Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błękitni wyszli z cienia

jam, roy, tor, mawa
Piłkarze z Jasła (z lewej Wojciech Żuławski) przez cały mecz "gonili" rzeszowską Stal. Zespół lidera (z prawej Jacek Pyś) utrzymał jednak prowadzenie.
Piłkarze z Jasła (z lewej Wojciech Żuławski) przez cały mecz "gonili" rzeszowską Stal. Zespół lidera (z prawej Jacek Pyś) utrzymał jednak prowadzenie. KRYSTYNA BARANOWSKA
Mecz rzeszowskiej Stali z Rafinerią/Czarnymi Jasło odsunął w cień wydarzenia na innych boiskach piłkarskiej IV ligi podkarpackiej. Uwagę kibiców w regionie zwróciły jednak rezultaty spotkań w Ropczycach i Stalowej Woli.

W Rzeszowie lider potykał się z wiceliderem. Po twardym boju Jedynka-Stal pokonała jaślan 1:0 i ma nad nimi 10 punktów przewagi. - To był bardzo trudny mecz. Dobrze się wprawdzie dla nas ułożył, bo szybko strzeliliśmy bramkę, ale tylko pozornie było łatwiej. W drugiej połowie było trochę nerwówki - przyznał Janusz Czyrek, napastnik gospodarzy.
- Jaki awans? Żadnych gratulacji nie przyjmuję, bo do końca daleko i wiele może się zdarzyć. Jeszcze nie jesteśmy w trzeciej lidze! - wzbraniał się Ryszard Kuźma, trener Stali. - Życzę Stali z całego serca, aby się utrzymała w trzeciej lidze, i aby wróciły stare dobre czasy, kiedy nasz region miał przedstawicieli w pierwszej lidze. Czarni będą walczyli do końca - deklarował Marek Dyląg, trener jaślan. - Nie przestaniemy grać i zdobywać punktów. Będziemy się starali zachować drugie miejsce.

"Szóstka" w Ropczycach

Błękitni Ropczyce odprawili faworyzowaną Stal Mielec z bagażem aż sześciu goli. Mielczanie jeszcze nigdy nie przegrali tak wysoko (1:6) w IV lidze. Goście wystąpili bez czterech podstawowych piłkarzy - Cyganowskiego, Maruda, Wcisły i Abramowicza - i to właśnie ich brakiem tłumaczył porażkę drugi trener Stali, Robert Mazur. Pierwszy, Krzysztof Łętocha, był tak zdenerwowany po meczu, że odmówił wypowiedzi i zaszył się w szatni.
- Nie wiem, co się stało - mówił Mazur. - Po kilku spotkaniach z drużynami z czuba tabeli i serii pięciu meczów bez porażki, przyszło chyba rozprężenie. W polu nie byliśmy słabsi. Mecz ustawiła czerwona kartka dla Leśniowskiego. Nie jestem fachowcem w kwestii sędziowania, ale kierownik drużyny, Jacek Klimek (jeszcze jesienią arbiter IV ligi - przyp. red.) mówił, że sędzia sięgnął po "czerwień" zbyt pochopnie.
- Szkoda, że takie ładne mecze gramy dopiero teraz, gdy mamy już tylko matematyczne szanse na utrzymanie - żałował Witold Zięba, trener Błękitnych. - W najśmielszych snach nie przewidywałem takiego zwycięstwa, choć nawet po stracie gola (Błękitni przegrywali 0:1 od 19. minuty - przyp. red.) czułem, że będzie dobrze. Ale nie, że aż tak.

Szczęśliwy Rzemieślnik

Dobrą passę pod wodzą trenera Jacka Dubiela kontynuują piłkarze Rzemieślnika Pilzno. Wygrali 3:2 na wyjeździe z nieobliczalnymi rezerwami Stali Stalowa Wola. - Byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Gospodarze mieli sporo pretensji, ale najpierw niech wykorzystują sytuacje, które stwarzają. Tym niemniej jesteśmy szczęśliwi, bo jechaliśmy do Stalowej Woli po remis - powiedział Andrzej Stechnij, kierownik pilźnieńskiej drużyny. Wojciech Fabianowski, piłkarz Stali II, stwierdził: - Nie chcę oceniać sędziego, ale moim zdaniem Bieńko trafił prawidłowo do bramki. Sędzia był innego zdania, a ten gol mógł ustawić cały mecz. Uważam, że na remis w pełni zasłużyliśmy.

Trenerom nie dogodzi

Sanocka Stal przegrała czwarty z rzędu wyjazdowy mecz. W Górnie przed przerwą straciła dwa gole, odrabiając w II połowie połowę strat. Gola zaliczono początkowo Krzysztofowi Drozdowi, ale w autokarze zawodnik ten przyznał, że nie dotknął piłki wrzuconej z rzutu wolnego przez Janusza Sieradzkiego. - Przespaliśmy pierwszy kwadrans i w efekcie straciliśmy gola. Poźniej, gdy graliśmy lepiej, przytrafił się nam błąd w obronie i gospodarze ukarali nas po raz drugi. Mój zespół zadowolił jedynie w drugiej połowie - skomentował występ podopiecznych Piotr Kot, trener Stali. Prowadzący Górnovię Henryk Rożek docenił rywala, zarazem wytknął swym graczom nieskuteczność. - Przeciwnik trudny, zawiesił nam poprzeczkę wysoko. Jednak dwie bramki zdobyte w pierwszej połowie ustawiły mecz. Należało pójść za ciosem i strzelić trzecią, bo okazje ku temu były - powiedział.
Taki sam zarzut postawił swoim piłkarzom Zdzisław Napieracz, choć Izolator Boguchwała wygrał (3:1) ważny mecz z MKS-em Kańczuga. - Było trochę nerwowo, bo musieliśmy wygrać. Mam pretensje do chłopaków, że przy stanie 3:0, kiedy mogli robić, co chcieli, nie zdobyli kilku goli. Inna rzecz, że Groch (bramkarz MKS-u - przyp. red.) miał niezły dzień. Strata bramki to efekt niefrasobliwości, cechującej moją obronę.
Spotkanie w Boguchwale źle będzie wspominać zwłaszcza Artur Łuczyk, który w trakcie gry podniósł piłkę rękami znajdując się w polu karnym MKS-u. - Źle się wszystko potoczyło. Najpierw kontuzja dopadła Bogusława Pieczka, później Edka Słysza, doszedł do tego ten dziwny karny i było już pozamiatane. Nie wiem, dlaczego sędzia nie zagwizdał karnego po faulu na mnie. Izolator wygrał jednak zasłużenie - przyznał Wiesław Czerwiński grający trener kańczużan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24