Bezrobotni chorują na pracę

W powiecie bieszczadzkim, według oficjalnych danych, co piąta osoba nie ma pracy. To dziwne, bo ofert zatrudnienia nie brakuje.

- Podczas naboru mamy wysyp zwolnień lekarskich. Z 50 osób udaje nam się wyłonić zaledwie kilku chętnych - mówi Joanna Szczepanik, dyrektor Urzędu pracy w Ustrzykach Dolnych.

Najczęściej okazuje się, że osoby, które mogłyby wykonywać pracę fizyczną, muszą leczyć akurat kręgosłup, a potencjalni sprzedawcy czy piekarze - mają egzemę.

Wolą na czarno

Urzędnicy wiedzą, że bezrobotni wybierają pracę na czarno. Obserwowali już sytuacje, gdy np. z samego rana mężczyźni w ubraniach roboczych podpisywali się na liście bezrobotnych, a później wsiadali do samochodu, w którym czekał ich szef. - Wolą bez umowy zarabiać 1,5 tys. zł niż 800 zł legalnie - twierdzi J.Szczepanik.

Potrzebna odmowa

Pracodawcy nie kryją swojego niezadowolenia. Osoby, które przysyła do nich PUP, często już w drzwiach oświadczają, że oni albo ich dzieci będą chorować. Niektórzy przychodzą pijani. Chcą, tylko żeby pracodawca podpisał zaświadczenie, że nie spełniają jego oczekiwań.

Ludzie kombinują, bo status osoby bezrobotnej jest im potrzebny. Wprawdzie zasiłek mogą pobierać tylko przez pół roku, (w pow. z dużym bezrobociem - rok), ale mają zapewnione ubezpieczenie zdrowotne przez cały czas. Często korzystają z pomocy opieki społecznej.

- Kiedy chciałam wykreślić jedną panią z ewidencji, usłyszałam, że pozbawiam ją mnóstwa darmowych pieniędzy - mówi urzędniczka z PUP.

Osoby, które odrzucą ofertę pracy, są wykreślane z ewidencji bezrobotnych. Jednak po trzech miesiącach mogą się znów zarejestrować.