Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brzozów, miasto na krawędzi

Dorota Mękarska
Fot. Dorota Mękarska
Od kiedy padły Koronki, mieszkańcy tracą wiarę w swoje miasto. - Nie ma mowy o żadnym upadku. Naszą szansą są młodzi ludzie - tłumaczy władza

Od 1 kwietnia Koronki S.A. są w stanie upadłości. Ze 140 osobowej załogi zwolniono 114 osób. Część została przeniesiona do spółki Korontex. 50 osób całkowicie straciło pracę. Jako osoby bezrobotne zarejestrowano tylko 15 osób, z czego jedna osoba poszła na kurs spawacza i podjęła zatrudnienie.
Powiatowy Urząd Pracy w Brzozowie złożył wniosek o dofinansowanie szkolenia dla 20 kobiet (powyżej 45 roku życia) w zakładach cukierniczych. W tym roku 185 osób otrzyma dotację na samozatrudnienie, wynoszącą 17.5 tys. zł.

Powiat brzozowski w liczbach

Liczba mieszkańców - 65,7 tys. (Brzozów - 8,2 tys.)
Stopa bezrobocia - 25 proc. (w województwie podkarpackim - 14,5 proc.).
Liczba bezrobotnych - 6,7 tys.
Kwota przeznaczona na aktywizację bezrobotnych w 2009 r. - 12,5 mln zł.
Liczba bezrobotnych objętych aktywizacją - 2 tys.
zebrała EK

- Symbolem tego, co dzieje w Brzozowie, jest młyn, który stoi przy drodze na Rzeszów. Z każdym rokiem popada w coraz większą ruinę. Tak po kolei wszystko wali się w tym naszym grajdole - mówi mieszkaniec miasta.

- Młyn jest własnością prywatną - zastrzega Józef Rzepka, burmistrz Brzozowa. - Teraz został po raz drugi sprzedany w prywatne ręce. Zobowiązaliśmy właściciela, by w miarę szybko zakończył rozbiórkę, zgodnie z otrzymaną decyzją administracyjną.

Młodość przeminęła z "Koronkami"

Brzozowianom nie chodzi jednak tak naprawdę o ten nieszczęsny młyn. Oni stracili wiarę w swoje miasto. Stracili wiarę, że będzie się tu żyło lepiej, bo tracą pracę.

- Nieszczęściem Brzozowa jest to, że to powiat typowo rolniczy - zaznacza wicestarosta brzozowski Janusz Draguła.- Gospodarstwa mają średnio dwa hektary. A taka powierzchnia nie pozwalała utrzymać się z gospodarstwa.

Mieszkańcy Brzozowa i okolic szukali więc pracy w Sanoku i Krośnie. Codziennie rano jeździło z Brzozowa do pobliskich zakładów kilkadziesiąt autobusów. Jak zaczęło się w nich "sypać", brzozowiacy pierwsi poszli na "odstrzał". Rynek pracy skurczył się dla nich do rodzinnego miasta. Ale i tu zrobiła się "klapa".

Takie Koronki, na przykład, powstały jeszcze za Gierka. Przez lata całe były największym zakładem w Brzozowie, zaraz po szpitalu. Niektóre kobiety przepracowały w nich swoje całe życie. Teraz okazało się, że Koronki" ich nie potrzebują. Dlaczego? Bo ludzie nie potrzebują koronek. Wolą chińskie "badziewie".

No i brzozowskie Koronki padły. Teraz rządzi tam syndyk, a te kobiety, którym w Koronkach zleciała młodość, poszły na "kuroniówkę" albo do Korontexu, spółki siostrzanej "Koronek", która też ledwo już dycha.

- A co ludzie mieli zrobić? Mieli do wyboru Korontex albo roczny zasiłek - jasno stawia sprawę Marian Ankowski, szef zakładowej "Solidarności".
Koronki padały z hukiem, ale z hukiem typowym dla Brzozowa. Po cichu. Nie znalazł się nikt, kto by otwarcie powiedział, że z tym upadkiem coś nie tak. Zamiast tego ludzie sobie szeptali, że jakieś maszyny były po cichu sprzedawane, że ktoś zrobił na tym dobry interes i wybudował sobie pałac. Przy tej okazji dostało się rykoszetem wszystkim naokoło. W przestrzeni publicznej szuka się winnych, którzy są nie tyle winni, co ciąży na nich grzech zaniechania.

Każdy musi ratować się sam

I ten szept niósł się i niósł aż doszedł, w formie anonimu, do Henryka Kozika, byłego związkowca z "Solidarności" i obecnego przewodniczącego Rady Powiatu Brzozowskiego. W 2006 roku Kozik dostał pismo o rzekomych "przekrętach" w "Koronkach".

- Moja sugestia była taka, by skierować sprawę do prokuratury - twierdzi Kozik. Skończyło się jednak tylko na sugestii.

- Tu każdy musi ratować się sam - twierdzi pracownik zakładu.

Teraz ludzie Kozikiem sobie wycierają gębę, że nic w sprawie brzozowskich "Koronek" nie zrobił.

- A co ja jestem prezes, a co ja jestem załoga? - denerwuje się przewodniczący.

Zakopiańska owieczka z Chin

I przytacza autentyczną opowieść o ojcu i synu, których poróżniły Chiny. Otóż ojciec produkował kubki. Sprzedawał je synowi po 3,50 zł za sztukę. Syn poddawał je dalszej obróbce i sprzedawał z zyskiem za wyższą cenę. Interes się kręcił do czasu, aż syn pojechał do Chin. Znalazł tam kubki za 1,50 za sztukę i na tym rodzinny interes się zakończył.

- Taka sama sytuacja może być tutaj - podejrzewa Kozik. - Dlatego nie wiem, czy rozgoryczenie załogi jest do końca słuszne.

- To dobry przykład na to, że mimo gospodarki rynkowej, musi być zachowany interwencjonizm państwa w ochronie własnego rynku - podkreśla starosta brzozowski Zygmunt Błaż. - Chińszczyzna zawojowała już wszystko. Ja nawet w Zakopanem kupiłem wnuczkowi owieczkę, która była chińskiej produkcji.

- Jednak teraz ktoś chce te rozżarzone węgle wybierać moimi rękami - irytuje się przewodniczący Kozik. - Proszę zapytać, co w tej kwestii, by Brzozów się rozwijał, zrobiono w urzędzie miasta. Jeden z pracowników "Koronek" mówił mi, że miał tam wejść jakiś Japończyk, czy Koreańczyk. A jak zapytałem, kto to załatwia, powiedział: burmistrz.

Nieobojętny los "Koronek"

- Los "Koronek nie był nam obojętny - podkreśla burmistrz Józef Rzepka. - Chyba z rok temu jak dowiedzieliśmy się, że są tam puste hale, nawiązaliśmy kontakt z firmą Takata, która produkuje podzespoły do samochodów. Doprowadziliśmy do spotkania między stronami. Na tym nasza rola się skończyła. Dowiedzieliśmy się później, że "Koronki" dały tak niekorzystną ofertę, że Japończycy zrezygnowali.
Ratować sytuację próbowało też starostwo.

- Dwa lata temu zwróciliśmy się do Mieleckiej Strefy Ekonomicznej - opowiada Zygmunt Błaż. - Chcieliśmy zainicjować utworzenie podstrefy na bazie "Koronek" i gminnych gruntów. Powiat takich gruntów nie ma, jak zresztą żadnych kompetencji decyzyjnych. To nie wypaliło - przyznaje starosta.

- To nie była rola powiatu - wtóruje staroście Kozik. - Już nie pamiętam, czy to burmistrz, czy wiceburmistrz powiedział, że nie ma możliwości, by utworzyć strefę.

- Szukamy możliwości prawnych i finansowych, by uzbroić ten teren - burmistrz Brzozowa mówi o 3,5 hektarowym gruncie, który w planie zagospodarowania przestrzennego przeznaczone jest pod rozwój przemysłu.

W zaklętym kręgu władzy

Ale zanim w Brzozowie dojdzie do rozwoju przemysłu, ludzie stracą cierpliwość. Już teraz pilnie przyglądają się wszystkim powiązaniom i koneksjom, dzięki którym można dostać pracę.

- Tu wszystko dzieje się jak w zaklętym kręgu - twierdzi mieszkaniec miasta. - Jak ktoś jest cwany, to żyje. Dobrze wiedzie się tylko wybranym.

Ludzie zarzucają burmistrzowi, że zatrudnił w magistracie swoją rodzinę i pół Przysietnicy, z której pochodzi.

- Moja rodzina radzi sobie sama - zaprzecza pogłoskom Rzepka. - Nikt z mojego rodzeństwa nie pracuje w jednostkach podległych gminie. A w Przysietnicy jedna trzecia mieszkańców nosi to samo nazwisko, co ja i większość z nich to nie są moi krewni. Zresztą z tej miejscowości w urzędzie na 80 osób pracuje tylko jedna osoba z Przysietnicy - kobieta, która wyszła tam za mąż.

Starosta brzozowski też broni się przed takimi pomówieniami. Jedna z jego córek pracuje w ogólniaku, a druga w weterynarii. Trochę inaczej sytuacja wygląda z zastępcą. Żona wicestarosty Janusza Draguły pracuje w starostwie, ale dostała robotę zanim małżonek objął wysoką funkcję. Jego szwagier jest zatrudniony w szpitalu, na stanowisku zastępcy dyrektora.

- Trudno żeby się człowiek zwalniał, jak szwagier zostaje starostą - dziwi się Błaż.
Z kolei syn Draguły pracuje jako kierowca na karetce, po 2 latach bezrobocia. - Nie wiem, kiedy został przyjęty. Nie będę kontrolował dyrektora, kogo przyjmuje! - zżyma się starosta.

Pogłoski o śmierci są przedwczesne

Mieszkańcy Brzozowa pesymistycznie patrzą w przyszłość.

- Obawiam się, że taki sam los czeka te wszystkie małe galicyjskie miasteczka. Młodzi ludzie stąd wyjadą, bo muszą wyjechać, a one będą powoli umierać - uważa jeden z brzozowianów.

Starosta brzozowski uważa, że to czarnowidztwo.

- Jestem zbudowany właśnie młodymi ludźmi, którzy wracają z zagranicy i biorą się u nas za robotę - mówi. - Wczoraj rozmawiałem o dwóch młodych chłopakach, którzy uruchomili firmę wykończeniową. Dostali tyle zamówień, że do lipca kalendarz mają zapełniony.

W powolną agonię miasta nie wierzy również burmistrz.

- Nasza gmina nie wyludnia się. Wręcz przeciwnie. Co prawda w samym Brzozowie jesteśmy tylko na małym plusie, ale w miejscowościach podbrzozowskich przybywa ludności. Humniska, Przysietnica, Grabownica bardzo się rozbudowują. Tu mieszkają naprawdę bardzo pracowici i zaradni ludzie, z dużą inicjatywą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24