Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

45 lat temu Stal Rzeszów zdobyła Puchar Polski. Sezon zakończyła też z awansem do 1 ligi [TEKST, ZDJĘCIA]

Miłosz Bieniaszewski
Miłosz Bieniaszewski
Drużyna, która wywalczyła dla Stali Rzeszów Puchar Polski.Stoją od lewej: Józef Rosół, Jan Gawlik, Zdzisław Napieracz, Piotr Blaga, Bolesław Biel (kapitan), Henryk Jałocha, Tadeusz Krysiński, Czesław Miller, Stanisław Curyło.Klęczą od lewej: Andrzej Dziama, Józef Janiszewski, Stanisław Sieniawski, Marian Kozerski, Janusz Krawczyk, Tadeusz Michaliszyn.
Drużyna, która wywalczyła dla Stali Rzeszów Puchar Polski.Stoją od lewej: Józef Rosół, Jan Gawlik, Zdzisław Napieracz, Piotr Blaga, Bolesław Biel (kapitan), Henryk Jałocha, Tadeusz Krysiński, Czesław Miller, Stanisław Curyło.Klęczą od lewej: Andrzej Dziama, Józef Janiszewski, Stanisław Sieniawski, Marian Kozerski, Janusz Krawczyk, Tadeusz Michaliszyn. Archiwum Zdzisława Napieracza
Rok 1975 był dla Stali Rzeszów wyjątkowy. Nie tylko wywalczyła, jako 2-ligowiec, Puchar Polski, ale też awansowała, po raz ostatni, do 1 ligi.

Dzień 1. maja w czasach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej to było bardzo ważne święto. W Rzeszowie ta data ma zdecydowanie milsze skojarzenia. Po jego biało-niebieskiej stronie. W 1975 roku piłkarze Stali Rzeszów wywalczyli bowiem Puchar Polski, co jest największym sukcesem w historii sekcji piłkarskiej.

- I trochę szkoda, że przez te wszystkie kolejne lata nie udało się powtórzyć takiego sukcesu i cały czas trzeba wracać tylko do tego – uśmiecha się Zdzisław Napieracz, znany na Podkarpaciu trener, a wtedy piłkarz Stali Rzeszów.

Ba, jedna z ważniejszych postaci tamtej drużyny. Do tego człowiek o stalowych nerwach, bo – przypomnijmy – o końcowym zwycięstwie w finale, gdzie rywalem był ROW II Rybnik, decydowały rzuty karne, a pan Zdzisław swoją jedenastkę wykorzystał.

- Nikt nie chciał podejść jako pierwszy więc wziąłem to na siebie. I udało się strzelić – mówi.

ROW po raz pierwszy

Ale po kolei…

Stal Rzeszów do sezonu 1974/75 przystępowała jako 2-ligowiec (obecna 1 liga - przyp. red.), a rywalizację w Pucharze Polski zaczęła od I rundy i wyjazdowego meczu z Kolejarzem Prokocim. Rzeszowianie pewnie wygrali 3:0 i zameldowali się w kolejnej rundzie.

Tam czekały na nich grające w najwyższej klasie rozgrywkowej Szombierki Bytom. Stal wygrała 2:1, a po tym przyszedł czas na… ROW Rybnik. I w tym wypadku było 2:1 dla rzeszowskiej drużyny, która tym samym awansowała już do ćwierćfinału. W nim odbyły się derby ze Stalą Mielec.

- Ja grałem w pucharze właśnie od tego meczu, bo wcześniej nie dostawałem zwolnienia ze Stali Stalowa Wola i nie mogłem grać w Stali Rzeszów – mówi Zdzisław Napieracz.

Mielczanie byli zdecydowanym faworytem tego starcia. To była przecież czołowa drużyna w Polsce, z Janem Domarskim, Grzegorzem Lato i Henrykiem Kasperczakiem w składzie, którzy przecież kilka miesięcy wcześniej dali całej Polsce z reprezentacją tyle radości na mundialu w Niemczech. Skończyło się jednak na sensacyjnej wygranej rzeszowian i piękny sen ich kibiców wciąż trwał…

W lidze też szło rewelacyjnie

„Sam mecz, który rozegrano przy sztucznym oświetleniu, był najbardziej pasjonującym wydarzeniem piłkarskim w ostatnich kilku latach, a po bramkach Janusza Krawczyka i Tadeusza Krysińskiego przyniósł zasłużone zwycięstwo 2:0 rzeszowianom, co cała polska prasa okrzyknęła jako sensację”. Tak o tym meczu pisał Janusz Klich w „Barwach Stali”.

Spotkaniem z mielczanami Stal Rzeszów zakończyła rok 1974. W lidze też szło drużynie Joachima Krajczego świetnie i na półmetku była liderem południowej grupy 2 ligi, z punktem przewagi nad GKS-em Katowice. Warto dodać, że wtedy awans uzyskiwał jedynie zwycięzca rozgrywek.

Z drzewa też można oglądać

W nowym roku pierwszym oficjalnym pojedynkiem był półfinał Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, a na trybunach blisko 30 tysięcy kibiców.

- Zapotrzebowanie na sukces było ogromne. Ten mecz z Pogonią to było istne szaleństwo. Ludzie stali blisko linii bocznej boiska i jak trzeba było wyrzucić aut, to musieli się cofać. Ten obraz utkwił mi w pamięci. Kibice byli dosłownie wszędzie. Nawet na drzewach siedzieli

– śmieje się Zdzisław Napieracz.

Mecz był bardzo emocjonujący, a w regulaminowym czasie gole nie padły. Dogrywka to był popis Stali Rzeszów. Trafiali kolejno Janusz Krawczyk, Czesław Miller i Zdzisław Napieracz. Skończyło się na wygranej 3:0 i można się było szykować na finał, gdzie miało dojść do rewanżu za wcześniejszą rundę z ROW-em Rybnik, bo jego 3-ligowe rezerwy sensacyjnie ograły Górnika Zabrze.

Oczywiście rezerwy tylko z nazwy, bo wówczas przepisy pozwalały na to, aby zawodnicy pierwszego zespołu grali też w rezerwach i rybniczanie z tego skorzystali.

Lokalni bohaterowie

1 maja 1975 roku. Na ten dzień wszyscy w Rzeszowie z niecierpliwością czekali.

- Ludzie podchodzili do nas, zagadywali. Nie powiem, byliśmy dosyć znani. To był pierwszy sezon, w którym mecze rozgrywaliśmy przy światłach i frekwencja na meczach pewnie dzięki temu też urosła. Myślę jednak, że kibice przychodzili dla nas, a nie dla świateł – uśmiecha się Zdzisław Napieracz.

– W pewnym sensie byliśmy dla nich lokalnymi bohaterami – dodaje.

Do Krakowa, gdzie odbywało się spotkanie finałowe, pojechało wiele autobusów z kibicami Stali.

– Wiem, że jechali też na pewno pociągami. Na stadionie czuliśmy wsparcie i słyszeliśmy doping naszych fanów

– mówi Zdzisław Napieracz.

Według książki Janusza Klicha „Barwy Stali” rzeszowian dopingowało co najmniej kilka tysięcy fanów. „Wiadomości Fabryczne” pisały natomiast o ponad tysięcznej grupie sympatyków Stali z klubowymi flagami, która dopingowała drużynę.

Za rzeszowską drużyną kciuki ściskali również kibice krakowskich klubów.

– Grupę kibiców z Rzeszowa wspomagali w dopingu krakowianie, czego dowodem były klubowe flagi Wisły i Cracovii wśród flag o barwach Stali – pisały „Wiadomości Fabryczne” i dodawały: Znana krakowska orkiestra podwórkowa ze Zwierzynieckiej – „Andrusy”, prosiła, aby przekazać Czytelnikom „WF”, że była po naszej stronie i śpiewała dla… Stali, życząc powtórzenia w przyszłym roku tego sukcesu.

Przede wszystkim nie stracić

- Finał to było wielkie przeżycie. Graliśmy na stadionie Cracovii z tym betonem dookoła. Boisko było bardzo ciężkie i dzisiaj pewnie by się wszyscy śmiali, że na takim rozgrywany jest mecz finałowy. Obie drużyny znały się doskonale i chodziło o to, żeby nie stracić bramki. Ciężko było o koronkowe akcje i wykorzystanie szybkości Mańka Kozerskiego. Dogrywka to była już gra na przetrwanie – opowiada nasz rozmówca.

„Widowisko nie było dużego formatu. Obie drużyny przytłoczone wysoką stawką pojedynku zagrały poniżej swoich możliwości, nie były w stanie w pełni zadowolić sympatyków futbolu. Brakowało w tej grze rozmachu, z obydwu stron akcje ofensywne organizowane były bez większego przekonania, za to z nadmierną asekuracją i przez cały czas obie strony główną uwagę koncentrowały na tym, aby nie popełnić błędów na własnym przedpolu” – pisał Jan Filipowicz w Nowinach Rzeszowskich.

Karne…

Gole nie padły i o wszystkich musiały decydować rzuty karne. Tak serię rzutów karnych relacjonował Jan Filipowicz:

„Relację z tego spotkania rozpocząć trzeba od momentu, który postawił na nogi całą widownię. Po 120 min. gry arbiter zarządził egzekwowanie rzutów karnych. Pierwszy strzelił Napieracz i trafił idealnie w prawy róg, myląc całkowicie bramkarza; 1:0 i bardzo wartościowa zaliczka. Teraz kolej na rybniczan – strzela ich kapitan, Golla, dość precyzyjnie, tuż obok słupka, ale Jałocha interweniuje z nadzwyczajną intuicją i łapie piłkę. Napięte do ostatnich granic nerwy zawodników nie wytrzymują ciężkiej próby. Cztery następne jedenastki i cztery pudła! Nie trafia do siatki Krawczyk. Błachut strzela w spojenie słupka z poprzeczką. Blaga przegrywa pojedynek z Fojcikiem, a Grzmil posyła piłkę w słupek. Serię tę przełamuje dopiero Krysiński i po jego strzale prowadzimy 2:0, ale w rewanżu Kaczmarczyk również zmusza do kapitulacji Jalochę. Jest 2:1. Wszystko zależy od Dziamy. Jeśli wykorzysta swoją szansę – wygramy. Rzeszowianin doskonale panuje nad sobą, strzela tuż obok słupka – jest 3:1 dla rzeszowian i stalowcy padają sobie w objęcia. Zdobywcą Pucharu Polski jest nasza jedenastka”.

Tutaj z kronikarskiego obowiązku dodamy jeszcze, że w karnych Stal wygrała 3:2, bo Grzonka z ROW-u wykonał jeszcze jedenastkę, choć już jasnym było, że nic to nie zmieni.

Nagroda? Zegarki…

„Stadion Cracovii, godz. 18.35. Po dramatycznej dogrywce, której mocnym finałem były rzuty karne, obie drużyny ustawiły się obok bocznej linii. Uroczysty moment wręczenia jednego z najcenniejszych trofeów piłkarskich – Pucharu Polski. Z rąk I sekretarza KW PZPR w Krakowie Józefa Klasy, otrzymuje go kapitan Stali Rzeszów Bolesław Biel. Wielki sukces rzeszowskiej drużyny i jednocześnie piękny prezent z okazji 1-majowego święta dla wszystkich sympatyków sportu w Rzeszowie i w całym województwie” – pisały Nowiny Rzeszowskie.

- Radość była ogromna. Pamiętam, że po zdobyciu pucharu odbyło się na naszym stadionie spotkanie z kibicami i przyszło kilka tysięcy ludzi – słyszymy od Zdzisława Napieracza.

– Co dostaliśmy za wywalczenie pucharu? Zegarki. Mam go zresztą do tej pory – uśmiecha się pan Zdzisław i dodaje: Przypominam sobie, że były jeszcze takie walizeczki dyplomatki. Z dzisiejszymi czasami nie ma jednak co porównywać. Dla mnie największą pamiątką jest miniaturka pucharu, jaką otrzymali wszyscy nasi zawodnicy. To naprawdę fajna rzecz.

Przeszli do historii

Wywalczenie przez Stal Rzeszów Pucharu Polski przeszło do historii nie tylko klubu, ale i całych rozgrywek, bo pierwszy raz zdarzyło się, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne.

„Stalowcy zdobyli Puchar Polski, bo byli najbardziej ze wszystkich wytrwali w dążeniu do celu. Przypomnijmy, grając 6 pucharowych spotkań, tylko 3 razy odnieśli zwycięstwo w normalnym czasie 90 minut. W dwóch spotkaniach o zwycięstwie decydowały dogrywki, a w finale, po 120 minutach, był ciągle remis i dopiero rzuty karne dały stalowcom minimalną przewagę. Nie był to więc błyskotliwy sukces, ale wartość jest tym większa. Trzeba było wielkiej wytrwałości, żeby w takich okolicznościach dojść do celu i za to przede wszystkim zawodnikom należą się gorące słowa uznania” – pisał Jan Filipowicz w tekście „Raz w życiu”.

Solidny, pracowity, skromny

Cytował w nim również Joachima Krajczego.

- Nie jesteśmy jeszcze zespołem tej klasy, który w spotkaniu o tak wysoką stawkę może zagrać zarówno skutecznie, jak i efektownie, tak aby swoją postawą wszystkich przekonać i zadowolić. Naszym głównym atutem w tym pojedynku i w poprzednich, które rozstrzygały o losach naszej pucharowej kariery, była ambicja. Pod tym względem żaden z zawodników nie sprawił zawodu – mówił trener Stali Rzeszów.

Tak Jan Filipowicz charakteryzował trenera rzeszowian: W zespole ludzi, którzy mają sporo zasług w zdobyciu zaszczytnego wyróżnienia jedną z najbardziej sympatycznych postaci jest bez wątpienia trener Joachim Krajczy. Solidny, pracowity, skromny. Po zakończeniu dramatycznego finału nie ukrywał głębokiego wzruszenia.

- „Abyście nie myśleli, że wątpiłem w Wasze zwycięstwo, przygotowałem co w tej okoliczności należało” – „Wiadomości Fabryczne” cytowały Joachima Krajczego.

Chodziło oczywiście o butelkę szampana, która została natychmiast opróżniona, a trener rzeszowian był wysoko podrzucany przez swoich podopiecznych.

Piekiełko…

A w jaki sposób piłkarze świętowali zdobycie pucharu?

– Oczywiście w Piekiełku w Hotelu Rzeszów

– śmieje się Zdzisław Napieracz.

– Za bardzo jednak nie mogliśmy się bawić, bo przed nami był jeszcze jeden cel – awans do 1 ligi – dodaje.

„Jeden cel został już osiągnięty – Stal zdobyła Puchar Polski. Teraz przed drużyną stoi jeszcze trudniejsze zadanie. Trzeba wywalczyć awans do I ligi. Jesteśmy przekonani, że drużyna nie sprawi zawodu swoim zwolennikom. Będą jeszcze kłopoty, będą lepsze i gorsze mecze – zaufanie budzi jednakże fakt, że w tej ciężkiej rozgrywce w rzeszowskich barwach występować będą zawodnicy, którzy już przekonali nas, że potrafią wytrwale dążyć do wyznaczonego celu” – pisał Jan Filipowicz.

Od łez do euforii

Awans ważył się do ostatniej kolejki. Przed nią Stal miała dwa punkty przewagi nad GKS-em, ale w przypadku przegranej w Bielsku-Białej, przy równoczesnej wysokiej wygranej katowiczan w Tarnobrzegu, to drużyna ze Śląska cieszyłaby się z awansu. Tutaj oddajemy głos Zdzisławowi Napieraczowi.

- Można powiedzieć, że przeżyliśmy koszmar. Byliśmy pewni, że GKS wygra, więc musieliśmy przynajmniej zremisować. Długo prowadziliśmy, ale w końcówce rywale wyrównali, a w doliczonym czasie strzelili zwycięską bramkę. Padliśmy na murawę i siedzieliśmy z pospuszczanymi głowami. Mieliśmy przygotowane odpowiednie napoje (uśmiech), ale nikt się nie ośmielił ich otworzyć. Wracał więc do Rzeszowa taki smutny autobus, a w pewnym momencie kierowca włączył radio. Podawali wyniki i usłyszeliśmy, że awans do 1 ligi wywalczyła Stal Rzeszów. Okazało się bowiem, że Siarka pokonała GKS 3:0. W momencie zrobił się bardzo wesoły autobus, a już w Rzeszowie wylądowaliśmy w Piekiełku – śmieje się Zdzisław Napieracz.

Pożegnanie…

Stal Rzeszów po trzech latach wróciła więc do najwyższej klasy rozgrywkowej, jak się później okazało tylko na rok. Po tak bardzo udanym sezonie z klubem niespodziewanie pożegnał się Joachim Krajczy.

– My byliśmy z nim bardzo zżyci. Ja z nim jeszcze grałem na boisku jako młody chłopak. To on chciał, abym wrócił do Stali. Zbudował ten zespół. Mówiło się, że poszło o pieniądze, ale nie wiem do końca jaka była prawda. Na pewno była rozmowa, aby sprowadzić kilku nowych zawodników, ale zarząd postanowił, że w 1 lidze ma grać praktycznie ten sam zespół. Wychodzili z założenia, że skoro radziliśmy sobie w pucharze, to i w lidze damy radę. Skończyło się na odejściu trenera, a jestem przekonany, że z nim oraz kilkoma wzmocnieniami nie spadlibyśmy z ligi. Puchar trochę przesłonił działaczom obraz i nie poszło w dobrą stronę myślenie – mówi Zdzisław Napieracz.

Rzeszowianom do utrzymania zabrakło jednego punktu, a na najwyższy poziom ligowy już nigdy nie wrócili…

Skład Stali Rzeszów z meczu finałowego Pucharu Polski

Henryk Jałocha - Piotr Blaga, Jan Gawlik, Józef Rosół, Bolesław Biel (kapitan) - Tadeusz Michaliszyn, Józef Janiszewski, Zdzisław Napieracz, Marian Kozerski (90 Tadeusz Krysiński) - Czesław Miller (100 Andrzej Dziama), Janusz Krawczyk. Trener: Joachim Krajczy.
Poza tym w kadrze byli: Jan Czajkowski, Stanisław Curyło, Stanisław Sieniawski, Stanisław Urban.

Zobacz też: Remont stadionu miejskiego w Jarosławiu z drona

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24