Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akrobaci z Rzeszowa dają popisy w najlepszych cyrkach Europy

Cezary Kassak
Rzeszowianie są już znani w branży i na brak ofert nie narzekają.
Rzeszowianie są już znani w branży i na brak ofert nie narzekają. Archiwum
Jako akrobaci Stali Rzeszów, Andrzej Piechota i Tomasz Wlezień zdobywali medale mistrzostw świata i Europy. Dzisiaj występują w najsłynniejszych europejskich cyrkach, klubach, salach teatralnych. - Kiedyś rozdarły mi się spodnie i musiałem występować z gołym "siedzeniem" - śmieje się Wlezień.

Pierwsze "niesportowe" pokazy Andrzej Piechota i Tomasz Wlezień dawali, będąc jeszcze akrobatami rzeszowskiej Stali. Źródłem utrzymania akrobatyka stała się dla nich jednak dopiero w 2002 roku, kiedy zakończyli kariery sportowe.

Występują w cyrkach, teatrach, salach koncertowych, kasynach, lokalach organizujących przedstawienia varietes. W branży są już znani i na brak ofert nie narzekają.

- Jeżeli dostajemy propozycję udziału w jakimś show i koncepcja przedstawienia nam odpowiada, podpisujemy kontrakt - mówią rzeszowianie.

Przed rodziną najtrudniej

Mieli okazję pracować w najlepszych cyrkach świata - Roncalli i de Soleil. - To trochę inne cyrki niż te nasze, polskie - tłumaczy Piechota. - Namiot wiele tygodni stoi w jednym miejscu; artyści śpią w hotelach i apartamentach. Poza tym w Polsce mało kto wyobraża sobie cyrk bez zwierząt. Tymczasem na przykład w cyrkach niemieckich pokazów treserskich już prawie nie ma.

Pracując w renomowanych cyrkach, regularnie występują przed parutysięczną publicznością. - Największą tremę odczuwamy chyba wtedy, gdy na przedstawieniu są nasze rodziny - uśmiecha się Piechota.

Zwykle prezentują trzy programy. Są to układy statyczne, nie wykonują salt i tym podobnych powietrznych ewolucji. - Nasze pokazy łączą w sobie stójki i elementy siłowe - wyjaśnia pan Andrzej. - Ewentualne upadki nie są więc groźne. I nie przytrafiają się często. Gdyby tak było, nikt by nas nie zatrudniał i szybko musielibyśmy się przebranżowić…

Pogawędka z królewską parą

Wśród widzów oglądających ich występy nie brakowało gwiazd estrady i polityki. Podziwiali ich m.in. Phil Collins, piosenkarka Norah Jones, a także hiszpańska para królewska - Juan Carlos i królowa Zofia.

- Z tego co pamiętam, przed występem nawet nie wiedzieliśmy, że na widowni będzie król - mówi Tomasz Wlezień. - Czułem jednak, że coś się święci. Obok namiotu widziałem rząd limuzyn.

- Z monarszą parą uciąłem sobie krótką pogawędkę - opowiada Piechota. - Doszło do niej w dość niezwykłych okolicznościach. Po występie jak zawsze poszedłem się wykąpać. Prysznice były usytuowane przy samym wyjściu. Przechodzę przez scenę rozgrzewkową, patrzę - król i królowa. Podeszli do mnie, pogratulowali, powiedzieli, że bardzo im się podobało. A ja w samym ręczniku…

Niezależnie od tego, czy występują w cyrku, teatrze czy kasynie, zawsze są jednakowo skoncentrowani.

- Cyrk albo inna duża scena niewątpliwie zapewnia nieco większą swobodę pracy - mówi Wlezień. - W lokalach ludzie siedzą blisko nas. Niedawno podczas występu zostałem lekko popchnięty. Nie zareagowaliśmy na to, robiliśmy swoje.

Ćma na czole

Nietypowych sytuacji przeżyli więcej. Niektóre były komiczne.
Kiedyś uczestniczyli w show na otwartej przestrzeni. Zgodnie ze scenariuszem, przed pokazem musieli stać nieruchomo, jak zaczarowani. Czekali, aż prowadzący ich "odczaruje" i nakaże rozpocząć występ.

I właśnie wtedy, kiedy mieli obowiązek zamienić się w słupy soli, nad głową Andrzeja Piechoty zaczęła krążyć konkretnych rozmiarów ćma. Krążyła, krążyła, aż usiadła mu na czole… Z trudem, ale jednak wytrzymał bez ruchu.

Tomaszowi Wlezieniowi z kolei "uprzyjemnił" występ wyjątkowo natrętny komar. Innym razem "nawalił" kostium pana Tomka. - Andrzej mocno chwycił mnie za nogawkę i spodnie "strzeliły" tak, że występowałem z gołym pośladkiem. Słyszałem śmiech osób, siedzących w pierwszych rzędach…

Pewnego razu kawał zrobili im ich koledzy. - Występowaliśmy na przeźroczystym, wykonanym z pleksy stole - wspomina Piechota. - Koledzy nakleili pod nim zdjęcia skąpo odzianych dziewczyn. Dźwigałem Tomka na plecach i siłą rzeczy mój wzrok ciągle padał na wspomniane fotki. Na szczęście prezentowaliśmy trick, podczas którego wolno było się śmiać. Bo czasami, w zależności od charakteru przedstawienia, musimy mieć grobowe miny. Tym razem mogłem sobie pofolgować i oczywiście wybuchnąłem gromkim śmiechem.

Żarty żartami, ale praca, jaką wykonują, do lekkich nie należy. W ciągu trzech lat potrafili dać tysiąc występów. W swoich domach są gośćmi. Jeden z kontraktów trwał półtora roku opowiada Wlezień. W tym czasie w Rzeszowie przebywaliśmy może 10 dni. Częściej niż my do kraju nasi najbliżsi przyjeżdżają do nas.

Na statku trochę bujało

Kokosów nie zarabiają, ale na średni poziom życia wystarcza. Dzięki pracy zobaczyli też kawał świata. Swoje umiejętności prezentowali w większości niemieckich, szwajcarskich i włoskich teatrów. Występowali w Hiszpanii i Anglii, w tym również w słynnej londyńskiej sali koncertowej Royal Albert Hall.

Z bardziej egzotycznych państw odwiedzili Liban i Zjednoczone Emiraty Arabskie. - Zaskoczyło mnie to, że w Libanie, państwie wydawało się biednym, mają tak "wypasione" kasyno - mówi Piechota. - W kasynach, oczywiście, nie pracujemy przy ruletce, tylko w odpowiednich salach.

Przez siedem tygodni dawali pokazy na statku, pływającym po Morzu Śródziemnym. - Podczas niektórych występów trochę bujało, ale silniejszych sztormów udało się uniknąć - wspomina pan Tomasz.

Czasami się nie chce…

Wojażują po świecie, a co z Polską? - W zeszłym roku w kraju wystąpiliśmy raz - mówi Piechota. - To i tak dużo, bo u nas nie ma rynku. Brakuje lokali, w których można oglądać varietes. Rodzime cyrki nie spełniają naszych oczekiwań, a te, w których jesteśmy zatrudniani, do Polski nie przyjeżdżają. Nie byłyby w stanie zarobić na siebie. Bilety musiałyby pewnie kosztować ok. stu złotych i mało kto zdobyłby się na taki wydatek.

Przyznają, że są takie dni, kiedy na scenę "aż nie chce się wychodzić". Znużenie odczuwają zwłaszcza przy dłuższych kontraktach. Marzą wtedy o powrocie do domu. - Ale kiedy już dłużej w Polsce posiedzimy, czegoś jednak brakuje - podsumowuje Tomasz Wlezień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24