Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ania do zadań specjalnych

ANETA GIEROŃ
Anna Marszałek nie znosi bezczynności. Chałupa kryta strzechą już gotowa.  Teraz czeka na szczęśliwe oźrebienie Lizy.
Anna Marszałek nie znosi bezczynności. Chałupa kryta strzechą już gotowa. Teraz czeka na szczęśliwe oźrebienie Lizy. KRZYSZTOF ŁOKAJ
Pod Dynowem buduje skansen. - Tu się urodziłam, tu wrócę. Za jakieś 30 lat... - mówi Anna Marszałek, najlepszy dziennikarz w Polsce

Co może piekielnie inteligentna blondynka z dużymi oczami i naturalnym wdziękiem... Śpiewać na scenie? Chodzić po wybiegu? Nie. Może doprowadzać do dymisji niejednego ministra i złamać karierę nawet bardzo wpływowemu politykowi z pierwszych stron gazet. Musi się tylko nazywać Anna Marszałek.
Mała wioska pod Dynowem. Wszystkiego tu za dużo: pięknych widoków za oknem, spokoju, świeżego powietrza i ludzkiej biedy.
- Stąd pochodzę - mówi Anna Marszałek, Dziennikarka Roku, od 12 lat związana z "Rzeczpospolitą". - Do tego miejsca mam sentyment. Czasem jak mi źle w Warszawie, pakuję rzeczy do samochodu, wynajmuję mieszkanie i wracam tu na stałe - w marzeniach. Za bardzo kocham dziennikarstwo, już nie potrafię żyć bez adrenaliny. A Podkarpacie? Wrócę tu. Za 30 lat.
Kiedy Ania siedzi za kierownicą dużego forda, widać tylko roześmianą twarz. To wystarczy, by rozpoznał ją każdy mieszkaniec niewielkiej wioski. Z daleka się kłaniają, machają. Z Ani zawsze byli dumni, ale odkąd uznano ją za najlepszego dziennikarza w Polsce, w sklepie o niczym innym się nie gada.
- To przecież nasza Ania - zaznacza zagadnięty we wsi mężczyzna.
- Tata od kilku tygodni zbiera gratulacje - przyznaje dziennikarka.

Tutaj będzie skansen

Piec, gotować...mogę, nie mam tylko czasu.
Piec, gotować...mogę, nie mam tylko czasu.
KRZYSZTOF ŁOKAJ

Dziennikarz Roku 2003 rodem z Podkarpacia. Pierwowzór bohaterki filmu Ryszarda Bugajskiego, "Nieba gwiaździste nade mną". To ona napisała o "starachowickim przecieku", z posłami SLD: Andrzejem Jagiełło i Henrykiem Długoszem w rolach głównych, o handlu bronią, w który zamieszane były Wojskowe Służby Informacyjne, o pośle AWS, Marku Kolasińskim i senatorze Aleksandrze Gawroniku zamieszanych w interesy z pruszkowską mafią., o korupcji w Ministerstwie Obrony Narodowej i o wielu innych. Uwielbia czytać poezję, jeździć konno, tworzyć.

(fot. KRZYSZTOF ŁOKAJ)Mieszkańcy przynoszą jej zabytkowe sprzęty i narzędzia rolnicze. Wiedzą, że nic nie sprawi jej większej radości, niż "wiekowe rupiecie". Od kilku miesięcy w starym sadzie, który sadził jeszcze dziadek Ani Marszałek, powstaje skansen. Chałupa kryta strzechą, z piecem kaflowym, alkową i klepiskiem w sieni jest już gotowa. Niedługo stanie stodoła.
- Roznosi mnie energia - przyznaje dziennikarka. - Po kilku dniach bezczynności muszę działać. Ta chałupa, to kawał historii regionu i mojej rodziny, która w tych okolicach mieszka od XVIII wieku. Chciałabym, żeby do tego miejsca zaglądały dzieciaki, młodzież, przejeżdżający tędy ludzie.
Na razie po sadzie biegają Liza i Mega, konie małopolskie. Na pobliskie wzgórze królewskie (dumna nazwa, to na cześć stacjonującego tutaj przed wiekami króla Władysława Jagiełło) z Anią w siodle mają szanse pogalopować tylko kilka razy w roku. Warszawa jest zaborcza, długich rozstań nie toleruje.

W Warszawie

- Dziennikarstwo w moim życiu pojawiło się przez przypadek - opowiada. - Skończyłam polonistykę w Rzeszowie i nie chciałam uczyć w szkole. Koleżanka namówiła mnie na podyplomowe dziennikarstwo w Warszawie. Ona się nie dostała, dziś jest nauczycielką. Mnie się udało. Zostałam w Warszawie, zaczęłam pracę w dodatku telewizyjnym "Gazety Wyborczej".
Wspominając początki, zaśmiewa się do łez. Pamięta, jak z automatu na żetony wydzwaniała z akademika do działu filmów dokumentalnych w Telewizji Polskiej. Mieli tam z niej ubaw. Poważna pani redaktor co 6 minut przerwała rozmowę, żeby do słuchawki dopuścić następnego w kolejce studenta. Z Wyborczej trafiła do Ekspresu Wieczornego. Przez krótki czas była warszawską korespondentką nieistniejącego już podkarpackiego dziennika "A-Z". Pierwszy tekst?
- Pamiętam. Strasznie wtedy zmarzłam. Kilka godzin stałam z kupcami z Hali Mirowskiej w Warszawie, którym kazano na jedną noc usunąć budy, by wprowadzić nowe oznaczenia na placu. Test skrócono o jedną trzecią, zmieniono, ale się ukazał.
W dziale reporterów w Ekspresie Wieczornym przeszła dziennikarską szkołę życia. Dużo historii społecznych, politycznych i kryminalnych. Praca blisko ludzi. Gdy w 1992 r. trafiła do Rzeczpospolitej bez problemu odnalazła się w dziale prawnym, potem społecznym.

Na tropie

[obrazek4] Piec, gotować...mogę, nie mam tylko czasu.
(fot. KRZYSZTOF ŁOKAJ)- Już po kilku tygodniach miałam czołówkę na pierwszej stronie. To była historia byłego senatora Aleksandra Gawronika, zamieszanego we współpracę z mafią pruszkowską.
Od kilku lat nie ma miesiąca, by nie opublikowała tekstu, po którym aż huczy w polityce albo biznesie. Mówią o niej - najlepsza dziennikarka śledcza w kraju.
Pojawiają się głosy, że jej niesamowite informacje pochodzą z Urzędu Ochrony Państwa, teraz przemianowanego na Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
- To bolesna i niesprawiedliwa plotka - odpowiada Marszałek. - No, bo jak to możliwe. Niby mam kogoś w ABW, który nie wiedzieć, czemu akurat mnie dostarcza bez przerwy informacje. To kim musiałaby być ta osoba, by przetrwać wszystkie rządy: lewicowy, prawicowy i żeby mieć dostęp do najbardziej tajnych raportów. Prawie wszyscy dziennikarze śledczy padają ofiara takich pomówień.
Jak zdobywa się informacje, których nikt zdobyć nie może? Na ogół przez przypadek. Kilka lat temu było wiadomo, że jest tajny raport o nielegalnym handlu bronią. Jedna z kopii znalazła się w aktach pewnego śledztwa, jednak nie było szans, by dokument skopiować.
- Namówiliśmy pewnego człowieka, żeby nauczył się go na pamięć - opowiada. Mężczyzna uczył się trzech akapitów, wychodził i my to nagrywaliśmy. Tak zdobyliśmy pięć stron informacji. Wydobyliśmy raport ze źródła, które wydawało się twierdzą. Z tajnej kancelarii w sądzie.

Czwarta władza

Jaki jest koszt uprawiania dziennikarstwa śledczego? Anna długo milczy.
- Kilka lat temu myślałam, że nie wytrzymam ataków polityków, biznesmenów na nasza gazetę i na mnie samą - mówi po chwili. - Po ujawnieniu afery wojewody Marka Kempskiego, gdy okazało się, że jego pracownicy w katowickim urzędzie wojewódzkim byli skorumpowani, policja miała operacyjne sygnały, że jest zlecenie na zastrzelenie mnie za 100 tys. dolarów. Rozeszła się wtedy pogłoska, że nie wyjedziemy ze Śląska, dopóki go nie wyczyścimy z afer. Redakcja wynajęła mnie i Bertoldowi Kittelowi, z którym pisałam, dodatkowe mieszkanie na mieście. Policja dała nam ochronę. Dziś w Polsce raczej nikt nie zrobi niczego złego dziennikarzowi śledczemu. Konsekwencje byłyby takie, jak po zabiciu generała Papały.
Media to czwarta władza - Anna Marszałek tego nie kryje.
- To zasługa dziennikarzy śledczych, trochę też moja - tłumaczy. - Pisząc teksty, nie tylko opisuję zjawiska. Ja wskazuję na przestępstwo i przestępców. Prokuratura, odpowiedzialne urzędy muszą reagować. Tak jak np. w aferze Szeremietiewa, wiceministra Obrony Narodowej, który po serii publikacji podał się do dymisji. Dziennikarstwo śledcze dało Polakom przekonanie, że nikt nie może czuć się bezkarnym.
Jej kariera jest dowodem, że takie dziennikarstwo ma przyszłość.
- Na taki produkt jest rynek i zapotrzebowanie - mówi Marszałek. - Po każdym tekście aferalnym w "Rzeczpospolitej" urywają się telefony. Codziennie przychodzi do redakcji co najmniej 5 spraw śledczych, które po zbadaniu nadawałyby się do publikacji.

O sobie

Dlaczego akurat ona. Polonistka z dyplomem z poezji nowych roczników śledzi największe afery w Polsce? - Bo to lubię - odpowiada. - To jak rozwiązywanie skomplikowanej łamigłówki. Wszystkie elementy muszą do siebie idealnie pasować. A może już się przyzwyczaiłam do życia na najwyższych obrotach. Co nie zabija - wzmacnia.
Słabości? Każdy je ma. - Nie umiem nikogo poprosić o pomoc - mówi po dłuższym namyśle. - Kocham ludzi, ale gdy jest mi źle, muszę poradzić sobie sama. Mam takie przekonanie, że większość ludzi interesuje się samymi sobą i nie wiem, czy jak im opowiem coś zbyt prywatnego, szczerego, to nie obróci się to przeciwko mnie. Jestem indywidualistką.
Co będzie robić teraz, gdy w dziennikarstwie zdobyła już wszystko? - Czas na emeryturę - śmieje się. - A tak poważnie, chcę robić to, co do tej pory. Marzy mi się pisanie reportaży o ludziach. Chyba byłabym w tym dobra. A może wciągnie mnie obraz? Ostatnio kupiłam kamerę video i utrwalam każdą chwilę z budowy skansenu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24