Awantury o rzeszowskie buspasy ciąg dalszy

Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyli dzisiaj do prokuratury działacze Prawicy Podkarpackiej. To efekt wcześniejszych wydarzeń, na czele z brakiem reakcji ze strony miasta na prośbę o usunięcie pasów dla autobusów.

- Daliśmy urzędnikom na to nieco ponad miesiąc. Skoro nasze racje do nich nie trafiają, skierowaliśmy sprawę do sądu, a teraz do prokuratury. Naszym zdaniem cały proces przygotowania i wykonania buspasów to jeden wielki bałagan prawny. Według nas urzędnicy przerabiali nawet dokumenty wydane w ich sprawie - twierdzi Ireneusz Dzieszko z PP.

Zdaniem Dzieszki niedociągnięcia i uchybienia, jakich mieli dopuścić się pracownicy magistratu to wystarczający powód do wydania decyzji nakazującej usunięcie żółtych linii z al. Sikorskiego. Przypomina też, że ciągle niewyjaśniona pozostaje sprawa udziału w przetargu na projekt buspasów żony jednego z prezesów firmy, która wygrała postępowanie.

- A ta kobieta pracuje w wydziale zamówień publicznych Urzędu Miasta. Mamy nadzieję, że ten fakt także zostanie zbadany przez odpowiednie służby - mówi Dzieszko.

Władze miasta są jednak innego zdania. Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa powtarza, że o żadnym łamaniu prawa nie ma mowy

- Pan Dzieszko może sobie składać skargi gdzie chce. To jego prawo. Jesteśmy pewni, że ani sąd, ani prokuratura nie znajdą w dokumentacji żadnych nieprawidłowości. Buspasów likwidować nie zamierzamy, co więcej szykujemy się do utworzenia kolejnych odcinków. Jesteśmy przekonani, że przyniosą miastu korzyści - odpowiada na zarzuty rzecznik.