Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alkohol odbiera rozum... czasem też życie

ddziopak
Ujechali zaledwie dwieście metrów. Auto koziołkowało w rowie i przygniotło Zbigniewa Bąka.
Ujechali zaledwie dwieście metrów. Auto koziołkowało w rowie i przygniotło Zbigniewa Bąka. Archiwum policji
Zbigniew Rak zginął 200 metrów od domu. Wsiadł do samochodu, którym kierował jego kuzyn. Miało być pożegnalne piwo. Pożegnał się z życiem.

Niedzielne przedpołudnie, 22 listopada, w domu Raków w Harklowej k. Jasła było zwyczajne.

- Wstaliśmy koło siódmej, wypiliśmy kawę, potem pogadali… - opowiada Stanisława Rak. - Mąż mówi: to ja se legnę na chwilę…

Długo jednak 72-letni Zbigniew Rak nie podrzemał. Przed dom zajechało auto, ford focus.

- Przyjechali we dwóch, ale prowadził Rysiek, kuzyn taty - wspomina Bogusław, syn Raków. - Rysiek miał nazajutrz jechać do Niemiec.

Od jakiegoś czasu pracuje tam jego żona, teraz i na niego czekała tam robota. Nie pierwszy raz zresztą jeździł do Niemiec dorabiać. Żegnał się z kolegami przed wyjazdem, to i do nas wstąpił.

Nie posłuchał żony

Mężczyźni byli pijani. - Chodź, Zbyszek, na piwo, mówili - opowiada Stanisława. - Nie jedź, prosiłam, ale nie posłuchał, bo to kuzyn, to nie chciał odmówić - ociera łzy pani Stanisława.

Gospodarz stał chwilę z niespodziewanymi gośćmi koło forda, jakby się wahał: jechać, czy nie. Ale pojechali.

- Siedziałem sobie na ławce przed domem i paliłem papierosa - wspomina Bogusław. - W koło cisza, jak to na wsi. Nagle słyszę krzyki. To Rysiek biegnie drogą, macha rękami i woła z daleka: lećcie tam, ojca ratujcie, on jest pod samochodem, przygnieciony!

I pobiegł dalej. Pogotowie wzywać, czy co? - zastanawia się teraz syn pana Zbigniewa. Ale wtedy nie miało to dla niego znaczenia. Zerwał się z ławki i pobiegł zobaczyć, co się stało.

Wypadł przez drzwi

Ryszard L. 57-letni mieszkaniec sąsiedniej miejscowości Pagorzyna (pow. gorlicki) prawdopodobnie już od kilku dni zakrapiał alkoholem pożegnania z kolegami.

- Pewnie na kacu chcieli po piwku wypić - mówi mieszkaniec wsi spotkany przed sklepem w Harklowej.

Od domu Raków do sklepu było nieco ponad kilometr. Zbigniew Rak usiadł na tylnym siedzeniu i ruszyli. Prosta droga, lekko pod górkę. Ujechali zaledwie 200 metrów i auto nagle wjechało do przydrożnego rowu.

Jeszcze kilkanaście metrów samochód toczył się w rowie, aż coś go przyblokowało i dachował. Siedzący z tyłu mężczyzna wypadł przez drzwi, wprost pod przewracający się samochód.

Umarł na rękach Bogdanowi

Sprawca wypadku zostawił kolegę i żyjącego jeszcze kuzyna. Biegł w stronę swojego domu, ale po drodze musiał minąć gospodarstwo Raków. Nie zatrzymując się, dał znać rodzinie o wypadku.

- Tato jeszcze żył, przytomny był, ale twarz miał całą we krwi - wspomina Bogusław. - Kiedy karetka przyjechała, było już po wszystkim… Umarł na rękach Bogdanowi, który z nimi jechał w samochodzie - dodaje ze łzami w oczach.
Janusz, młodszy syn Zbigniewa: - Mnie tu wtedy nie było, mieszkam w innej wsi. Brat zadzwonił do mnie, że był wypadek, że tato nie żyje. Poleciałem do sąsiada prosić, by mnie podwiózł.

Ale ojca już nie zobaczyłem. Strażacy mnie nie dopuścili, nie dali zobaczyć. Mówili, że już nie ma na co patrzeć...
[obrazek2] Stanisława Rak, żona Zbigniewa: - Nie jedź, prosiłam, ale nie posłuchał. Bo to kuzyn, to nie chciał odmówić. (fot. Marek Dybaś)

Nietrzeźwi kierowcy na Podkarpaciu od stycznia do października 2009 spowodowali:
wypadki - 193
ranni - 236
zabici - 22
kolizje - 399

Śmierć zaglądała w oczy

Rok temu Zbigniew Rak zmagał się z chorobą nowotworową. - Tyle się nachorował, namęczył, nerkę mu nawet wycięli, ale teraz czuł się już dobrze - mówi żona zmarłego.

Ale Rak czuł, że śmierć mu w oczy zagląda. Spodziewał się jej jednak z innej strony.

- Dwa dni przed świętem zmarłych przyszedł do mnie i mówi: tu masz numer telefonu do firmy kamieniarskiej - wspomina Tadeusz Kula, właściciel sklepu, do którego feralnego dnia uczestnicy wypadku jechali na pożegnalne piwo. -

Nagrobek sobie wyszykował. Jakby co, to powiesz, żeby otworzyli go dla mnie - prosił. Czuł, że niedługo już pociągnie, ale myślał, że to rak go pokona. To był mój przyjaciel. Od dziecka go znałem. Pomagałem mu nieraz, woziłem do Rzeszowa do lekarzy, i do Krosna…

Najpierw szpital, potem areszt

Ryszarda L. policja zatrzymała w pobliżu jego domu. Miał ponad 2,5 promila alkoholu w organizmie. Zabrali go na komendę.

- Narzekał cały czas, że źle się czuje i dlatego policjanci zawieźli go do szpitala - mówi nadkom. Zbigniew Mijal z KPP w Jaśle. - Badający go lekarz stwierdził podejrzenie wstrząśnienia mózgu i ogólne potłuczenia. Został zatrzymany w szpitalu na obserwacji.

We wtorek go wypisali. Prosto ze szpitala trafił do policyjnego aresztu. Za spowodowanie po pijanemu wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi mu do 12 lat więzienia.

Alkohol rozum odbiera

Siedzący obok kierowcy pasażer też był pijany, miał prawie 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Jemu nic się nie stało. Już następnego dnia po tragedii przyszedł do sklepu, do którego nie dojechali.

- Rozpaczał, mówił, że nie może się z szoku otrząsnąć, że tak się stało - opowiada Bożena Sepioł, pracująca w sklepie tym już trzy lata.

- Owszem, Rysiek to lubił wypić, ale za kierownicą wtedy nigdy nie siadał - zapewnia Kula, właściciel sklepu. - Żegnał się z kolegami i widocznie mu odbiło.
- Nie mogę w to uwierzyć, nigdy bym nie pomyślała, że siądzie pijany za kierownicę - dodaje ekspedientka.

- Jakiś czas temu w sklepie klienci dyskutowali głośno o pijaństwie. Ryszard zapewniał, że on to by w życiu nie siadł po pijanemu za kierownicę.
Mówił ten, mówił tamten... A ludzie mówią, że alkohol rozum odbiera.

Żadnej skruchy

W czwartek na wniosek prokuratury Ryszard L. stanął przed sądem. Sąd zdecydował, że podejrzany nie trafi do aresztu. Jako środek zapobiegawczy zastosowany zostanie jedynie dozór policyjny oraz zakaz opuszczania kraju.

Według policjantów, którzy przesłuchiwali wczoraj Ryszarda L., podejrzany nie wykazywał żadnej skruchy, ani wyrzutów sumienia. Był arogancki i miał pretensję do funkcjonariuszy, że dopiero teraz go przesłuchują.

Czym kierowała się prowadząca sprawę Grażyna Wilisowska-Gołąbek, sędzina Sądu Rejonowego w Jaśle, wydając wspomnianą decyzje?

- O sprawach, w których orzekam, nie wolno mi rozmawiać z dziennikarzami - powiedziała nam pani sędzina.

***

Tak więc Ryszard L., który jest podejrzewany o to, że po pijaku prowadził samochód, spowodował śmiertelny wypadek, uciekł z miejsca wypadku, nie udzielił pomocy poszkodowanemu, został zatrzymany dopiero w wyniku policyjnego pościgu, pozostaje na wolności.

Jeśli znowu ucieknie, tym razem za granicę, gdzie czeka na niego praca, to kto będzie za to odpowiedzialny? A co będzie, jeśli znowu siądzie pijany za kierownicę i ktoś przypłaci to życiem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24