Awantura i przepychanka słowna podczas polowania w gminie Bircza

Co było powodem zamieszania, do jakiego doszło pomiędzy grupą 10 osób, prawdopodobnie aktywistów a myśliwymi z lokalnego koła łowieckiego, do dziś nie jest jasne. Policyjny dyżurny odebrał telefon około godz. 10.30, a zgłaszający twierdził, że wraz z grupą ok. 10 osób znajduje się w pobliżu lasu i że ktoś zabrał aparat fotograficzny jego koleżance. Na miejscu miała wywiązać się awantura.

- Patrol został wysłany, a uczestnicy zdarzenia oświadczyli, że nie doznali żadnych obrażeń, urazów zewnętrznych i że nie jest im potrzebna pomoc medyczna - mówi podkom. Marta Fac z KMP w Przemyślu. - Osoby, które przybyły w to miejsce, nie identyfikowały się z żadną fundacją lub stowarzyszeniem, twierdziły, że są tam prywatnie celem dbania o bezpieczeństwo myśliwych i zwierząt - dodaje.

I opisuje, że powodem utarczki słownej pomiędzy myśliwymi a grupą, która przybyła na polowanie, był prawdopodobnie fakt, że jednemu z myśliwych nie spodobało się, że robi mu zdjęcia. Myśliwy odebrał aparat jego właścicielce, a w jej obronie stanęła jej koleżanka, która chciała nagrać całą sytuację dyktafonem. W efekcie i on został jej odebrany, a kobieta została „rzucona na ziemię”, jak opisała policji. Sam myśliwy odnośnie tej części awantury zeznał, że wobec kobiety był delikatny i nie dopuścił się przemocy. Zmusił ją jedynie do tego, by usiadła na ziemi.

Czy doszło zatem do naruszenia nietykalności cielesnej? Trudno powiedzieć. Wiadomo, że po tym, jak sprzęty zostały zwrócone właścicielkom, a spór się załagodził, policjanci odjechali.

- Uczestnicy zdarzenia zostali poinformowani o tym, że naruszenie nietykalności cielesnej jest ścigane z oskarżenia prywatnego - zaznacza podkom. Fac.