Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura podlana gnojem

Andrzej Plęs, współpraca: Wojciech Tatara
Kontrola WIOŚ na „skażonych” gnojowicą polach. Kolejna, ale zapewne nie ostatnia.
Kontrola WIOŚ na „skażonych” gnojowicą polach. Kolejna, ale zapewne nie ostatnia. Andrzej Plęs
Sołtys wsi, Michał Zawadzki nie ma wątpliwości: kłopoty pojawiły się razem z fermą trzody chlewnej. Podziela w tej kwestii stanowisko rady sołeckiej i części mieszkańców, którym smród z okolic fermy poraża przegrody nosowe.

Najbliżsi sąsiedzi fermy biją na alarm, że właściciele tuczarni wylewają gnojowicę po polach w świątek, w piątek. Wbrew obowiązującym prawom ludzkim i boskim. Owszem, wylewać mogą, mają zezwolenia, ale na te ich 50 hektarów idą hektolitry gnojówy, a ta gnojówa już się na ichniejszych polach nie mieści i płynie sobie polną drogą w kierunku wsi, do ludzi i do rzeczki Malinianki, i niesie z sobą zagrożenie. Już nie smrodem, ale zabójczymi bakteriami.

Od lat na wiejskich zebraniach podnoszono, że samo zło płynie ze spółki "Zielone Fermy" i ich 4,5 tysiąca świń. I mają żal do świata, służb sanitarnych i władz gminnych, że nikt ich nie chciał słuchać. Do czasu. Jak się w Jelnej z początkiem lipca trochę ludzi pochorowało, trochę dzieci zmordowała biegunka, to świat uwierzył, że w Jelnej jakieś zło w wodzie siedzi.

Trucizna z kranu

Musiały nałykać się skażonej wody nieletnie kuzynki pana Staszka, co przyjechały z Anglii, bo trochę przeczołgało je przez toaletę. Podobnie, jak wiele miejscowych dzieciaków, a i dorośli odczuwali "bulgotanie w trzewiach". Zaalarmowany sanepid przyjechał do pana Krzysztofa, pobrał wodę z kranu, po czym wydał komunikat: "Woda z wodociągu Jelna nie nadaje się do picia, ze względu na ponadnormatywną obecność bakterii Enterokoków". I ostrzega sanepid, że pić takiej nie wolno, przygotowywać posiłków nie wolno, nawet myć się w takiej wodzie nie wolno. "Woda nadaje się wyłącznie do celów sanitarnych (spłukiwanie toalet)" - napisała inspekcja.

W części domów w Jelnej toalety wtedy rzeczywiście spłukiwano częściej niż zwykle, bo część mieszkańców dopadła biegunka. Skąd to nieszczęście? Ze świniarni "Zielone Fermy"- ludzie nie mieli wątpliwości.

Bo tuż przy fermie jest ujęcie wody dla Jelnej, jest studnia głębinowa, na terenie zakładu - przepompownia, a wszystko wokół otaczają świnie i gnojowica. A jak lunie deszcz, to woda z tym gnojem płynie w kierunku ujęcia wody i stoi wokół niego, i śmierdzi, i truje, bo to w takim dołku jest. A kiedy powiatowy inspektor sanitarny z Leżajska dorzucił, że enterokoki to bakterie pochodzenia odzwierzęcego, ludzie w Jelnej już mieli potwierdzenie, o które zabiegali od 2006 roku, od kiedy "Zielone Fermy" zainstalowały się w popegeerowskich obiektach - że zakład ich truje. Bo skoro od zwierząt, to pewnie od tych świń z fermy.

Sanepid zbadał ujęcie wody i studnię głębinową. Wyszło na to, że jest czysto. Zbadał kilka studni podwórkowych i też było czysto. A potem okazało się, że gmina wymieniała kilometr rur wodociągowych. I że to nie ujęcie zostało skażone, ale zapewne instalacja wodociągowa podczas wymiany. Co miejscowych nie przekonało, bo "do rur ten gnój też jakość musiał się dostać". Razem w odzwierzęcymi bakteriami.

Groza z pól

- Dzień w dzień wożą gnojowicę na pole - zapewnia pan Józek, bo nie tylko to czuje, ale i widzi z odległości stu metrów od swojego domu. Leją i leją, że od smrodu ciężko było wytrzymać.

Pan Józek otwiera okna wczesnym rankiem i tylko wtedy, kiedy mu nie wieje od strony pól "Zielonych ferm".

- Jak wywieszę pranie na podwórku, to trzeba potem jeszcze raz prać, bo cuchnie - zapewnia. - A jak lunie deszcz, to całe to g…o płynie w moim kierunku. Przyjechali do mnie znajomi z Giedlarowej, wiatr powiał od pół. Jak wypadli z samochodu, to biegiem do stodoły się schowali przed smrodem i w ogóle nie chcieli wychodzić.

Część miejscowych uparła się, żeby udowodnić, że ferma zatruwa im życie. Zaczęli obserwować, kiedy beczkowóz z gnojowicą pojawia się na polach. W nowosarzyńskim urzędzie gminy też podnieśli larum. Tym łatwiej im było, że sołtys Jelnej to radny gminny. Ściągnął na miejsce speckomisję z urzędu, z samym burmistrzem na czele.

- Akurat trafiliśmy, jak wylewali gnojowicę na pole - opowiada Zawadzki. - Część członków komisji nie wytrzymała, zaczęli wymiotować. I w takich warunkach musimy tu żyć. I z nikąd pomocy. Jak dzwonimy na policję, że Fermy leją smród na pola, policja mówi, że to nie ich sprawa i w ogóle nie wiedzą, o co chodzi. Gmina też nie chce pomóc, sanepid też nie.

Zaalarmowali Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Zawadzki jest zły, że inspektorzy przyjechali dopiero po trzech tygodniach, kiedy ulewy wypłukały cały ten smród na wieś i do Malinianki. Ale przyjechali, wzięli próbki z pola i będą badać. Na wyniki trzeba trochę poczekać, ale Zawadzki i część jelnian wolą dmuchać na zimne.
- Zrobimy własne badania, chcemy wiedzieć, co naprawdę siedzi w tej ziemi i co nam grozi - zapowiada.

Bo jestem obcy

Artur Jakubowski, właściciel "Zielonych Ferm", wydaje się być lekko przerażony obrotem spraw, a jeszcze bardziej rozgoryczony. Po awanturze z początku lipca, kiedy w Jelnej okrzyknięto go trucicielem i sprawcą niemal powszechnej jelneńskiej biegunki, musiał z rodziną wracać z urlopu z Chorwacji. I przyznaje, że najbardziej żal mu dzieci, którym też musiał przerwać wakacje. Bo do Jelnej zjechały się media, niedwuznacznie sugerowano, że otruł pół miejscowości. I tak poszło w eter.

- Kiedy wyniki badań oczyściły mnie z podejrzeń, nikt się o tym nie dowiedział, od nikogo nie usłyszałem przeprosin - mówi rozgoryczony.

117 okolicznych rolników odbiera z jego zakładu gnojowicę i też leją na swoje pola. I nikomu to nie przeszkadza. A on z jakiegoś powodu przeszkadza od początku.

- Nie jestem stąd, od początku dawano mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziany, a jak wciąż nie wiem dlaczego - tłumaczy. - Zainwestowałem, zatrudniam pięćdziesiąt osób, płacę podatki i ciągle nasyła się na mnie policję i kontrole wszystkich możliwych instytucji.

Mówi, że próbował się porozumieć, albo przynajmniej zrozumieć tę niechęć, poszedł raz i drugi na zebranie wiejskie.

- Niemal wywieźli mnie na taczkach - mówi z żalem. - Nasłuchałem się, że jestem kryminalistą i jeszcze gorszych rzeczy. Czasem mam wrażenie, że ktoś chce mnie stąd wyrzucić, a ja całe życie postawiłem na tę inwestycję.
W Kuryłówce ma drugi zakład i mówi, że tam z ludźmi "idzie się dogadać".

- Przyszli, chcieli, żebym wyrównał im drogę dojazdową, wysłałem równiarkę, zapłaciłem, droga jest - opowiada. - I nie ma problemów. A tu są od początku.

Daleko od szosy

A sołtys Zawadzki i część jelnian wynikami badań wody nie czują się uspokojeni, bo w "Zielonych fermach" wciąż wyczuwają zagrożenie.

- Pan nie chodzi na zabrania wiejskie, ale ludzie na zebraniach od dawna sygnalizują, że przez pana fermy woda może zostać skażona i to wszystko jest w protokołach z zebrań - wyrzuca Jakubowskiemu na środku pola i przy inspektorach WIOŚ. - Pokaż pan dobrą wolę i zrób pan tam drogę asfaltową, bo swoimi beczkami też pan po niej jeździsz - sołtys przeszedł do rzeczy.

Jakubowski tylko nieśmiało napomknął, że to droga gminna i samowolnie grzebać mu przy niej nie wolno. Ale z urzędem gminy może o tym pogadać.

Co ani sołtysa, ani pana Józka, ani pana Staszka nie uspokaja.

- Tu gnojowica na pola zawsze była wywożona, nikt tu nie jest złośliwy, ale takie rzeczy się tu nie zdarzały - mówi Zawadzki.

A pan Józek dodaje, że tak dalej żyć się nie da, bo ta świńska ferma to "tykająca bomba". I będą ją rozbrajać kolejnymi komisjami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24