Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

5 hrywien kieszonkowego

Władysław Borowiec
Pierwszego dnia, podczas obiadu, gdy tylko zjedli zupę, wstali i zaczęli wychodzić ze stołówki. Do głowy im nie przyszło, że obiad może składać się z dwóch dań - opowiada o kolonistach z okolic Czarnobyla Joanna Faberska, kierownik koloni w Rakszawie.

Przyjechali na trzy tygodnie. W większości sieroty, półsieroty, wychowankowie domu dziecka. Pochodzą z Iwankowa, miasteczka położonego niedaleko czarnobylskiego sarkofagu.

5 hrywien kieszonkowego


Pomogli dzieciom z Iwankowa:
- Samorząd Podkarpacki
- Caritas Archidiecezji Przemyskiej
- Władze miasta Jarosławia
- Starostwo Powiatowe w Jarosławiu
- Starostwo Powiatowe w Łańcucie
- Dyrekcja Muzeum Zamku w Łańcucie
- Dyrekcja Muzeum w Jarosławiu
- Dyrekcja MOSiR w Jarosławiu
- Dyrekcja MOSiR w Łańcucie
- Barbara Majcher z Łańcuta
- Edyta Cupryś z Rzeszowa
- Emerytka M.K. z Rzeszowa
- Prezes Zygmunt Sanakiewicz z Jarosławia
- Prezes Jan Kuca z Rakszawy
- Zdzisław Kwoszcz z Rakszawy
- Wiesław Kieryk Z Bolestraszyc


- Gdy przyjechali, spytałam, gdzie mają bagaże. Okazało się, że większość dzieci swój "dobytek", czyli trampki i dwie koszulki mieściła w foliowych reklamówkach - mówi Joanna Faberska. - Nie mieli też kieszonkowego. Zaledwie kilku przywiozło po 5 hrywien (niewiele ponad 3 złote) "na drobne wydatki".

Pomysł zorganizowania w naszym województwie koloni dla dzieci z okolic Czarnobyla pojawił się w lutym, kiedy to dziennikarze Nowin: Anna Koniecka i Władysław Borowiec, kolejny raz odwiedzili Czarnobyl, Iwanków i inne miejsca skażone katastrofą atomową.

Inicjatywa ta bardzo spodobała się Iwanowi Kirymowi, merowi Iwankowa, byłemu dziennikarzowi, który 20 lat temu relacjonował katastrofę bezpośrednio spod sarkofagu.

To on miał zadbać, by na Podkarpacie trafiły dzieci z najuboższych rodzin lub sieroty. I zadbał. O zorganizowanie funduszy zadbał zaś wicemarszałek Mirosław Karapyta.

- A Caritas zafundowała żywność i odzież - wylicza J. Faberska. - Każde dziecko dostało też wyprawkę "higieniczną", czyli ręcznik i przybory toaletowe. Pomogli też sponsorzy prywatni: na przykład Jan Kuca zafundował 50 litrów ropy. Dzięki temu mogliśmy zorganizować kolonistom więcej wyjazdów.

Chcielibyśmy tu jeszcze przyjechać

Śmierć wygrywa z życiem

Jurij Kirimow, mer Iwankowa: - W Rejonie Iwankowskim co roku umiera ok. tysiąc ludzi. W ubiegłym zmarły 1024 osoby, urodziło się tylko 304 dzieci. Śmierć wygrywa z życiem. Przyczyna? Duża radioaktywność, brak pieniędzy na opiekę zdrowotną. Rząd finansuje kolonijne wyjazdy tylko niektórym dzieciom. Skierowań do sanatoriów dostajemy zaledwie 400 rocznie.

- Najbardziej podobają mi się te wycieczki - mówi Igor Koniuszenko. - Byliśmy w Łańcucie, do Dynowa dojechaliśmy kolejką wąskotorową. No i ludzie u was bardzo dobrzy, gościnni...

- W Dynowie byliśmy na spektaklu "Skrzypek na dachu" - wspomina Ania Litwin.

Ania zdążyła się zaprzyjaźnić z dwiema rówieśniczkami z Rakszawy. Będzie z nimi korespondować po powrocie na Ukrainę.

- Ja jeszcze nie poznałem żadnej polskiej koleżanki - martwi się 14-letni Oleg Nesterenko. - Na razie czas zajmują mi wycieczki i futbol.

- Najbardziej spodobał mi się zamek i powozownia w Łańcucie - mówi Olena Kowalenko. - Bardzo chciałabym tu jeszcze przyjechać i lepiej poznać Polskę, Kraków, Warszawę…

Tylko jedno dziecko z 30-osobowej grupy było poza granicami Ukrainy. Inni znają tylko okolice Iwankowa i okręgu kijowskiego. Rejony skażone napromieniowaniem.

Jak twierdzą kolonijni wychowawcy, Bartłomiej Nowakowski i Maciej Flader, chłopcy najchętniej przebywaliby na basenie i sali gimnastycznej. Wszystkim podobają się też wyjazdy poza Rakszawę. A także stołówkowe posiłki.

Zupki, na wszelki wypadek

Promieniowanie powraca

Olga Kostjenko, pielęgniarka z polikliniki w Iwankowie: - Kiedy nasze dzieci podczas wyjazdów przebywają w czystym powietrzu i właściwie się odżywiają, wracają z dziesięciokrotnie mniejszym skażeniem radioaktywnym. Ale po jakimś czasie, gdy znowu jedzą tutejszą żywność i piją wodę, obserwujemy u nich wzrost napromieniowania.

Szczególnie smakują im kiełbaski na gorąco i parówki - mówi Joanna Faberska. - Lubią zupy, więc kolacje i śniadania wzbogacamy zupami.

Gdy przyjechali, okazało się, że kilkoro z nich wzięło "na wszelki wypadek" rosyjskie zupki w proszku, które, czekając na obiad, próbowali przyrządzać wsypując je do zimnej wody z kranu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24