Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera w Husowie. Ograbiona z oszczędności wieś odzyskuje pieniądze

Anna Janik
Kiedy sprawa malwersacji w punkcie kasowym w Husowie wyszła na jaw, mieszkańcy tłumnie ruszyli sprawdzać stan swoich kont. Wielu doznało szoku.
Kiedy sprawa malwersacji w punkcie kasowym w Husowie wyszła na jaw, mieszkańcy tłumnie ruszyli sprawdzać stan swoich kont. Wielu doznało szoku. Krzysztof Łokaj
Bank, w którym doszło do malwersacji, zaczyna zwracać mieszkańcom Husowa i Tarnawki brakujące środki. Kto wyczyścił ich konta i co stało się z pieniędzmi? To nadal bada prokuratura.

Czujemy ogromną ulgę, że pieniądze wracają do właścicieli, bo przecież ta wieś żyje z rolnictwa, a wiosna za pasem. Za coś trzeba kupić nawozy, opryski, a w tej sytuacji nie wiadomo było, czy brać na to wszystko kredyty czy czekać na zwrot z banku - opowiada pan Krzysztof, poszkodowany, który jako jeden z pierwszych zauważył, że z jego konta w tajemniczy sposób zniknęły pieniądze.

Głośna sprawa finansowego przekrętu w punkcie kasowym jednego z banków w Husowie (powiat łańcucki) wyszła na jaw 2 lutego. To wtedy m.in. pan Krzysztof udał się do punktu kasowego banku, żeby wypłacić część pieniędzy.

- Usłyszałem, że mam tylko 300 zł. Powiedziałem, że to niemożliwe, bo wiedziałem, że powinno być dużo więcej - opowiada. - No i się zaczęło. Prześledziłem wszystkie swoje wpłaty i wypłaty, i okazało się, że od dawna nie były księgowane. Straciłem 25 tysięcy złotych.

Codziennie nowi poszkodowani

Szybko okazało się, że wyczyszczone konta ma wielu innych mieszkańców wpłacających w punkcie kasowym renty strukturalne, unijne dopłaty dla rolników, a nawet ciężko zarobione za granicą pieniądze. Niektórzy stracili nawet 130 tys. zł.

- Ja w porównaniu z innymi straciłem mało, tylko 10 tys. zł. To część dofinansowania na ułatwienie startu młodym rolnikom - opowiada pan Paweł, kolejny z poszkodowanych. - Na szczęście, te 100 tys. zł wpłynęło na konto niedawno, bo dopiero pod koniec grudnia, bo gdyby leżały dłużej, nie zostałoby mi pewnie wiele - kręci głową.

Jak wspomina, sam wybrał pieniądze z konta dwa razy - 13 i 15 stycznia. A zgodnie z wyciągiem, wypłaty były trzy.
Wśród pokrzywdzonych są i takie osoby, które nawet nie wiedzą, ile dokładnie straciły. Znane są też przypadki, w których pokrzywdzeni szli do punktu założyć konto, wpłacili na miejscu pieniądze, ale konto -mimo zapewnień kasjerki - nie zostało założone. Do dziś zgłosiło się 66 poszkodowanych osób, z czego 51 zostało przesłuchanych.

Niemal codziennie do siedziby banku, na policję lub prosto do Prokuratury Rejonowej w Łańcucie zgłaszają się kolejni mieszkańcy Husowa i sąsiedniej wsi Tarnawka. O tym, że stracili część lub całość swoich oszczędności, nie mieli pojęcia, bo przez lata nie sprawdzali stanu rachunku. Nie mieli kart bankomatowych, kont online, nie prosili też o wyciągi z kont. Kwotę, jaką zgromadzili, na kartce wypisywała im kasjerka, do której cała wieś miała zaufanie.

Żyła bardzo skromnie

Pracowała w tym punkcie kasowym 40 lat. Była "swoja".
- Jak mogliśmy jej tak ufać? - zadaje sobie pytanie pan Krzysztof. - Przecież mieszkała wśród nas, kilka domów dalej ode mnie. Ja codziennie podwoziłem ją autem do pracy. W dodatku, kiedy pytaliśmy, ile mamy na koncie, kwota, którą podawała, zawsze się zgadzała. Jak więc mogliśmy cokolwiek podejrzewać? Nie wiedzieliśmy wtedy, że pieniędzy już dawno tam nie ma - kręci głową.

Kasjerka kilka dni przed wybuchem afery odeszła na emeryturę, a w dniu, kiedy sprawa wyszła na jaw, popełniła samobójstwo. Prokuratura jest pewna, że do śmierci przez powieszenie nie przyczyniły się osoby trzecie. Sprawdza jednak, czy kasjerka nie została do samobójstwa zmuszona. Wszystko wskazuje bowiem na to, że ze sprawą znikających pieniędzy jest mocno związana.

- Nie wiemy, w jaki konkretnie sposób brała udział w procederze - mówi prowadzący sprawę prok. Krzysztof Ciechanowski z łańcuckiej prokuratury rejonowej. - Mamy kilka wersji wydarzeń, włącznie z tym, że mogła mieć wspólnika lub że była przez kogoś do czegoś zmuszana. Żadnej z nich na ten moment nie wykluczamy. Teraz ustalamy, gdzie podziały się pieniądze, bo ta pani żyła bardzo skromnie, nigdzie nie wyjeżdżała, nie widać było po niej żadnego bogactwa. Podczas przeszukania domu i zabudowań gospodarczych zabezpieczyliśmy dokumenty, w których szukamy jakichś wskazówek mówiących o tym, czy pieniądze mogą być ulokowane na jakimś prywatnym koncie.

Wiadomo bowiem, że kasjerka musiała prowadzić swoje własne zestawienie rachunków mieszkańców. Co ciekawe, regularne, niezapowiedziane kontrole punktu w Husowie prowadziła bezpośrednia przełożona kasjerki. Nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości. Również systemy bankowe nie zarejestrowały podejrzanych operacji na kontach mieszkańców Husowa, przez co proceder, który zaczął się w 2007 r., udawało się przez tyle lat ukryć.

Odzyskać pieniądze pomoże grafolog

Co mogło się stać z pieniędzmi? Jeśli analizujący dokumenty policjanci nie natrafią na ślad prywatnego konta kasjerki, w ciągu kilku najbliższych dni prokuratura roześle do wszystkich 90 centrali banków w Polsce prośbę o udostępnienie danych kobiety. Możliwa jest też współpraca z ABW, która rejestruje wszystkie operacje bankowe w Polsce na kwotę powyżej 25 tys. euro.

Taki przelew lub wpłata nie jest w tym przypadku wcale wykluczona, bo kwota, jaką stracili w sumie mieszkańcy, tylko według ostrożnych szacunków wynosi około 1,5 mln zł. Z tego ponad 73 tys. zł to pieniądze, jakie w formie pożyczki lub kredytu teoretycznie jest winnych bankowi ośmiu mieszkańców Husowa. O tym, że wzięli kredyt, podobnie jak ich poręczyciele, dowiedzieli się, kiedy bank zaczął upominać się o niezapłaconą ratę. Do momentu śmierci kasjerki kredyty były regularnie spłacane. Przez kogo i w jaki sposób? Również ten wątek jest badany.

W całej sprawie pocieszające jest to, że bank, który od początku nie odcinał się od problemu, zgodnie z obietnicą, nie zostawił bez pomocy ograbionych z oszczędności mieszkańców. W tym tygodniu pieniądze zwrócono osobom, które miały potwierdzone wpłaty na lokatę w postaci papierowych książeczek oszczędnościowych.

W udokumentowaniu strat pozostałym mieszkańcom ma pomóc prokuratura, która zamierza powołać biegłego grafologa. To on stwierdzi, czy podpisy mieszkańców zakładających konta, a później rzekomo wypłacających z nich pieniądze, są takie same. Jeśli okaże się, że je sfałszowano, bank i w tych przypadkach zwróci oszczędności.

- Wiem, że na razie pieniądze odzyskało kilkanaście osób. Dostały od razu całą kwotę, dlatego liczymy, że bank zwróci też nam. Choć będziemy mieć pewnie problem z udowodnieniem tych wpłat, bo ja zgubiłem gdzieś potwierdzenia, mam jedynie świadka, który stał przy mnie, kiedy wpłacałem pieniądze. Oby to wystarczyło - ma nadzieję pan Krzysztof.

I dodaje: My nikogo nie oskarżamy, nie interesuje nas nawet, jak do tego wszystkiego doszło. Chcemy tylko odzyskać oszczędności życia. A dla tych, którzy pewnie czytają o nas w gazetach, niech to będzie ostrzeżenie na przyszłość. Na słowo nie można wierzyć nikomu. Nawet jeśli wydaje nam się, że go znamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24