Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarnobylcy

ANNA KONIECKA, WŁADYSŁAW BOROWIEC
Opacziczi. Olga Zachorna.
Opacziczi. Olga Zachorna. WŁADYSŁAW BOROWIEC
Nina Jankowska z Iwankowa rok temu pochowała Pawlika, najstarszego syna. Miał 18 lat, zmarł nagle. Gala, która pracowała razem z Niną w piekarni, też nie zdejmuje żałoby. Pochowała w ciągu roku matkę, siostrę i brata. - Tego dnia, gdy chowaliśmy siostrę, było sześć pogrzebów, ale od "wzrywu" w Czarnobylu to nikogo nie dziwi - mówi cicho Gala, jakby pogodzona z losem.

Prawie 6 tys. mieszkańców Iwankowa żyje w trzeciej strefie skażenia radioaktywnego.
Wędkarze nad rzeczką Tietierewką, obsiane pola. Miasteczko, z pomnikiem Lenina pośrodku, zadbane, ludzie życzliwi i pracowici. Wielu polskiego pochodzenia, jak Jankowscy. - To jest strefa tzw. dobrowolnego wysiedlenia. Po katastrofie wyjechało stąd dużo ludzi, ale większość wróciła - mówi wicemer Iwankowa, Jurij Grinczuk. W rejonie iwankowskim co roku oznacza się obszary, gdzie nie wolno sadzić kartofli, zbierać grzybów, jagód, polować. Ze względu na skażenie gleby zamknięto jedyną fabrykę włókienniczą przerabiającą len. Na bazarach kontroluje się stopień napromieniowania sprzedawanej żywności. W piekarni - chleb, chociaż mąkę wożą z Kijowa.
Grinczuk narzeka, że ludzie uprawiają pola i pasą bydło gdzie nie wolno. Ale przynajmniej mleczarnia ma co przerabiać. - Sami się potrafimy wyżywić - mówi wicemer. - Ale pod "birżą" (pomoc społeczna) i tak ustawiają się kolejki.
Oleg Poleszczuk przyznaje, że chodzi do birży. Był jednym z 2,5 tys. likwidatorów z rejonu iwankowskiego usuwających wciąż skutki katastrofy w Czarnobylu. O 6. rano autobus wiezie mężczyzn ubranych w panterki i gumiaki do strzeżonej zony. Pracują tam, w zależności od stopnia skażenia terenu kilka dni, najdłużej dwa tygodnie. I wracają na taki sam czas "na odpoczynek" do domów.
Chociaż to dopiero wczesny ranek, Oleg jest mocno podpity. - Ja teraz bezrobotny inwalida - mówi. Ma dwoje dzieci, żona chora. Na raka - mówi i zwiesza głowę. - U kogo stwierdzą nowotwór, wiozą do Kijowa. Tu się tego nie leczy.
Grinczuk: - W Iwankowie żyje 20 wyleczonych kobiet. Jego zdaniem, 30 proc. chorób bierze się z "radiacji" i ciężkich warunków życia, a 70 proc. z nerwic wywołanych katastrofą. - Ale niech o tym mówią nasi lekarze - dzwoni do przychodni. Tam jednak nikt oficjalnie rozmawiać nie chce. Za to w autobusie z Kijowa do Iwankowa można usłyszeć, że doktor X sam już ledwie nogami powłóczy, a taki żółty jest jak wosk. A także - gdzie trafiły materiały budowlane rozkradzione z Czarnobyla: do Polski i na Słowację te lepsze, a te gorsze na dacze w Iwankowie.

To tylko pożar

Prypeć. Plac zabaw.
Prypeć. Plac zabaw. WŁADYSŁAW BOROWIEC

Opacziczi. Olga Zachorna. (fot. WŁADYSŁAW BOROWIEC)Nina Jankowska: - Wyjechałam dopiero dwa tygodnie po wybuchu. Wcześniej uspokajali nas, że w Czarnobylu był tylko pożar. Zabrałam Pawlika i Witalija do Krasnodarskiego Kraju, gdzie mam rodzinę. Mój mąż Tola został w Iwankowie, bo musiał pilnować pracy i gospodarstwa. - W mieście zostali sami mężczyźni - opowiada mąż Niny. - Po katastrofie byłem "likwidatorem" w zonie. Czego się tam dorobiłem? Zawału. A mówią, żeśmy zbili majątki na Czarnobylu.
Wysłużonym żiguli jedziemy z Jankowskimi na cmentarz. - To nowy cmentarz, tyle hektarów, a już nie ma miejsc - mówi Nina. - Nasz Pawlik obchodził akurat "osiemnastkę". Ledwie koledzy rozeszli się do domów, on w łazience dostał zawału. Wcześniej nie chorował.
Nina kładzie na grobie syna kilka cukierków, płacze. Tola też płacze. Został im tylko Witalik. Za parę dni skończy 18 lat. - To dobre dziecko, pomaga ojcu przy świniach, w polu, a przecież jeszcze się uczy - mówi Nina.
Ona sama tyra w piekarni, na bazarze i przy gospodarstwie. Z jej pensji (ok. 200 hrywien) i renty Toli nie sposób byłoby wyżyć. - Dają nam 2,10 hrywny dodatku na "zdrową żywność". Tyle kosztuje butelka wody mineralnej - wyjaśnia Nina. Tola zły, że stonki na kartoflach jak piasku, a pomidory znowu padły. - Tak samo jak w 1992 roku, gdy znowu był wybuch, tylko o tym nikt nie mówi.

W rzece Prypeć pływają olbrzymie sumy

Na skażonych obszarach Ukrainy mieszka 3 mln 200 tys. ludzi. W ciągu ostatnich lat zmarło ponad 12,5 tys. tzw. likwidatorów, tj. strażaków i ratowników, usuwających skutki katastrofy czarnobylskiej. Liczba zmarłych i umierających wciąż z napromieniowania, także z powodu ukradzionych w zonie radioaktywnych metali i materiałów budowlanych, nie jest znana. Nie wiadomo, ile czasu jeszcze przeżyją. (Moskiewskie Nowosti, 9 X 2000 r.)

Trzydzieści kilometrów na północ od Iwankowa zaczyna się zona - strefa największego skażenia (I i II stopień), ogrodzona drutem kolczastym, strzeżona przez posterunki milicji. Obejmująca Czarnobyl, wymarłe miasto Prypeć i wymarłe wsie, z których 16 lat temu w popłochu wysiedlono ludzi. A także pustkowia i lasy, w których namnożyło się niewiarygodnie dużo dzikich zwierząt i nie wiadomo, co z nimi robić. Szerzy się kłusownictwo.
Żeby wjechać na teren zony, konieczna jest przepustka. Milicjant z posterunku przy szlabanie najpierw dokładnie kontroluje samochód, który pożyczył nam Grinczuk, potem telefonicznie sprawdza, czy faktycznie mamy prawo wjechać do zony.
Czarnobyl. Trzysta metrów od sarkofagu - reaktora, który wybuchł 26 kwietnia 1986 r. W rzece Prypeć pływają olbrzymie sumy. Mają po dwa metry długości, a może więcej. - Widziałem, że macie kanapki, rzućcie je rybom! - woła Jurij Tatarczuk, anioł stróż, który przejął nas po przekroczeniu zony. Ani on, ani my nie dostaliśmy żadnych ubrań ochronnych i masek. Jurij uruchomił tylko dozymetr. Odtąd nasilający się jazgot urządzenia wskazującego stopień napromieniowania przypomina nam o coraz większym skażeniu. - Nie stawajcie na mchu, ani na trawie, tam radiacja jest największa - ostrzega Jurij.
Wokół sarkofagu, w białych kombinezonach i pomarańczowych kaskach pracują ludzie. Wejście do wnętrza reaktora grozi roczną dawką napromieniowania. Sarkofag pęka. Na jego dolnych poziomach wykryto substancje zawierające paliwo atomowe. Nikt nie wie, ile go wyciekło.
Cerkiew w Czarnobylu zamknięta. W kapliczce obok zapalamy świeczkę za duszę popa Fiodora Ilenoka, który osiem lat temu mówił nam tutaj, że awaria zbliżyła ludzi do Boga. - Na nabożeństwa w wielkie święta przychodzi po kilkadziesiąt osób, nawet likwidatorzy - zapewniał. Wyjechawszy jakiś czas później z Czarnobyla, zmarł. - A widzicie - mówi kobieta spotkana pod cerkwią. - Kto zostaje w Czarnobylu, żyje, kto wyjeżdża, umiera. Ja tu już jestem 16 lat.
Pod Czarnobylem, w Narowli, przez 11 lat był ks. Stanisław Sałata, nasz krajan z Widełki k. Rzeszowa. Warunki były straszne, zapłacił za to zdrowiem. Uratowali go rzeszowscy lekarze. Ks. Krzysztof Bukowski był w Narowli tylko dwa miesiące. - Coś stało się z moimi oczami, zarosły mi jakby bielmem - opowiada. Obaj misjonarze Św. Rodziny są teraz na Białorusi. Ks. Stanisław buduje tam kolejną świątynię.

Bociany nie wróciły, ludzie muszą

[obrazek4] Prypeć. Plac zabaw. (fot. WŁADYSŁAW BOROWIEC)W maju, na "wypominalnyje dni" obchodzone na grobach bliskich tydzień po święcie Paschy, dostało przepustki do Czarnobyla około tysiąc osób. Dzieciom w dalszym ciągu nie wolno przyjeżdżać do zony. Szkoła na przeciwko cerkwi zarosła zielskiem.
O tym, że w ogóle ktoś żyje w tym mieście świadczy sklep obficie zaopatrzony w wódkę, dział spożywczy - w remoncie. Likwidatorzy jedzą w stołówce. Mieszkają w paru blokach. Reszta pozamykana na głucho. Obok jednej z chałup na uschniętym drzewie - opuszczone gniazdo bocianie.
Prypeć, niecałe dwa kilometry od reaktora. Ani żywej duszy oprócz nas. Na placu zabaw pluszowy słonik rozerwany przez zdziczałe zwierzę szukające pożywienia i rudy mech pełznący po betonowych płytach. Oficjalnie plac miał być otwarty 1 maja ?86. Nie zdążyli. W ciągu niemal 2 godzin ewakuowano stąd prawie wszystkich - 47 tys. pracowników elektrowni z rodzinami. Powiedziano im, że wrócą za dwa dni. Zostawili wszystko, dzisiaj nie ma prawie nic. Powyrywano nawet futryny z okien. Olbrzymie blokowisko zamienia się w ruinę. Gdy domy rozpadną się, wiatr rozwieje radioaktywne pyły poza obszar zony. I znowu dojdzie do skażenia. Na jakim obszarze - zdecyduje wiatr.
- Nie stawaj na mchu! - krzyczy Jurij. Dozymetr wariuje, wzmaga się wiatr, Jurij podnosi nad głowę rękę z urządzeniem. - Radiacja większa niż przy sarkofagu - oznajmia. - Nie boisz się tu pracować? - Mam żonę i dwoje dzieci - odpowiada. Tu dostaje regularnie pensję, ok. 1000 hrywien, a o zdrowiu na razie nie myśli. - Nie jem tutejszych grzybów i ryb - mówi. Ma dopiero 30 lat. Jest po anglistyce.

Wróciliśmy, żeby umrzeć na swoim

16 lat po awarii groźnym przestał być jedynie jod 131. Jego rozpad połówkowy jest bardzo krótki - około 8 dni i po kilku miesiącach jest właściwie niemożliwy do wykrycia. Wybuch wyemitował jednak bardziej groźne izotopy, które nadal są jednakowo szkodliwe jak tuż po awarii - cez 137, stront 90 i pluton 241. Okres rozpadu połówkowego cezu 137 wynosi około 30 lat. Pierwiastek ten osadza się w tkance mięśniowej człowieka. Jest głównym sprawcą choroby popromiennej. Stron 90, mający zbliżony do cezu okres rozpadu połówkowego, osadza się w tkance kostnej. Pluton 241 w ciągu 14 lat przeobraża się w połowie w ameryk 241 - nie istniejący w przyrodzie, który atakuje organizm ludzki cząstkami alfa, czyli jądrami helu, mocno uszkadzając tkankę.

Opacziczi. Tej wsi, podobnie jak wielu w tej najbardziej skażonej strefie powinno nie być. Jest. Żyje w niej 27 "samosielców", którzy potajemnie wrócili tu po wysiedleniu do ciasnych mieszkań w odległych miastach. - Wnukowi zostawię, może on będzie miał z tego jakiś grosz - rozważa Nastazja Czikałowiec. - Mój batko (ojciec) ciągnął z powrotem do Opacziczi. "Tu chcę umrzeć" - mówił i gdyśmy tylko wrócili z wygnania, kartofle wykopali, batko pomarł. A ja zostałam. Z mężem Nikołą mamy teraz dwie chaty. Zachodźcie! Nastazja pokazuje gospodarstwo. - Co nam, starym więcej potrzeba, świnkę przyhoduję, kury, krowę. Woda z własnej studni. I wódka własnej roboty. Skosztujcie! Ma z 60 gradusów. Dobra na radiację.
Przypominamy sobie, co mówiła Nina, technolog żywienia z Iwankowa: - Po wybuchu kazali dzieciom pić czerwone wino, moja córka miała 12 lat i nie chciała. Dorosłym radzono pić wódkę. Kierowcy jeżdżący do zony dostawali alkohol za darmo.
Pytamy o Olgę Zachorną, poznaną w Opacziczi przed ośmiu laty. Żyje! - Nastazja, okazuje się jej bratowa, prowadzi nas do znajomej chaty przez zarośniętą drogę. Olga akurat daje jeść kurom. Przytyła, ale na zdrowie narzeka. - Doktor w Czarnobylu, czym się tam dostanę? Autobusu do Iwankowa na targ już trzeci miesiąc nie dają. Tyle co chleb przywiozą dwa razy na tydzień.
Olga narzeka, ale stół migiem zastawia, kroi ogórki, chleb, mięsiwo, kromki żółciutkiej paschy (świątecznego ciasta). - Samogonki musisz wypić trzy stakanczyki - na Trójcę Świętą, a potem już do woli - poucza i sama wychyla za nasze zdrowie, szczęśliwa, żeśmy się jeszcze "na tej ziemi spotkali".
A mało brakowało. Zagrody w Opacziczi zostały celowo podpalone, żeby wykurzyć stąd samosielców. - Cudem ocalał nasz dom, Olgi i jeszcze parę - mówi Nastazja. Kto podpalał? Władze twierdzą, że pożary same wybuchły, tymczasem ludzie widzieli podpalaczy jak ciskali butelki z benzyną. Z samolotów zrzucano napalm. Ale samosielcy wykurzyć się nie dali. - Bo gdzie pójdziemy. Dla nas już tylko jedna droga - na cmentarz - mówi sąsiadka Olgi.
Zmierzcha. Wracamy do Iwankowa przez Poleskoje - kolejną wysiedloną wieś. Czarne oczodoły pustych chałup, przed jedną z nich plącze się porzucona maska przeciwgazowa. W zaroślach świecą oczy zdziczałych psów, a może wilków. Mijamy ciężarówkę wyładowaną sosnowym drewnem. Wolno wywozić stąd tylko okorowane pnie, ale wywozi się wszystko, jak leci.
Przez zamkniętą strefę najbardziej skażonego rejonu Poleskoje codziennie jeździ kursowy autobus do Mozyra na Białorusi. Nikt z miejscowych nie zwraca uwagi na radiację. Cudzoziemców się tym przejściem granicznym nie przepuszcza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24