Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Chyra o filmie "Na granicy": Scenariusz od razu mnie zaciekawił

Beata Terczynska
Andrzej Chyra zagrał w "Na granicy" pogranicznika, który w Bieszczady przyjechał z dwoma synami.​

Andrzej Chyra, z którym spotkaliśmy się w Hotelu Skalny w Polańczyku przyznał, że scenariusz thrillera od razu wydał się mu interesujący. - W ogóle myślę, że powinniśmy robić jak najwięcej filmów małoobsadowych. Roman Polański zaczynał właśnie od małego filmu sensacyjnego.

Są kompozytorzy, którzy piszą symfonie, ale bardzo dużo swojej maestrii pokazują, pisząc kwartety smyczkowe, które wymagają ogromnej świadomości, jak w takim małym składzie osiągnąć maksimum emocji i efektu. To mi się właśnie spodobało, że thriller "Na granicy" dzieje się tak naprawdę w kręgu 4-5 osób, które są w jakiejś matni. Poza tym, że historia, chociaż nie jakaś niezwykle wymyślna, wydała mi się ciekawa i pełna napięcia.

Jaki jest jego bohater? - To człowiek, który już trochę się nażył i chciałby otworzyć nowy etap w życiu. Stracił żonę, ma słaby kontakt z synami, nie pracuje w straży od roku i chciałby wrócić. To jest dla niego ostatni moment, kiedy może się jeszcze poderwać do lotu. W związku z tym wybiera się z synami na męską wyprawę, która z niewinnej rodzinnej historii przeradza się w mroczną, niebezpieczną.
Mówi, że to będzie kino sensacyjne, które w Polsce ostatnio znowu odżywa, i ma wrażenie, że nie najgorzej to wychodzi. Ciekawiło go też, czy reżyser - debiutant, który wchodzi do kina pełnego metrażu - wniesie jakąś nową jakość estetyczną. - Generalnie - lubię pracować w debiutach. Oczywiście lubię też wracać do reżyserów, z którymi pracowałem wcześniej. Ten film mieliśmy robić już w zeszłym roku. Jeszcze nie wiedziałem, że Łukasz Żal może mieć Oscara (śmiech), jeszcze wtedy nie widziałem "Idy", a teraz przyznam, apetytu sobie narobiłem. Ciekaw jestem bardzo, co ten film zdziała.

Trochę żałuje, że nie miał czasu, aby poszwendać się po Bieszczadach. - Mam bardzo skondensowane zdjęcia, a nasze plany zdjęciowe są w okolicach, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ale okrążyłem jezioro, byłem na zaporze i nad zalewem w Polańczyku.

Przyznaje, że inaczej się kręci w plenerze, inaczej w studio. - Z jednej strony, kochamy to, że możemy się wyrwać i poświęcić tylko temu, ale czasem też nienawidzimy, bo praca na planie nie zawsze jest sielanką. Zdarzają się sytuacje nerwowe, jak dziś. Film jest zimowy, a nie ma śniegu. Sam lubię takie filmy, gdzie się wyjeżdża ze swojej norki i trzeba się temu oddać. Oddycha się innym powietrzem, inaczej ziemia promieniuje. Coś się w człowieku zmienia przez krajobraz i ludzi. Przez to może łatwiej nadać filmowi wyjątkowy charakter, jakąś prawdę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24