Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anioły są wśród nas

Alina Bosak
Andżelika: - Ja wcale nie jestem takim aniołem. Ale odkąd działam w wolontariacie, czuję się lepsza
Andżelika: - Ja wcale nie jestem takim aniołem. Ale odkąd działam w wolontariacie, czuję się lepsza TADEUSZ POŹNIAK
W hospicjum leżał ksiądz chory na raka. Andrzej przychodził do niego rozmawiać. Pewnego dnia chory nie mógł już wstać, ledwo mówił. - Zrozumiałem, że chce, aby go podnieść. Posadziłem go na łóżku. I wtedy on tak mocno się do mnie przytulił...

Był kiedyś w telewizji reportaż. O pewnym hrabim, który swoim tytułem raczej się nie posługiwał. Dlaczego? Bo zamiast w pałacu mieszkał w schronisku dla bezdomnych. Ale miał hrabiowską klasę i wiedział, że nie ma takiego bogacza, który nie potrzebowałby pomocy, ani takiego biednego, który nie potrafiłby pomóc.

Więc znalazł dwójkę samotnych ludzi, których regularnie odwiedzał. Interesował się ich zdrowiem, robił im jajecznicę. Kiedy chcieli, grał z nimi w karty. Rozmawiał, gładził po głowie.

Przypominał anioła. A był zwykłym człowiekiem.

Po co tam chodzisz?

Na wspomnienie księdza z hospicjum Andrzejowi łamie się głos. Dopiero po chwili podejmuje urwany wątek.

- Znajomi mówią mi czasem: "Po co tam chodzisz. Przecież tam czuć śmierć. Wpadniesz w depresję, załamiesz się." A ja sam nie wiem, dlaczego. To jest jak magia i dokąd będę mógł, będę tam chodził. Na pewno nie z litości. Może to sposób zadośćuczynienia za to, jak żyłem?

Od ośmiu miesięcy, dwa razy w tygodniu chodzi jako wolontariusz do hospicjum przy ul. Poniatowskiego w Rzeszowie.

- Nie trzeba wiele mieć, aby pomóc innym - mówi. - Mi się nie przelewa. Ja i do Brata Alberta chodzę na zupę. Utrzymujemy się z renty żony Krystyny. Wychowujemy wnuka, Eryka. Bo córka się pogubiła...

Andrzej jest bezrobotny, czasem dorywczo dorabia. Ostatnio miał nawet dostać pracę, ale zachorował, trafił do szpitala i oferta się wymknęła.

W małej kawiarence próbuje Coca Coli.

- Nie pamiętam, kiedy ją piłem - przyznaje i butelkę z resztą zawartości chowa do kieszeni.

Dla żony. W jego przypadku jedną z trudności w zostaniu wolontariuszem była konieczność opłacenia badań lekarskich, które są wymagane, jeśli chce się pomagać w hospicjum.

- Ale zapłaciłem, bo bardzo chciałem tam pójść - tłumaczy. - To było po tym, jak przeczytałem w gazecie artykuł o pewnym studencie wolontariuszu. Dlatego też zgodziłem się na tę rozmowę. Może ktoś ją przeczyta, coś zrozumie.

Wysłuchać zwierzeń i opowieści

Szczupła, drobna 18-latka. Ciągle uśmiechnięta. Znajomi mówią, że jest też odważna i łatwo zaprzyjaźnia się ludźmi. Andżelikę Siubę, bo o niej mowa, często można spotkać w rzeszowskim schronisku dla bezdomnych, gdzie odbywają się spotkania Klubu Albertyńskiego. To tutaj Andżelika przychodzi do pani Jadwigi Rzeszutek, koordynatora wolontariuszy, po specjalne zadania.

- Mój wolontariat zaczął się 3 lata temu, od kiedy w rzeszowskim Zespole Szkół nr 3 powstało Koło Pomocy im. św. Brata Alberta - opowiada Andżelika. - Bardzo mnie to wciągnęło. I chociaż w tym roku zdaję maturę, to wolałam zrezygnować z tańca, niż z pracy charytatywnej.

Ma trójkę rodzeństwa. Tato pracuje na WSK, mama zajmuje się domem.

- Moja młodsza siostra jest karzełkiem, ale dzięki zastrzykom z hormonu wzrostu udało się jej sporo urosnąć. Widziałam jak cierpi, może dlatego rozumiem chore dzieci.

Jadwiga Rzeszutek prowadząca Klub Albertyński ma talent do wynajdywania wolontariuszy. Pięć lat temu na rekolekcjach w Dukli poznała Berandetę Piróg.

- Kiedy Bernadka przychodzi do schroniska, wysłuchuje zwierzeń i opowieści bezdomnych - opowiada pani Jadzia. - Lubią się jej zwierzać, bo potrafi słuchać, pocieszać.

- Dawniej przychodziłam częściej - zastrzega Bernadeta. - Teraz piszę pracę magisterską, pracuję w szpitalu i odwiedzam panią Janinę, która czuje się bardzo samotna.

[obrazek2] Bernadeta: - Łatwość, z jaka można sprawić drugiemu człowiekowi radość, jest niesamowita.
(fot. TADEUSZ POŹNIAK)Skupić się na jednym człowieku

Andrzej wspomina pierwszy dzień w hospicjum.

- Wszedłem do sali. Leżały babcie, ale i parę młodszych kobiet. Mówię, że jestem wolontariuszem i czy mogę jakoś pomóc. "Nie, dziękujemy". W drugiej sali było podobnie. Ale szedłem dalej. I tak trafiłem do pana Cześka. Miał raka prostaty. Chciał, żebym został. Mówił, mówił i zasypiał. Tylko tyle chciał, żeby go słuchać.

Zawsze, kiedy jest w hospicjum, stara się skupić na jednym człowieku. Takim, którego rzadko ktoś odwiedza albo wcale. Karmi, opowiada jak jest nad Wisłokiem, czasem tylko słucha. Chodzi też po drobne zakupy.

- Bułka, serek, ćwiartka masła. Czasem chcą mi dać na papierosy. Ale odmawiam - zastrzega. A potem wspomina panią Lucynę.

- Bardzo się do niej przywiązałem. Umawialiśmy się na "randki". Sadzałem ją na wózek i jechaliśmy do kaplicy szpitalnej. Ona odmawiała tam różaniec, ja siedziałem. Bardzo się cieszyła, kiedy przychodziłem. Żyła tylko 2 tygodnie. Miała niecałe 50 lat.

- Z koleżanką jeździłam przez rok do Krzysia - opowiada Andżelika. - Ma 27 lat. Nie chodzi, nie mówi. I jego mama strasznie się o niego martwi. Podziwiam ją, jest z nim dzień i noc, a ma tyle cierpliwości i siły. Cieszyła się z naszych wizyt, bo miała z kim pogadać, mogła wyjść na chwilę z domu.

Chodziła też do chłopaka z autyzmem, który był niewidomy.

- Bardzo inteligentny, fantastyczny chłopak - wspomina. - Mieszka z babcią. Potrzebował, aby z nim być, bo czuł się samotny. Swoje uczucia wystukiwał na specjalnej klawiaturze komputerowej. Zdarzało się, że mnie uderzył. Ale wiem, że tego nie chciał.

Teraz Andżelika regularnie pomaga odrabiać lekcje Mirkowi z rzeszowskiej szkoły specjalnej.

Babcia pisze: "Przyjdź"

Bernadeta opowiada o 70-letniej pani Janinie: - Kiedy przez jakiś czas do nie zaglądam, wysyła do mnie list z zaproszeniem. Bo bardzo nie lubi telefonować. Kiedyś opiekowała się dziećmi innych ludzi, a dziś jest sama. Ma jedynie siostrę, która mieszka w innym mieście.

Bernadeta pomaga babci w drobnych domowych czynnościach - myje szafki, drzwi, okna - albo po prostu oglądają razem telewizję i rozmawiają.

- Tylko do lekarza nie mogę jej zaciągnąć - dodaje zmartwiona.

- Wolę pomagać dzieciom i ludziom młodym, bo nie zawsze wiem, jak rozmawiać ze starszymi osobami - przyznaje Andżelika. - Kiedyś chodziłam do pewnej babci, która powoli traciła kontakt z otoczeniem. Kiedy byłam u niej pierwszy raz, jej córka wyszła na zakupy i zostałam z nią sama. Nie bardzo wiedziałam, co robić. A ta babcia tak leżała i na mnie patrzyła. Więc zaczęłam śpiewać jej bajkę. Wtedy babcia się rozpłakała. Wystraszyłam się, bo nie wiedziałam, czy zrobiłam dobrze, czy źle.

Daję i dostaję

- Kiedy wychodzę od pani Janiny, czuję się szczęśliwa. Przez wolontariat rozwijam się, kontakt z innymi osobami wzbogaca mnie - mówi Bernadeta i dodaje: - Łatwość, z jaka można sprawić drugiemu człowiekowi radość, jest niesamowita. Wystarczy powiedzieć coś życzliwego, co go wzmocni. Każdy z nas przeżywa trudne chwile i wie, że spotkanie z uśmiechniętym człowiekiem potrafi przynieść ulgę.

Andrzej mówi, że wiele zawdzięcza ludziom z hospicjum. To czym się z nimi podzieli - spokój, radość ducha, szacunek - to do niego wraca. Nie za każdym razem jest z siebie zadowolony. Zdarza się, że nikt nie ma ochoty rozmawiać, niczego nie potrzebuje. Myśli: "Na darmo poszedłem". Ale wtedy idzie do kaplicy, pomodli się: "Niech się dzieje Twoja wola, a nie moja, Panie".

- Ten mój wolontariat, to bycie przy umierających, nie jest do końca moje - mówi. - Wierzę, że Bóg działa przez innych ludzi. Tak kiedyś pomógł mi. Przez Eryka i przez ludzi, którzy kiedyś jak ja byli zagubieni. Teraz mam nowe życie. Cieszę się, kiedy ktoś się cieszy. Tego wcześniej nie czułem.

W każdym jest iskierka anioła

Najbardziej podejrzana o anielskość, z racji swojego imienia, Andżelika śmieje się i mówi: - Ja wcale nie jestem takim aniołem. Ale odkąd działam w wolontariacie, zmieniłam się. Teraz jestem bardziej wrażliwa. Czuję się lepsza.

Bernadeta kręci z zażenowaniem głową.

- Uważam, że do anioła mi bardzo dużo brakuje.

- Nie czuję się aniołem - mówi Andrzej. - Ale myślę, że nie ma ludzi złych. Są tylko zagubieni - oddani nałogom, pieniądzom, sprawom nieważnym. W każdym jest dobro, iskierka anioła, którą z pomocą innych można rozpalić. ...Tak naprawdę najtrudniej jest pomóc tym, których się kocha.

* * * * *

Każdy z nas jest Aniołem z jednym skrzydłem.
Jeśli chcemy pofrunąć, musimy mocno się objąć.
Luciano De Crescenzo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24