Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Piechniczek: Nie znałem żon swoich piłkarzy [WYWIAD]

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Z okazji rozpoczynających się dzisiaj mistrzostw Europy rozmawiamy z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski, Antonim Piechniczkiem. Legendarny trener ma ciekawy punkt widzenia - warto przeczytać!

Jeśli miałbym być szczery, to po meczu z Islandią powiedziałbym „wiem, że nic nie wiem”. Sądzi pan, że Paulo Sousa ma jaśniejszy punkt widzenia?
Może, a nawet na pewno, nie jest tak, że „nic”, ale jestem przekonany, że ma bardzo dużo znaków zapytania. Dokonuje wielu eksperymentów, szuka nowych rozwiązań, ale czasu ma tak mało, że obraz musi być zagmatwany. Załóżmy na przykład, że we wtorek przekonał się do Kamila Glika. Jak ma jednak znaleźć odpowiedź na pytanie z kim ten piłkarz powinien tworzyć linię obrony, skoro żadnego z ustawień nie zdążył sprawdzić w walce na boisku? Skład wyjściowy, który wyszedł przeciwko Islandii był rzeczywiście zaskakujący, bo taki ostatni mecz to zazwyczaj już próba generalna dla jedenastki, która zacznie turniej mistrzowski. No, może jedną, dwie pozycje się zmienia, żeby wszystkiego nie ujawniać, ale trzy to już za dużo. A tu mieliśmy prawdopodobnie więcej różnic.

To powód do niepokoju?
Po prostu tak zdecydował selekcjoner i to on bierze za to odpowiedzialność. Pamiętajmy też, że w meczach mistrzowskich poziom motywacji i zaangażowania jest zupełne inny, więc nawet do tego co widzieliśmy, nie powinno się stosować miary jeden do jednego.

Zwłaszcza, że Paulo Sousa nie stosuje takiej zasady nawet w wypadku kontuzji. Nikt z listy rezerwowych nie zastąpił przecież Arkadiusza Milika, bo mogłoby to zaszkodzić znakomitej podobno atmosferze wypracowanej w Opalenicy.
To akurat trochę dziwna argumentacja. Przecież nie weszłaby do tej grupy osoba z zewnątrz w pełnym tego słowa znaczeniu, tylko Polak, który był już w reprezentacji i którego reszta zawodników zna. Może dla Sousy byłby kimś z zewnątrz, ale nie dla kadrowiczów. Sądzę, że tak naprawdę mogło chodzić o coś innego. Selekcjoner być może się obawiał, że zawodnicy z listy rezerwowych nie przykładali się na wakacjach do zajęć i po prostu pojawiłby się piłkarz, który nie dałby Sousie żadnego nowego pola manewru. Ale zaznaczam, ze to tylko moja hipoteza. Poza tym grupa jest i tak dość liczna, żeby w niej wypracować warianty zastępcze.

A propos atmosfery. Nie ma pan wrażenia, że tych zajęć towarzyszących było przesadnie dużo? Seans filmowy, koncert Golców, jakieś turnieje i zabawy, obecność najbliższych... Pamiętam pana zgrupowania i takich obrazków tam nie było.
(śmiech). No tak, ale czasy były całkiem inne. Jeden z filozofów mówi, że nadeszła epoka przyjemności, bo temu uczuciu jest wszystko podporządkowane. Jednak czy naprawdę nie można wytrzymać dwóch lub trzech tygodni bez żony lub dziewczyny w momencie, gdy trzeba ciężko budować formę na najważniejszy turniej? Ale to wybór selekcjonera, ma takie prawo i z niego skorzystał. Ja rzeczywiście miałem inną filozofię. Nie było rodzinnych przyjęć, noclegów, a nawet posiłków. Przez te wszystkie lata nawet nie zdążyłem poznać żon moich piłkarzy. Chętnie bym się dowiedział jak jest teraz na przykład w reprezentacjach Hiszpanii czy Szwecji, który model tam obowiązuje na zgrupowaniach?

A jak pan traktuje podejście angielskich dziennikarzy, którzy nie mają wątpliwości, że reprezentacja Polski to Robert Lewandowski. Ich zdaniem cała gra Biało-Czerwonych opiera się tylko na tym, żeby dostarczyć mu piłkę jak najbliżej bramki.
Gruba przesada i skrajne uproszczenie. Taka opinia nie uwzględnia faktu, że mistrzostwa nie tylko umacniają pozycję gwiazd, ale kreują nowe. I tak było zawsze. Gdy pan Kazimierz Górski jechał na mundial do Niemiec, świat znał Włodka Lubańskiego i Kazimierza Deynę, gdy wracał wiózł ze sobą całą grupę bardzo znanych zawodników, a wśród nich Jana Tomaszewskiego i króla strzelców Grzegorza Latę. Ten drugi był najbardziej rozpoznawalną osobą w reprezentacji, którą wziąłem do Hiszpanii, może jeszcze Władek Żmuda i Andrzej Szarmach coś znaczyli. A kto wracał? Wielki Włodek Smolarek, wspaniały JózekMłynarczyk, genialna linia obrony, no i Zbyszek Boniek, który startował do olśniewającej kariery. Pięć lat temu we Francji też mieliśmy w kadrze objawienia i teraz może być podobnie.

Pytanie czy Paulo Sousa potrafi takie talenty aktywować. Jak pan sądzi, co gra w duszy obecnego selekcjonera?
Sądzę, że przede wszystkim nie chce wejść w „buty” Jurka Brzęczka i że gdyby miał więcej czasu najchętniej wymieniłby całą kadrę, może poza Lewandowskim i kilkoma liderami. Późna nominacja skomplikowała te plany. Wie pan, to jest tak, że jak przychodzi nowy trener i ma bardzo mało czasu to musi przede wszystkim podkreślić to, co jest w grze zespołu dobre, a to co złe zmieniać delikatnie, w formie drobnych korekt. Bo jeśli zrobi rewolucję, misz-masz, to musi skończyć się dramatem i katastrofą. Jest wtedy takie powiedzenie, że stare odeszło, a nowe nie zadziałało. I tego Sousa musi uniknąć. Nie da się jednak ukryć, że reprezentanci znaleźli się w takiej sytuacji, jakby uczestnikom konkursu szopenowskiego na miesiąc przed występem zmieniono profesora, który do tej pory ich prowadził i wyznaczał sposób gry i interpretacji utworów. Czy jest wtedy realna szansa na sukces?

Czego w takim razie oczekuje pan po Sousie i jego kadrze?
Jestem przekonany, że gdy Portugalczyk przyjechał do Polski i zobaczył jakie nadzieje są z nim związane i jaką wiarę w niego mają kibice, to poczuł determinację, by ten sukces nam dać. Może nawet marzy o samym mistrzostwie Europy. To też pewnie dodatkowo pchnęło go do eksperymentowania. A w obronie miesza, bo zapewne dostrzegł to, co mnie bardzo irytowało w grze reprezentacji prowadzonych przez Adama Nawałkę i Jerzego Brzęczka. Chodzi mi o sposób wyprowadzania piłki z defensywy. Mając czterech swoich obrońców i dwóch rywali na własnej połowie, potrzebowaliśmy do przekroczenia środka boiska ośmiu, dziewięciu podań. Glik i koledzy grali na boki, powolnie zdobywali teren i odbierali chęć do biegania kolegom z przodu. Bo ci wychodzili ileś razy na pozycję, ale piłka wciąż była przed naszą bramką, więc z czasem przestawali tak biegać. Chciałbym, żeby na Euro ta liczba wyjściowych podań spadła o połowę i to powinien być jeden z akcentów Sousy.

Czyli może być dobrze?
Oczywiście, że może, bo turniej się przecież jeszcze nie rozpoczął. A dopóki piłka w grze...

Jaki pana zdaniem to będzie turniej?
Oby był emocjonujący i ciekawy dla kibiców. Czekali na niego przecież wyjątkowo długo. W końcu mamy mistrzostwa Europy 2020 rozgrywane w roku 2021. Tego jeszcze nie było.

To opóźnienie wynika z oczywistych przyczyn, czyli pandemii. Nie ma pan obaw, że koronawirus może rozdawać karty także podczas walki o punkty?
Trzeba się z tym niestety liczyć, zresztą docierają już informacje, że w zespołach naszych grupowych rywali pojawiają się pozytywne wyniki testów. Tym bardziej zastanawia mnie podejście niektórych federacji, w tym naszej. Szczepienia dla kadrowiczów powinny być absolutnie obowiązkowe, a nie dobrowolne. Zupełnie tego nie rozumiem, przecież olimpijczyków się szczepi i nikt z tym nie dyskutuje. Ba, robi się to z dużym wyprzedzeniem, a nie na ostatnim zgrupowaniu przed imprezą.

PZPN przyznał, że czterech kadrowiczów nie skorzystało z możliwości szczepienia.
Nie mam wątpliwości, że powinni zostać odesłani ze zgrupowania i trafić na daleką listę rezerwowych. To narażanie nie tylko siebie, ale i innych, w tym kolegów z zespołu. A to są przecież mistrzostwa Europy, nie zabawa. Profesjonalizm powinien wszystkich dotyczyć.

Czyli życzymy sobie zdrowia i...
I świetnych meczów reprezentacji Polski. Kadrę można krytykować, zwracać uwagę na błędy, mieć własne zdanie, ale gdy już wychodzi na boisko w mistrzostwach Europy trzeba za nią mocno trzymać kciuki!

Rozmawiał Rafał Musioł

Nie przeocz

Zobacz koniecznie

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Antoni Piechniczek: Nie znałem żon swoich piłkarzy [WYWIAD] - Dziennik Zachodni

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24