupie 5-8 mundialu (co zostało uznane za porażkę). Wierzyliśmy, że jednak w Hiszpanii nasi piłkarze coś pokażą.
Cztery dekady temu trenerem reprezentacji był Antoni Piechniczek, znany z pracy ze śląskimi drużynami. Przejął zespół po Ryszardzie Kuleszy, po słynnej aferze na Okęciu, i znalazł się w sytuacji podobnej do tej, w której jest obecnie kadra Rosji. Nikt z nami nie chciał grać.
- Stan wojenny spowodował, że o meczach sparingowych mogliśmy zapomnieć. Zostały mecze z drużynami klubowymi, z Włoch, Hiszpanii, z którymi zresztą nieźle nam szło - mówi Grzegorz Lato, napastnik ówczesnej reprezentacji.
Polska miała swoją markę, ale była jednak kompletną niewiadomą. - Mieliśmy swoje ambicje, czuliśmy się mocni, wysoko mierzyliśmy, ale z drugiej strony nie wiedzieliśmy się, jak mocno stoimy - oceniał Zbigniew Boniek.
Po 0:0 z Włochami i Kamerunem w prasie zawrzało. Na kozła ofiarnego wybrano Bońka. Sugerowano widzewiakowi, że oszczędza kości i liczy pieniądze, które zarobi w Juventusie Turyn. - W żadnym meczu nie odpuszczałem, z Kamerunem mogłem strzelić gola, gdyby nie sędzia, ale zostałem ostro oceniony - wspomina były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Piechniczek nie zdecydował robić rewolucji w składzie. Dorzucił do składu Janusza Kupcewicza i tyle. Wystarczyło. Nasi rozgromili w pamiętnym meczu Peru 5:1. Jedną z bramek strzelił Boniek, który po swoim trafieniu wykonał gest podobny do tego Władysława Kozakiewicza.
- Dziennikarze mocno mi zaszli za skórę. Stąd taka reakcja - omówił Boniek.
Po wyjściu z grupy Polska trafiła na Belgię i Rosję. Kto choć trochę interesuje się historią piłki nożnej, ten wie, co Boniek pokazał w meczu z wicemistrzami Europy. Strzelił trzy gole. A co ś.p. Włodzimierz Smolarek wyprawiał w pojedynku z ówczesnym Związkiem Radzieckim.
- Z Belgią poszło pięknie, ze Związkiem Radzieckim zrobiliśmy remis, który dawał nam awans. Wszystko fajnie, mimo sytuacji organizacyjnej - mówił Zbigniew Boniek.
Ta sytuacja organizacyjna dotyczyła warunków, w jakich nasi reprezentanci mieszkali w hotelu.
- Ulokowano nas w hotelu bez klimatyzacji. Pogoda była mega gorąca, trudno było zasnąć. Koledzy polewali prześcieradła wodą i tak próbowali sobie radzić z trudnym klimatem - wspomina Lato.
3:0 z Belgią, 0:0 ze Związkiem Radzieckim dało Polsce awans do półfinału, gdzie czekały na nią Włochy. Polacy grali lepiej od ekipy z Półwyspu Apenińskiego, ale dwa razy nie upilnowali Paulo Rossiego i było po frytkach.
- Nie zagrałem w tym meczu, bo wcześniej dostałem kartkę. Sędzia od początku na mnie polował. Do dziś we włoskiej telewizji dyskutujemy, jak potoczyłby się mecz, gdybym zagrał - mówi Boniek.
Po stracie szansy na finał Polsce został mały finał. Na drodze stała Francja. Ekipa znad Sekwany była psychicznie mocno poorana doświadczona - w półfinale, w dogrywce prowadziła z Niemcami 3:1, ale do finału nie dotarła.
- W półfinale Francja wystawiła zmieniony skład, bez Platiniego, ale wcale nie słaby. -Za dwa dwa lata większość piłkarzy zdobyło mistrzostwo Europy. To nie była wcale rezerwowa drużyna - oceniał Zbigniew Boniek.
Mały finał rozpoczął się źle, od 0:1, ale potem już poszło. Gole Strzelili Szarmacha, Majewski, Kupcewicz. Nasza armada wygrała 3:2.
- Przed meczem było trochę luzu, ale z czasem zrozumieliśmy, że różnica między czwartym a trzecim miejscem jest duża, i wszyscy na koniec zmobilizowaliśmy się jeszcze - wspomina Boniek.
Po meczu doszło do dziwnej sytuacji. Prezydent FIFA João Havelange podał tacę z medalami kapitanowi biało-czerwonych, Władysławowi Żmudzie. Ten z kolei rozdał medale pozostałym piłkarzom. Natomiast Francuzi (wtedy były medale także za 4 miejsce) dostawali je od Hermanna Neubergera, szefa komitetu organizacyjnego MŚ.
Pojawił głos, że Havelange nie chciał wręczać medali Polsce, bo trwał u nas stan wojenny. To jednak była „spiskowa teoria dziejów”. Więcej sensu ma wspomnienie Dariusza Szpakowskiego, wówczas korespondenta Polskiego Radia. „medale Polakom miał wręczać Włodzimierz Reczek, członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i wówczas także szef PZPN. Ale podobno straszliwie bolały go nogi, obtarł i odparzył stopy podczas zwiedzania Alicante, ledwo chodził. Ale przede wszystkim przyszedł na mecz w... klapkach (!) i nie chciał tak paradować. Havelange podał więc tacę Żmudzie. Tajemnica tego zdarzenia jest więc najprostsza z możliwych. Tak po prostu wyszło…”
To nie był koniec przygód naszej reprezentacji. W drodze powrotnej nasza kadra przeżyła chwile grozy w samolocie.
- Trafiliśmy na trudną sytuację pogodową i zrobiło się niewesoło. Musieliśmy lądować w Madrycie, a do Polski dotarliśmy z dużym opóźnieniem. Radości było jednak co nie miara - wspomina Grzegorz Lato.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Zadymy na urodzinach uczestniczki "Rolnika". Karetka pogotowia, gaz pieprzowy. Szok!
- Dni Gąsowskiego w "TTBZ" są policzone?! TAKĄ niespodziankę zgotowała mu produkcja!
- Maja Rutkowski ZROBIŁA TO z premedytacją, teraz się tłumaczy. Okropne, co ją spotkało
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA