Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Być jak James Bond. Jak naprawdę wygląda praca w służbach specjalnych

Dorota Kowalska
Przygody Jamesa Bonda to najpopularniejszy film z agentem służb specjalnych w roli głównej
Przygody Jamesa Bonda to najpopularniejszy film z agentem służb specjalnych w roli głównej fot. materiały prasowe
Praca w służbach specjalnych, chociażby w takim wywiadzie, może być dla wielu marzeniem, ale nie ma ona nic wspólnego z filmową rzeczywistością.

Dla tych, którzy szukają wyzwań, to może być pomysł na życie. Agencja Wywiadu prowadzi intensywną rekrutację chętnych do „służby w cieniu dla Polski” - pisał jakiś czas temu „Dziennik Gazeta Prawna”.

Zachęt całkiem sporo: dwie pensje, praca pod legendą na przykład w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a do tego etat w Agencji Wywiadu. „DGP” relacjonowała, że na spotkanie z oficerami AW na Uczelni Łazarskiego w Warszawie przyszło około 50 osób. Dwóch mężczyzn zachęcało studentów tej prywatnej uczelni do pracy w służbach. Nie tylko na uczelniach pojawiają się oficerowie, agencja regularnie szuka kandydatów na szpiegów przez swoje konta w mediach społecznościowych. Ponoć nieważny jest kierunek studiów, aplikować może każdy - przekonują przedstawiciele wywiadu. Już dziewięćdziesięciu dziewięciu aplikujących, którzy wysłali swoje CV, przechodzi pierwszy etap i kwalifikuje się do rozmowy. Agencja sprawdza wstępną wiedzę, potwierdza umiejętności wypisane w CV, a rozmowa ma charakter sondażowy. Dopiero po tym etapie przychodzą uciążliwe badania psychologiczne, testy oraz badania lekarskie. Do tego szczegółowo sprawdzany jest życiorys. A w pewnych sytuacjach wykorzystywany jest również wariograf. Ostatnim etapem jest szkolenie w ośrodku AW w Starych Kiejkutach.

Jak podkreślają oficerowie, na przyszłych szpiegów nie czeka służba jak z filmów o agencie 007, ale można przeżyć przygodę i przekonać się o tym, jak wywiad wpływa na rzeczywistość polityczną.

I trudno się temu dziwić, wszędzie na świecie praca w służbach specjalnych - definiowanych przez pryzmat wywiadu i kontrwywiadu - to zaszczyt. W krajach zachodnich czy Stanach Zjednoczonych to także dobry start do tego, żeby później zaistnieć w biznesie. Ludzie z przeszłością w służbach bardzo dobrze się w nim odnajdują, we wszystkich zresztą zawodach związanych z szeroko pojętą ekonomią.

Służby specjalne analizują również to, co pojawiło się w mediach, czytają prasę, potem analizują informacje i piszą raporty

Dzisiaj ludzi do służb szuka się niemal oficjalnie, kiedyś tak nie było. Anna jakieś dwadzieścia lat temu kończyła filologię polską w Warszawie. Nie pamięta już dzisiaj, czy oddawała pracę roczną, czy chodziło o jakiś wpis do indeksu, ale jeden z wykładowców zatrzymał ją na dłużej.

- Zauważyłam, że ma także inne moje prace, nie tylko ze swojego przedmiotu. Chwalił moją umiejętność syntezy, a potem stwierdził, że moje umiejętności są bardzo przydatne, chociażby w białym wywiadzie - opowiada kobieta.

Czy za aferami w Polsce stoją służby specjalne?

Nie ukrywa, że była zdziwiona. Myślała, że może wykładowca chce jej zaproponować, żeby została na uczelni i robiła doktorat, ale nie, on powiedział tylko, że gdyby chciała spróbować swoich sił w tej branży, to mają kontakty.

- Nie zdecydowałam się, bo wtedy, w tamtych latach, Urząd Ochrony Państwa źle mi się kojarzył, ale potem dowiedziałam się, że kolega z roku pracuje w jednej z delegatur UOP w kraju. Pewnie dostał się do niej w taki właśnie sposób - wspomina Anna, dzisiaj pracownik mediów.

Krzysztof Liedel, specjalista ds. terroryzmu opowiadał mi kiedyś, że służby w pierwszej kolejności decydują, kogo im potrzeba - ludzi o jakim wykształceniu, umiejętnościach, predyspozycjach. Jeśli założymy, że tworzy się w służbach specjalnych zespół analiz, który będzie się miał zajmować terroryzmem, to można wyspecyfikować pewne elementy związane z wykształceniem, które predestynują do takiej pracy - w cenie będą studenci stosunków międzynarodowych, politologii, socjologii, psychologii, kulturoznawstwa, językoznawstwa, arabistyki itd. Jeśli założymy, że potrzebne są osoby, które będą się zajmowały technicznymi metodami zdobywania informacji, to ruszą poszukiwania utalentowanych informatyków. Potem trzeba będzie sprawdzić, czy ewentualni kandydaci na oficerów służb nie weszli w konflikt z prawem. Przyjrzeć się ich predyspozycjom psychofizycznym. Na pewno ważna jest sprawność fizyczna, umiejętność radzenia sobie ze stresem, umiejętność logicznego myślenia, analizowania. To obróbka, której dokonać trzeba już na samym początku, następna selekcja dokonuje się w trakcie obserwowania człowieka, także podczas szkoleń w specjalnych ośrodkach szkoleniowych, w których sprawdza się zachowanie ludzi w określonych, często trudnych, niestandardowych sytuacjach.
- Z założenia wywiad to jest praca dla ludzi odpornych psychicznie. Jeśli takiej odporności się nie ma lub ją się traci, to szybko to wychodzi, ponieważ stresy się nakładają. Zwykle objawia się to agresją wobec kolegów. Gdy taka odporność zaczyna pękać, to przekłada się to na życie osobiste. Jeśli samemu się tego nie zauważa lub nie dostrzegą tego przełożeni, to może to mieć opłakane skutki dla służby i dla rodziny - opowiadał nam kiedyś Aleksander Makowski, były PRL-owski szpieg, a później tajny współpracownik polskiego wywiadu m.in. w Afganistanie. - Obciążenia związane z pracą operacyjną mogą zresztą ujawnić się dopiero po latach, tak jak ze stresem bojowym. Tak mogło być właśnie ze Sławkiem Petelickim - dodał eks-szpieg.

Tyle tylko, że agenci w stylu Jamesa Bonda to przeszłość, dzisiaj stawia się bardziej na pracę zespołową.

Jak tłumaczą fachowcy, praca wywiadowcza składa się z pewnych etapów. I dzieli się na dwa rodzaje działań. Pierwszy z nich to tzw. działania operacyjno-rozpoznawcze. Ich celem jest rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw oraz zatrzymywanie sprawców, to działania charakterystyczne dla służb kontrwywiadu, typu FBI, ABW. Drugi rodzaj działań to te o charakterze analityczno-informacyjnym, chodzi o to, aby zdobyć informacje, które będą niezbędne podczas podejmowania decyzji przez decydentów. Załóżmy, że prezydent jakiegoś kraju decyduje właśnie o wysłaniu wojsk do udziału w konflikcie zbrojnym na Bliskim Wschodzie. Zanim powie: tak lub nie, musi zapoznać się z pewnym zbiorem danych, które posiada. Część z nich to informacje jawne z ministerstwa spraw zagranicznych, ministerstwa obrony narodowej, do tego dochodzą informacje wywiadowcze otrzymywane ze służb specjalnych. Na tych danych opiera swoją decyzję.

- Proces pracy wywiadowczej składa się z kilku etapów. Pierwszy to zdobycie informacji, potem ich analiza. Żeby zdobyć te informacje, służby posługują się różnymi metodami, na przykład agentami. Wykorzystują też szpiegowskie metody techniczne, na przykład podsłuch, podgląd - tłumaczy nam jeden z oficerów wywiadu.

Jak pozyskuje się agentów? Od czasów starożytnych nie wymyślono nic nowego: pieniądze, seks i szantaż. Podobno każdy człowiek ma swoją cenę i swoje słabości. Początek lat 90. Jeden z szeregowych pracowników archiwum ministerstwa spraw zagranicznych w Niemczech miał spore skłonności do gry hazardowej. Popadł w długi, miał problemy finansowe. Dotarli do niego agenci służb specjalnych Iraku, on im przekazał tajną korespondencję między George’em Bushem a Helmutem Kohlem na temat planów wobec Saddama Husajna. Żona premiera Norwegii z lat 90., dała się uwieść oficerowi KGB, kiedy wraz z mężem odwiedziła Moskwę. Oficer KGB kontynuował oczywiście tę znajomość i pozyskiwał tajne informacje na temat systemu obrony Norwegii. Z kolei w latach 50. z ambasady amerykańskiej w stolicy ZSRR ściągnięto do kraju kilkunastu pracowników, którzy nawiązali intymne kontakty z pięknymi dziewczynami, które okazały się „jaskółkami”. To funkcjonariuszki wywiadu, które właśnie za pomocą seksu wciągają swoje ofiary do współpracy. Tym razem się nie udało, bo dyplomaci nie dali się szantażować, tylko zawiadomili przełożonych.

Są także ludzie, którzy decydują się na współpracę z wywiadem tylko dlatego, że uważają to za słuszne. To tak zwane samorodki - tak ich nazywamy w wywiadowczym slangu. Działają z pobudek ideologicznych. W połowie lat 80. KGB wyłowiło wiele takich osób w szeregach FBI. Oficerowie amerykańskiego kontrwywiadu za darmo przekazywali ważne informacje rosyjskim służbom specjalnym, które później ściągnęły ich zresztą do swojego kraju. Z powodów ideologicznych działał także pułkownik Kukliński.

Agenci służb bardzo często przenikają też do organizacji tak przestępczych, jak terrorystycznych i bezpośrednio stamtąd czerpią potrzebne dla siebie dane.

Tyle tylko, że dzisiaj służby specjalne mają nieporównywalnie łatwiej w zdobywaniu informacji, oczywiście z powodu rozwoju technologii. Uzmysłowiły to między innymi rewelacje Edwarda Snowdena, które, co tu dużo mówić, wstrząsnęły nie tylko światem służb specjalnych i polityki.

Pod koniec maja 2013 r. Edward Snowden, jeden z głównych informatyków NSA, zbiegł do Hongkongu i ujawnił absurd amerykańskiego programu wywiadowczego PRISM. „NSA za pomocą internetu włamuje się do uniwersytetów, szpitali i prywatnych firm, te agresywne, kryminalne działania są złe, niezależnie od ich celu. Kongres Stanów Zjednoczonych przeprowadza wywiadowcze operacje wobec krajów, które są naszymi sojusznikami, NSA kradnie informacje dotyczące milionów niewinnych ludzi. Po co? Żebyśmy mogli uzyskać dostęp do komputerów w kraju, z którym nawet nie walczymy? Żebyśmy mogli odkryć potencjalnych terrorystów, którzy być może będą stanowili kiedyś zagrożenie dla Ameryki? Opinia publiczna musi się dowiedzieć, jakie działania podejmuje rząd w jej imieniu” - napisał Snowden w oficjalnym oświadczeniu.
Według odtajnionych przez niego informacji, służby bezpieczeństwa są w stanie inwigilować praktycznie każdego. Numer telefonu, e-mail, kopia dowodu osobistego czy dostęp do słuchawki twojego telefonu nie są dla nich problemem. Rok później, w 2014 roku, dziennikarz „Guardiana” - Amerykanin Glenn Greenwald, któremu Snowden powierzył publikację swoich tajemnic, opublikował kolejny materiał. Temat podjęły także „Independent” i BBC. Tym razem Snowden ujawnił istnienie zestawu programów - tak zwanej skrzynki z narzędziami - do internetowej inwigilacji, dezinformacji i manipulacji opinią publiczną. Jedne służą do zbierania danych osobowych z różnych forów publicznych, jak Twitter czy Linkedin, inne do podszywania się pod istniejących użytkowników, jeszcze inne do zbierania historii surfingu po internecie czy połączeń głosowych i mailowych. Na liście jest też program „podkop” - służący do zmiany wyników prowadzonych w sieci sondaży opinii.

Także w Polsce, w 2016 roku w życie weszła tzw. ustawa inwigilacyjna. Dzięki niej policja, ABW, CBA i inne służby mogą zawierać porozumienia z firmami i uzyskiwać od nich bezpośrednio, online, dane o internautach (wcześniej służby mogły zawierać porozumienia wyłącznie z operatorami telekomunikacyjnymi). Z raportu Facebooka wynika, że polskie władze jedynie w pierwszej połowie 2016 r. aż 991 razy prosiły o informacje na temat użytkowników portalu. To dwukrotny wzrost w stosunku do tego samego okresu 2015 roku, gdy tych pytań było 492.

Służby specjalne, a konkretnie te wywiadowcze, korzystają również z tzw. białego wywiadu, czyli danych ogólnie dostępnych. Analizują to, co się pojawiło w mediach, czytają fachową prasę, potem analizują informacje i piszą raporty, które trafiają do dysydentów. Więc zdobycie informacji to dopiero początek drogi, bo tak naprawdę najważniejszym elementem jest analiza i synteza.

Praca w służbach specjalnych, chociażby w takim wywiadzie, może być dla wielu marzeniem, ale nie ma ona nic wspólnego z filmową rzeczywistością

Czasem zdarza się, że informacji jest za mało, czasami zbyt dużo - z jednym i drugim problemem muszą sobie poradzić zespoły analityczne, bo nadmiar informacji może być czasem bardziej szkodliwy niż ich niedobór. Tymczasem osoba, do której trafić ma raport, oczekuje ścisłej, skonsolidowanej informacji, np. krótkiego dwustronicowego dokumentu z pewnymi rekomendacjami.

Na całym świecie praca w służbach specjalnych - definiowanych przez pryzmat wywiadu i kontrwywiadu - to zaszczyt

Praca w służbach specjalnych na pewno rozpala wyobraźnię, zwłaszcza młodych ludzi. Nic więc dziwnego, że kiedy w 2012 roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego chciała uzupełnić skład osobowy, przeżyła prawdziwe oblężenie - na około 80 wolnych wakatów było ponad 8 tys. chętnych.

Całkiem spore grono pań i panów (z wyraźną przewagą tych drugich) chciałoby zostać kolejnym Jamesem Bondem albo innym znanym w świecie agentem. Wiadomo, że z 8 tys. po pierwszej selekcji zostało 800 nazwisk. W cenie byli inżynierowie, analitycy, prawnicy - wszyscy oni musieli biegle władać językami obcymi, dobrze, jeśli dwoma albo językiem dość rzadko używanym. Zainteresowanie pracą w służbach nie gaśnie od lat i wciąż jest na podobnym, wysokim poziomie.

- Na Rakowieckiej wisi taka skrzynka, do której można wrzucić swoje podanie o pracę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i, proszę mi wierzyć, są tacy, którzy wrzucają tam swoje CV. Są także sytuacje, w których służby same wybierają sobie odpowiedniego człowieka, cennego pracownika. Zakładamy, że potrzebny jest arabista, więc szuka się naukowca albo wykładowcy na którejś z uczelni i proponuje współpracę - opowiada były pracownik służb. Dzisiaj od czerwonej skrzynki modniejszy jest internet, którym można wysłać swoje CV, nie wychodząc z domu, agencja cały czas szuka też ludzi sama, na przykład w Wojskowej Akademii Technicznej i innych technicznych uczelniach.
„Agencja wymaga od kandydatów do służby wielu szczególnych umiejętności, cech osobowości, a także odpowiedniej kondycji fizycznej. W zamian oferuje wyjątkową możliwość zaangażowania się w pracę, dającą poczucie satysfakcji z uczestnictwa w zorganizowanej strukturze państwa zabezpieczającej jego podstawowy interes: bezpieczeństwo. Jeśli szanujesz państwo i prawo, jesteś dumny z tego, że jesteś Polakiem, uważasz, że swoją osobą wzmocnisz Agencję, przeczytaj, jakie mamy wymagania formalne i jak wygląda procedura rekrutacyjna. Zauważ, że w Agencji można podjąć służbę lub pracę” - można było przeczytać na stronie ABW.

Pytanie, skąd tylu chętnych do pracy w służbach?

- Myślę, że wielu kandydatów nie ma pojęcia o charakterze pracy w służbach. Kierują się bardziej obrazem filmowym i literackim niż rzeczywistym - mówi nam jeden z byłych oficerów służb. - Brak im wiedzy o tym, jak tak naprawdę wygląda dzisiaj praca w służbach - dodaje.

I podkreśla, że dzisiaj pracownicy służb często widzą pistolet wtedy, gdy otworzą szafę pancerną, a jedyne niebezpieczeństwo, jakie im grozi, jest takie, że mogą się nadziać na długopis, kiedy zasną przy biurku. - Trzeba jednak pamiętać o tym, że dobre służby nigdy nie przyjmują ludzi z ulicy - zaznacza nasz rozmówca.

Inny z oficerów zauważa, że szum wokół służb specjalnych, a ostatnimi czasy dużo się o nich mówi, sprawił, że zainteresowanie nimi jest znacznie większe. - Pamięta pani słynnego agenta Tomka? Nawet jego osoba przyczyniła się do wzrostu tego zainteresowania - mówi. - Bo pisząc o nim, pisano także o luksusowych samochodach, pięknych kobietach, drogich alkoholach i wielu wydaje się, że tak właśnie wygląda życie agenta - dodaje.

Praca w służbach, nie na tych eksponowanych stanowiskach, bo tu wiadomo, różnie bywa, jest pracą stabilną. Może nie najlepiej płatną, ale w miarę pewną. Kandydaci przyjmowani są na okres próbny trzech lat, więc te trzy lata stałej pensji w dobie szalejącego bezrobocia są dobrem nie do pogardzenia.

- Wiele osób słusznie też zakłada, że praca w służbach to niepowtarzalne doświadczenie, które będzie można wykorzystać potem w życiu. Że po takiej szkole znajdą pracę wszędzie, i wiele w tym prawdy - tłumaczył mi swego czasu gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP.

Po 11 września służby działania operacyjne podejmują znacznie częściej niż kiedyś, dlatego coraz o nich głośniej. Co kilka miesięcy słyszymy przecież o kolejnej udanej akcji służb specjalnych, które udaremniły planowany atak terrorystów. Stoją za tym nie tylko agenci, jednostki specjalne, ale przede wszystkim - informacje.

Za najlepsze w ich zdobywaniu uchodzą Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja. Tyle że każdy z tych krajów z innego powodu. Na przykład Brytyjczycy najlepiej chronią swoich agentów. Nie ma możliwości, aby zdradzili, nawet po stu latach, kto z nimi współpracował i dlaczego. Inna rzecz, że kiedy źródła są tajne, ludzie decydują się na współpracę. Stany Zjednoczone zbudowały siłę swoich służb na czymś innym - pieniądzach. Rosjanie silni są bogatym doświadczeniem z zimnej wojny, wtedy nauczyli się zdobywać informacje. Z tego czasu została im siatka agentów na całym świecie, wciąż pracują też u nich stare wygi z KGB. Ale sukces rosyjskich służb wynika głównie z tego, że Rosja nie jest jeszcze w pełni demokratyczna. W ogóle w państwach totalitarnych służby mają łatwiej - wolno im wszystko, nie popełniają błędów, nie ma afer, nikt nie rozlicza, prawa obywatelskie to puste słowa.

Dlaczego jest aż tylu chętnych do pracy w służbach? Bo w życiu nic nie przydaje się bardziej niż dobre kontakty. W służbach poznaje się wartościowych ludzi, których znajomość może zaowocować w przyszłości. Nie ma się więc co dziwić, że kandydatów do tej pracy jest dużo więcej niż istniejących etatów. I nie jest to zasługa wyłącznie Jamesa Bonda.

"Zakochani po uszy" odcinek 290. Radek i Karolina rozpoczyna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Być jak James Bond. Jak naprawdę wygląda praca w służbach specjalnych - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24