Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomni

NORBERT ZIĘTAL
W tej altance z płyt pilśniowych mieszkają od 6 miesięcy. Zdołali przetrwać nawet 20-stopniowe mrozy.
W tej altance z płyt pilśniowych mieszkają od 6 miesięcy. Zdołali przetrwać nawet 20-stopniowe mrozy. AUTOR
Będzie tragedia, jeżeli szybko nie znajdziemy jakiegoś mieszkania. Za dwa miesiące urodzę dziecko. Jak je wychowam w takich warunkach? - pyta Marzena Stolczyk, 21-letnia przemyślanka, która od października mieszka z mężem w niewielkiej altance na działce nad Sanem w Przemyślu.

- Wszystko było dobrze, gdy miałam pracę. Wtedy teść pozwalał nam mieszkać u siebie. Jednak straciłam zatrudnienie, a w dodatku przyznałam się, że jestem w ciąży. Teść, gdy to usłyszał, kazał się nam natychmiast wynosić. Wyrzucił nasze ubrania na korytarz, zmienił zamki. Mieliśmy kilka godzin na spakowanie pozostałych rzeczy. Nie było rady, zamieszkaliśmy na działce jednego ze znajomych - opowiada kobieta. To był początek jej gehenny.
Trudno trafić do Stolczyków. Nad Sanem, nieopodal ul. Sanockiej, jest sporo ogródków działkowych. Niektóre zadbane, te dalej od centrum są już mniej wypielęgnowane. Zamiast płotów, druty. Furtek nie ma. Droga tonie w błocie. Z daleka widać jasnoniebieską altankę, w której schronili się Stolczykowie. Wkoło na sznurkach suszy się pranie. Same ciemne rzeczy, bo takie się mniej brudzą w działkowych warunkach - tłumaczy Stolczykowa.
Pierwszy wita przybyszów czarny szczeniaczek.- To sierota, przybłęda. Ktoś go tutaj podrzucił. Dom znalazł u nas, chociaż my sami bezdomni jesteśmy - wyjaśnia pan Mariusz. Prowadzi do budki, która do przechowywania narzędzi nadaje się w sam raz, ale nie dla ludzi, żeby tu mieszkali. Budka jest maleńka, ma dwa na trzy metry. Pan Mariusz, jak każdy gospodarz, próbuje "oprowadzić" gościa po przydomowym obejściu, ale tutaj nie ma zbyt wiele do oglądania. No może domki działkowe dookoła. Przy budce Stolczyków, wyglądają jak pałace, a przecież też nie są ani duże, ani bogate.

W nieszczelnej altance przy 20-stopniowym mrozie

Witold Wołczyk, Biuro Prezydenta Miasta Przemyśla: - Sytuacja mieszkaniowa w naszym mieście jest tragiczna. Lista oczekujących na lokal socjalny jest ogromna. Ze względu na wyjątkową, wręcz awaryjną sytuację, zaproponowaliśmy temu państwu przydział mieszkania na ul. Katedralnej. Jest to lokal do remontu.

Głowili się, jak pomieścić się na tych sześciu metrach kwadratowych. W poprzek izdebki jakoś udało się wstawić jednoosobowy tapczan. Nogi wystają tuż przy drzwiach. Obok tapczanu niewielki stolik, dwa krzesełka, nad nimi coś przypominającego szafkę. W kącie malutki żeliwny piecyk. Na ścianie krzyżyk i różaniec - pomagają przetrwać. Centralne miejsce nad łóżkiem zajmuje niewielka (10 na 15 cm), pogięta od wilgoci, kolorowa fotografia ślubna Stolczyków - pomaga być razem.
- Przecież tutaj nie można mieszkać!
- My tu jesteśmy od października, już szósty miesiąc - oblicza Stolczyk. Ale do środka nie zaprasza, bo nie ma gdzie.
Ściany ze zbutwiałych płyt pilśniowych nie są w stanie zatrzymać zimna. Piecyk jest za mały, aby mógł ogrzać nieszczelną budowlę. Można na nim jedynie wodę podgrzać.
- Podwójne dresy, szaliki, czapki, kurtki, a na to dwie kołdry. Tak spaliśmy. Gdy mrozy spadły poniżej 20 stopni, było bardzo ciężko. Nad ranem było tak zimno, że sklejone szronem powieki bolały, gdy je otwieraliśmy - wspomina Stolczykowa.
Piecyk pomógł im zainstalować sąsiad z działek. Komin oblepił gliną, aby spaliny nie dostawały się do wewnątrz. Ale i tak nie pozbyli się dymu.
- Mąż choruje na astmę. Dym bardzo mu szkodzi. Odkąd tu jesteśmy, zużył już 6 inhalatorów. Normalnie w takim okresie potrzebuje nie więcej jak dwa.
- Nie mamy prądu ani wody do picia czy choćby umycia się. Po wodę chodzimy z butelkami do pobliskiej studzienki. Musimy przejść ponad kilometr - mówi pan Mariusz.

Ona bez pracy, on dorywczo coś zarobi

[obrazek3] Łóżko, dwa krzesła, stolik i niewielki piecyk żeliwny - to całe wyposażenie ich mieszkania.- Trochę winni są sąsiedzi - uważa młoda mężatka. - Zarzucali teściowi, że w jego i tak malutkim mieszkaniu jeszcze nas trzyma. Buntowali go. Ale jak ja miałam pracę w sklepie, a mąż dorabiał, to jakoś obywało się bez większych konfliktów.
U rodziców pani Marzeny nie mogą mieszkać . - Tam jest pięcioro rodzeństwa i bieda aż piszczy. Sami patrzą, żeby im pomóc. Poza tym nie lubią Mariusza - wyznaje kobieta.
- To nieprawda, że ich wyrzuciłem. Takie mówienie jest szkalowaniem mnie - ojciec pana Mariusza jest wzburzony - To jej nie chciałem, ale mój syn mógł do mnie wrócić. Teraz, po tym co zrobił, już nie może wrócić.
Ojciec pana Maruisza wyjaśnia, że sam mieszka w bardzo trudnych warunkach z kilkunastoletnią córką. Mają 30 metrowe mieszkanie. To nieprawda - twierdzi - iż ciąża czy utrata pracy przez synową była powodem, że nie chciał jej w swoim mieszkaniu. - Wielokrotnie dochodziło do kradzieży, zgłaszałem te fakty na policję. Niektóre sprawy wycofywałem, bo to przecież mój syn, inne nadal tam są. To był powód.
- Nie mieliśmy żadnych zgłoszeń czy sygnałów odnośnie tych państwa. Nie prowadzimy spraw, w których mieliby oni jakiś udział - twierdzi podinsp. Franciszek Taciuch, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. Informacji zasięgnął również u dzielnicowego. On także do Stolczyków nie miał zastrzeżeń.
Mąż pani Marzeny nie ukrywa, że dorabia na granicy. Tak jak wielu bezrobotnych przemyślan. Kupuje i sprzedaje niewielkie ilości papierosów i innych towarów z Ukrainy.
- Starcza na nasze niewygórowane, bieżące potrzeby. Codziennie tam jeździ i zawsze coś do domu przyniesie. Gdyby nie granica, to nawet na jedzenie byśmy nie mieli. Trochę pomaga dalsza rodzina - pani Marzena w tajemnicy mówi, od kogo dostają codziennie obiady, ale zaklina na wszelkie świętości, aby tego nie zdradzać. - Jakby się... dowiedzieli, to tę osobę też by z domu wyrzucili.
Jeszcze w październiku Stolczykowie zaczęli się starać o przydział mieszkania socjalnego. Powiedziano im: kolejka jest tak długa, że trzeba by czekać nawet 12 lat. Napisali jednak podanie. Pierwsza odpowiedź przyszła 6 grudnia ub. roku.
- Tu, na działki, poczta nie dociera. Zresztą nie wiadomo, jaki podać adres. Dlatego list przyszedł do teścia, gdzie mąż nadal jest zameldowany. List został odesłany nadawcy, bo nie miał go kto odebrać - mówi pani Marzena.

Nie pozwolą się rozdzielić

W połowie lutego odwiedziła ich urzędniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Stwierdziła, że rzeczywiście warunki są kiepskie. Potem przyszedł jakiś pan z magistratu. Są mu wdzięczni za wsparcie. Bardzo elegancko i serdecznie do nich podszedł, nie jak urzędnik. W lokalówce obiecano im mieszkanie.
- Już od kilku tygodni przekładają nam termin wizyty. Chcemy zobaczyć to mieszkanie. Zdajemy sobie sprawę, że wymaga remontu. Bylibyśmy w stanie go wykonać. Ale podobno już 10 rodzin zrezygnowało z przyjęcia tego mieszkania. Więc chyba jego stan nie jest najlepszy. Ale to dla nas ostatnia deska ratunku - mówi pani Marzena. - Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko mogło mieszkać w takich warunkach. Zresztą, wtedy pewnie od razu by się nami i naszą altanką zainteresowali urzędnicy.
- Ci państwo oglądali zaproponowane im przez nas mieszkanie przy ul. Katedralnej. Być może jeszcze w tym tygodniu podpiszą umowę - stwierdził Janusz Szostek, naczelnik Wydziału Gospodarki Lokalowej Urzędu Miejskiego w Przemyślu.
Po chwili naczelnik zmienił ton wypowiedzi: - Pisząc o tym temacie robicie złą robotę. Oni sobie sami przygotowali ten horror. Dzieci się z powietrza nie biorą. Zasada jest taka, że wielu młodych jest niezadowolonych. Aby mieć mieszkanie, najłatwiej jest pójść do pierwszej z brzegu redakcji.
Naczelnik wyraził wątpliwość czy Stolczykowie zdołają odremontować lokum i czy stać ich będzie na opłaty.
O skomentowanie postawy naczelnika Szostka poprosiliśmy prezydenta Przemyśla Roberta Chomę.
- Prasa ma prawo do krytyki, a obowiązkiem odpowiednich osób, w tym naszych urzędników, jest reagowanie na nią. Pan naczelnik nie jest od wyrażania swoich komentarzy odnośnie do jakichś sytuacji społecznych czy rodzinnych - uważa prezydent Choma. Zaznaczył, że sprawę wyjaśni.
Stolczykowie twierdzą, że chcą mieszkać razem, zwłaszcza po urodzeniu dziecka. W żadnym przypadku nie zgodzą się na rozdzielenie, a tym bardziej na odebranie dziecka.
- Co będzie, jak po urodzeniu dziecka nadal nie będziecie mieli mieszkania?
- Rozważaliśmy taki wariant i rozwiązanie ostateczne, ale... - pan Mariusz nie chce kończyć myśli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24