Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antek, poczciwy "szmaciak", samolot nie do zdarcia

Stanisław Siwak
Na tym Antku Waldemar Miszkurka (z lewej) obleciał świat dookoła. Obok drugi pilot Andrzej Szamański, który z ważnego powodu przerwał lot i wrócił do kraju.
Na tym Antku Waldemar Miszkurka (z lewej) obleciał świat dookoła. Obok drugi pilot Andrzej Szamański, który z ważnego powodu przerwał lot i wrócił do kraju. Stanisław Siwak
Walczył z amerykańską stonką, robił za gwiazdę filmową, obleciał dookoła świat. W mieleckiej fabryce wyprodukowano aż 12 tysięcy samolotów "AN-2", czyli popularnych antków.

Do czasów black hawka antek był najbardziej znanym samolotem, jaki opuścił hale montażowe fabryki w Mielcu. Jego produkcję rozpoczęto w 1960 roku, a zakończono w 2000 r. Wychowały się na nim pokolenia mieleckich konstruktorów, technologów i monterów, pracowników obsługi.

Robił za gwiazdę w filmie

Szczególnym sentymentem darzy antka starsze i średnie pokolenie mieszkańców lotniczego Mielca. Są nawet specjalne kluby dyskusyjne, gdzie emerytowani dziś pracownicy omawiają zalety maszyny oraz szczegóły związane z montażem AN-2. I nic dziwnego, bo jego produkcja dawała pracę i chleb pokoleniom mielczan. I po prostu antek dawał się lubić.

Solidna i prosta konstrukcja nigdy nie przysparzała większych kłopotów. Zaś niezwykła wytrzymałość maszyny sprawiała, że była ona wykorzystywana dosłownie do wszystkiego. W PGR-ach antek służył do chemicznej ochrony roślin i walki z "amerykańską" stonką (na przełomie lat 50. i 60. rozpowszechniano mit, że to Amerykanie zrzucają stonkę na nasze plantacje ziemniaków).

W wojskach desantowych do transportu spadochroniarzy. Do dziś w wielu aeroklubach służy jako podstawowy samolot do szkolenia skoczków i startu szybowców. Wykorzystywali go nawet naukowcy. Podczas wypraw na biegun północny montowano w przedziale pasażerskim… piecyk grzewczy, aby nie zamarzli.

Bywał antek filmową gwiazdą. Któż z prawdziwych kinomanów nie pamięta przeboju "Czerwone berety" w reżyserii Pawła Komorowskiego z brawurową rolą Mariana Kociniaka oraz z Martą Lipińską, Leonardem Pietraszakiem i muzyką Wojciecha Kilara.

W latach prosperity codziennie przynajmniej jeden antek odlatywał z Mielca w świat do najbardziej egzotycznych odbiorców. Kilka tysięcy tych maszyn do dziś lata w wielu krajach na obu półkulach. Najwięcej trafiło do Rosji. Kiedy jednak za rządu Tadeusza Mazowieckiego Polska przeszła z Rosją na rozliczenia dolarowe, wschodni sąsiad nagle powiedział, że nie ma twardej waluty i z dnia na dzień zaprzestał odbioru maszyn. Wtedy rozległe mieleckie lotnisko zabieliło się skrzydłami antków. Z czasem sprzedano je innym odbiorcom.

Aż u progu lat 2000 podjęto trudną decyzję o zaprzestaniu produkcji. Pełne emocji spory, czy to była dobra decyzja, trwały jeszcze w Mielcu do niedawna. Ucichły dopiero w chwili zakupu lotniczej fabryki przez Sikorskiego z USA i rozpoczęcia produkcji legendarnych helikopterów "Black Hawk".

Wielu ludzi z branży utrzymuje, że na świecie ciągle istnieje zapotrzebowanie na tę maszynę i z powodzeniem mogłaby znajdować nabywców. Przecież w Polsce i innych krajach dobrze prosperują prywatne firmy specjalizujące się w odkupywaniu, remontach i sprzedaży używanych antków. Ze zbytem nie mają najmniejszych kłopotów.

Lot dookoła świata

Dużym sentymentem darzą antka piloci. Wiesław Cena, szef pilotów doświadczalnych w fabryce Sikorskiego, podkreśla, że antek jest prosty w obsłudze i pilotażu. Dwupłatowiec nie ma skomplikowanych przyrządów awionicznych, potrzebuje do startu niedużego kawałka pasa betonowego albo utwardzonej łąki.

Do dziś jest to jedyny całkowicie wykonany w Polsce samolot, który obleciał świat dookoła. Okazja do historycznego wyczynu nadarzyła się, kiedy w Mielcu obchodzono 60-lecie Polskich Zakładów Lotniczych. Fabryka przygotowała samolot, ale większość spraw organizacyjnych wziął na siebie inicjator lotu, słynny pilot Waldemar Miszkurka.

Od zaprzyjaźnionych pilotów amerykańskich otrzymał w prezencie zestaw map wraz z opisem podejścia do lądowania na światowych lotniskach. Najważniejszym urządzeniem nawigacyjnym był "dżi-pi-es", który dyndał na sznurku w kabinie pilota.

Miszkurka leciał z Mielca przez Ateny i Kalkutę. Kiedy Chińczycy wycofali mu zgodę na przelot, skierował się nad Tajlandię, Wietnam i Koreę. W Seulu zatrzymał się na dłużej, bo mu nie chcieli wydać zgody na ladowanie Japończycy. Kiedy w końcu wylądował na lotnisku w japońskim Hakogate, miejscowy urzędnik już czekał na skraju pasa i zdarł z Miszkurki aż 6 tysięcy dolarów!

Potem Miszkurka przyleciał na Kamczatkę, a stamtąd na Alaskę. Dalej były Edmonton, Toronto, Ottawa. Pilot do dziś ma przed oczyma przelot na Grenlandię, który odbywał się przy pięknej, choć mroźniej pogodzie. Wylądował na Islandii, wziął kurs na Stavanger w Norwegii, a w końcu na Rzeszów.

Lot tak niewielką maszyną z tak skromnym wyposażeniem nawigacyjnym dookoła świata był nie lada wyczynem. Antek w powietrzu spisywał się dzielnie zarówno gdy, walcząc z przeciwnym wiatrem, leciał z prędkością 180 km na godzinę, jak i wówczas, kiedy popychany sprzyjającym wiatrem, pędził z szybkością 500 km na godz. Na dłuższych trasach, gdy kończyło się paliwo, lotnik jedną ręką trzymał stery, a drugą przepompowywał benzynę z beczki do baku.

A skrzydła miał z płótna

Józef Sudek z lotniczą fabryką związany był od dzieciństwa. Pamięta, że właśnie do ich domu w podmieleckiej wsi Cyranka w 1936 roku zapukali mierniczy z Warszawy, którzy przyjechali wytyczać tereny pod lotniczą fabrykę w ramach COP.

Ojciec Józka oddał sporą część pola pod przyszłe Państwowe Zakłady Lotnicze. Po wojnie, przez długie lata pracował pan Józef przy produkcji antków. Odpowiadał za montaż ostateczny i próby w locie. Twierdzi, że konstrukcja samolotu była dość prosta i nie przysparzała w czasie produkcji większych kłopotów.

Cały szkielet maszyny był metalowy. Kadłub pokrywano blachami z duraluminium, zaś metalowa konstrukcja nośna skrzydeł pokrywana była płótnem laminowanym i lakierowanym.
Właśnie z powodu tego płótna nazywano antka " szmaciakiem".

Sudek dodaje, że na zakładowym lotnisku non stop odbywały się próby kolejnych egzemplarzy, najpierw na pasie startowym, a potem w powietrzu. Na mieleckim niebie właściwie bez przerwy w dzień, a często i nocą słychać było warkot silników.

Bez emocji, choć z dużą sympatią, o produkcji antków mówi Janusz Chodorowski, do niedawna prezydent Mielca, a przez lata główny technolog w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego "PZL-Mielec". Pamięta, że dokumentację techniczną samolotu przywieziono z zakładów Antonowa w Kijowie.

Silniki z Rzeszowa

W mieleckiej fabryce antek był traktowany jak powietrzna taksówka. Ponieważ centrala, czyli Zjednoczenie Przemysłu Lotniczego, znajdowało się w stolicy, więc codziennie kilku ludzi leciało w różnych sprawach do Warszawy. Wsiadali do antka niczym do taksówki.

Latali też do Poznania, czy Kalisza, bo z tamtejszej wytwórni pochodziły słynne silniki "Asze".
Napędy do antka dobrze pamiętają także starsi pracownicy WSK Rzeszów, bo najpierw "Asze" produkowano przy Hetmańskiej. Kiedy rzeszowska wytwórnia otrzymała inne ważne zadania, produkcję napędów przeniesiono do WSK w Kaliszu.

Natomiast nikt w Mielcu nie powie nic na temat opłacalności produkcji antków wysyłanych do ZSRR. Bo raz do roku siadali starsi panowie ze szczebla dużo wyższego niż zakładowy i coś tam ustalali. Przedstawicieli fabryki przy tym nie było. Wszystko załatwiane było w ramach RWPG. Na zasadzie: wy nam samoloty, my wam trochę rudy żelaza czy gazu. A wszystko rozliczano w rublach transferowych, których nikt nigdy nie widział.
W wojsku, rolnictwie, transporcie

Antek znalazł zastosowanie w lotnictwie rolniczym, sportowym, wojskowym i pasażerskim od Rosji i Chin po Nepal, Sudan, Turcję, a nawet USA. Wykorzystywano go do przewozu ludzi, poczty i różnych ładunków, do prac agrolotniczych, do badań meteorologicznych i geofizycznych, w poszukiwaniu ławic ryb, do gaszenia pożarów leśnych. Przewoził wszystko, co można było wcisnąć przez drzwi bagażowe i nie przekraczało masy 1500 kg.

Miał kilkadziesiąt różnych wersji. Najpopularniejsza była wersja transportowo--desantowa, przeznaczona do transportu 12 skoczków, używana zarówno w wojsku jak i polskich aeroklubach. W zależności od potrzeby na maszynie instalowano odpowiednią aparaturę do prac agrolotniczych: opylającą dla sypkich lub opryskującą dla płynnych środków chemicznych.

Roczna produkcja w Mielcu w początkowym okresie wahała się w granicach 400 - 500 samolotów, a w szczytowym okresie dochodziła nawet 600 sztuk. Łącznie w Mielcu wyprodukowano 12 tysięcy maszyn.

Nic więc dziwnego, że antek stał się samolotem kultowym. Czego dowodem są organizowane od lat w różnych miejscach na świecie zloty miłośników tej maszyny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24