Dr Dariusz Iwaneczko jest pracownikiem naukowym rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, b. wicewojewodą podkarpackim i b. zastępcą prezydenta miasta Przemyśla.
Bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że niemal od szczenięcych lat miał możność spotkań z postacią pomnikową już za życia? Z "Księciem Kościoła", jak dziś nazywa abp. Tokarczuka. I tłumaczy sam sobie, że to musiał być jakiś nadzwyczajny zbieg okoliczności, który w niezwykły sposób splótł ich losy.
x x x
W pewien zwykły dzień 1986 roku abp Ignacy Tokarczuk przyjechał do Kalwarii Pacławskiej, by spotkać się z nowicjuszami franciszkańskiego zakonu. Był wśród nich bardzo młody Darek Iwaneczko, który swój pobyt w zakonie nazywa krótkim życiowym epizodem, lecz na pewno nie straconym czasem.
I zastanawia się, czy może całkiem podświadomie wstąpił tam także po to, by spotkać na swej drodze arcybiskupa Tokarczuka? Człowieka, który wywarł na nim ogromne wrażenie.
- To był wizjoner - wspomina Iwaneczko. - On już wówczas dokładnie przedstawił nam wizję upadku Związku Radzieckiego. Zalecał uczyć się języków wschodnich, poznawać kulturę tego obszaru, gdyż niebawem będą tam potrzebni polscy duchowni.
x x x
Iwaneczkę drażni nieco fakt, że abp. Tokarczuka postrzega się głównie jako niestrudzonego bojownika o niepodległość i prawa człowieka, wytrwale walczącego z totalitarną władzą, pomijając wątek duchowy, o podłożu religijnym.
- On był świetnie przygotowany intelektualnie, znakomicie wykształcony. Miał bardzo przemyślaną konstrukcję swoich wypowiedzi. Na początek stawiał kilka tez, które potem rozwijał w sposób nieskomplikowany w warstwie werbalnej. Tak, aby każdy mógł go zrozumieć - mówi Iwaneczko. - A już rozmowa z nim to była prawdziwa przygoda intelektualna.
Mógł się o tym przekonać, gdy w 2003 r., jako historyk z wykształcenia, zajął się pracą naukową i ponownie spotkał się z arcybiskupem, wtedy już seniorem.
Umówił się z nim telefonicznie. Abp Tokarczuk sam odebrał telefon, co nieczęsto zdarza się tej rangi dostojnikom. Iwaneczko nie ukrywa, że przed spotkaniem z człowiekiem-legendą miał dużą tremę.
Tymczasem wyszedł do niego kapłan skromnie ubrany, w którym nikt niewtajemniczony nie rozpoznałby biskupa. Tylko z krzyżem na piersiach i biskupim pierścieniem.
- Chciałem ucałować pierścień, ale on odsunął rękę, dając mi do zrozumienia, że nie jest to potrzebne - wspomina. - Mnie interesowały lata 70. i 80. Arcybiskup opowiedział mi o tym okresie, poruszając wiele wątków, czyniąc mnóstwo dygresji i wgłębiając się w historię. A potem zapytał: "Czy to już wszystko, co chciał pan wiedzieć? Bo jeśli tak, to jest pan moim gościem i zapraszam na obiad". Był bardzo gościnny, ludzki. Ofiarowałem mu swoją książkę, a on zrewanżował się podobnym upominkiem. Zawsze odwdzięczał się książką.
x x x
Kolejne spotkania Dariusza Iwaneczki z abp. Ignacym Tokarczukiem stawały się coraz dłuższe. Bo on też zadawał pytania młodemu historykowi. Był niezwykle ciekawy ludzi i świata.
I umiał słuchać. Pewnie dlatego wysłuchiwał kiedyś zwierzeń ks. Jerzego Popiełuszki, a potem… jednego z jego zabójców, gdy ten odsiedział już wyrok i po wyjściu na wolność poprosił o spotkanie.
"Jeśli człowiek prosi o spotkanie, to moją powinnością jest go wysłuchać, o ile przychodzi z dobrą wolą" - tłumaczył potem Iwaneczce podczas jego kolejnej wizyty, dając dowód wielkości człowieka, który nie chowa urazy i umie przebaczać.
Szczegółów rozmowy nie zdradził. Wyjawił natomiast, że ks. Jerzy odwiedzał go dlatego, iż jego postawa nie zawsze była należycie rozumiana przez przełożonych. Szukał więc wsparcia u biskupa, w którym widział zapewne pokrewną duszę i swego mistrza.
x x x
Abp Tokarczuk nie lubił rozmawiać o sobie, o swojej walce z komuną. "Nie ma co wracać do tych wątków. Ja to wiem, wy to wiecie i jako historycy badajcie" - zwykł mówić.
A historycy mieli dostatek różnorodnych dokumentów. Same tylko materiały pochodzące z ubeckich i esbeckich archiwów wypełniły w Instytucie Pamięci Narodowej dwa ogromne pojemniki. A była to tylko część "papierów na Tokarczuka".
- Pod koniec lat 70. szefem SB w Przemyślu został Alojzy Perliceusz, który przyjechał tu z konkretnym zadaniem. Miał "zrobić porządek" z Tokarczukiem. Przy pomocy różnego rodzaju technik operacyjnych i specjalistycznego sprzętu. To było niesamowite! - opowiada Iwaneczko.
Ówczesną komendę milicji naszpikowano nowoczesnym sprzętem do filmowania, nagrywania, podsłuchów itp. Wszystko po to, by wykorzystać to przeciwko jednemu człowiekowi, niepokornemu i dającemu się władzy we znaki abp. Tokarczukowi.
Należało go skompromitować, obrzydzić, skłócić ze społeczeństwem i kapłanami, wmówić im, że to despota, z którym daleko nie zajdą. Chciano rozbić Kościół od wewnątrz.
- Teraz, gdy czytam raporty przygotowywane przez SB, to widzę, jak bardzo byli bezradni wobec swego nieprzejednanego przeciwnika, którego nie potrafili pokonać nawet przy pomocy tak wyszukanych środków i metod - ocenia Iwaneczko. - Bo on w walce o prawdę był po prostu nie do złamania.
x x x
Czy ten niezłomny bojownik o prawdę miał wtedy świadomość, że niektórzy księża dali się jednak złamać i poszli na współpracę z SB? Iwaneczko nie ma wątpliwości, że arcybiskup doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Wiedział, że każdy jest tylko człowiekiem. Mówił potem Iwaneczce, że gdy taki ksiądz, który zdradził, ale potrafił przyjść i przyznać się do błędu, zawsze mógł liczyć na wybaczenie.
A abp Tokarczuk sprytnie to wówczas wykorzystywał, dając esbekom do zrozumienia, że… zdekonspirował ich współpracownika! A wtedy oni dawali takiemu księdzu święty spokój. Bo co im z takiego współpracownika, o którym wie już jego szef?
x x x
Dziś brzmi to nawet trochę humorystycznie. Ale wtedy nikomu nie było do śmiechu. Tym bardziej, że nawet Watykan, przed pontyfikatem Jana Pawła II, niezbyt przychylnie patrzył na poczynania biskupa przemyskiego i nie był dla niego zbyt łaskawy.
Watykan chciał porozumienia z polskimi władzami komunistycznymi, wychodząc z założenia, że będzie to korzystne dla Kościoła w Polsce. A ówczesne władze usiłowały przekonywać Stolicę Apostolską, że też chcą porozumienia, lecz na drodze stoi agresywny biskup, który przeszkadza pojednaniu.
- Tokarczuk tłumaczył, że domaga się jedynie praw należnych katolikom i staje w obronie krzywdzonych, czym nie narusza prawa. Wręcz przeciwnie, stara się, by prawo nie było jednostronnie łamane - wyjaśnia Iwaneczko. - Arcybiskup doskonale wiedział, że władza oszukuje i nie daje najmniejszych szans na porozumienie. Korzystał więc ze swej szerokiej wiedzy prawniczej, ze znajomości konstytucji oraz praw człowieka i obywatela, domagając się jedynie ich przestrzegania. Skoro katolikom przysługiwało np. prawo do wznoszenia świątyń, a władza konsekwentnie odmawiała zezwoleń na budowę, to kto łamał prawo? W tej sytuacji abp Tokarczuk budował kościoły bez zgody władz.
x x x
Podczas jednego ze spotkań z arcybiskupem Ignacym Tokarczukiem Dariusz Iwaneczko zapytał go, czy miał kiedyś taki zwyczajny ludzki odruch odwetu za wszystko złe, co spotkało go ze strony komunistycznych władz. Pokiwał przecząco głową i odpowiedział, że nigdy.
"Tuż po przyjeździe do Przemyśla chciałem rozmawiać z władzami, przedstawiłem też postulaty dotyczące budowy kościołów. Ale władza pozostała głucha" - mówił abp Tokarczuk. Dawał tym do zrozumienia, że to nie była walka z kimś, ale walka o coś, co należało się zgodnie z prawem.
x x x
Dariusz Iwaneczko nagrywał swoje rozmowy z arcybiskupem. - Oczywiście za jego wiedzą i zgodą - śmieje się. - Dziś, gdy słucham tych nagrań, upewniam się w przekonaniu, że to naprawdę był wizjoner.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Fitkau-Perepeczko nie nosi stanika. Pokazała z bliska, jak wygląda jej dekolt!
- Tak wygląda Bohun z "Ogniem i Mieczem". 60-latek nie przypomina siebie sprzed lat
- Wystrojona Cichopek dystansuje się od Kurzajewskiego na imprezie. Kryzys w niebie?
- Nieznana przeszłość Anity Werner. Zdjęcia dziennikarki w negliżu