Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byliśmy przy granicy jako jedni z pierwszych. Po koczowisku migrantów pod Usnarzem został jeden wielki bałagan

Mieczysław Jurkowski
Ponad trzy godziny trwała wizytacja dziennikarzy wdłuż polsko- białoruskiej granicy na terenie odpowiedzialności placówki Straży Granicznej w Szudziałowie w pow. sokólskim. Wzięliśmy w niej udział jako pierwsi wspólnie z przedstawicielami trzech innych mediów. Byliśmy też pierwszą grupą dziennikarzy, która na własne oczy zobaczyła słynne opuszczone już koczowisko migrantów w Usnarzu Górnym.

Wizytacja terenów przygranicza rozpoczęła się w placówce SG w Szudziałowie. Tam, po procedurach formalnych i krótkim zaznajomieniem dziennikarzy z zasadami pobytu na granicy, wsiedliśmy do wojskowego honkera i udaliśmy się na objazd granicy.

Mieliśmy możliwość rozmowy zarówno z funkcjonariuszami pełniącymi służbę na granicy, jak i mieszkańcami terenów objętych od września stanem wyjątkowym, a teraz w dalszym ciągu żyjących w reżimie przemieszczania się ze względu na wprowadzoną ustawę o ochronie granicy.

- Nasza praca polega na pilnowaniu granicy, aby nikt nielegalnie jej nie przekroczył i dokładnie to robimy - powiedzieli nam funkcjonariusze Straży Granicznej, których spotkaliśmy na patrolu z psem w pobliżu Wojnowiec.

W krótkiej rozmowie z nami podkreślali, jak wielką wartość ma dla nich wsparcie, które płynie nie tylko od mieszkańców terenów przygranicznych, ale także z całej Polski.

Z kolei mieszkaniec wsi Minkowce zanaczał, że dzięki pracy polskich służb na granicy, czuje się bezpiecznie. Widać też zażyłość między miejscowymi a służbami. Obie strony w bardzo ciepłych słowach wypowiadają się o sobie.

Dziennikarze na granicy polsko-białoruskiej

Najbardziej charakterystycznym punktem wyjazdu była wizyta przy opuszczonym koczowisku migrantów na wysokości wsi Usnarz Górny. Stało się ono symbolem kryzysu migracyjnego, po tym, gdy jako pierwsze ściągnęło uwagę wszystkich mediów i koczujący po białoruskiej stronie migranci oraz pilnujący ich funkcjonariusze byli pod ostrzałem kamer i obiektywów aż do wprowadzenia stanu wyjątkowego na początku września.

Dziś to miejsce jest oddzielone drutem koczastym. I mimo, że po próbach forsowania granicy, kilka tygodni temu migranci opuścili koczowisko, wyraźnie widać ślady ich bytności. W zasadzie wygląda, jakby zostało opuszczane w pośpiechu, bo widać np. porzucone ubrania, buty czy namioty.

W trakcie wizyty na granicy, dziennikarze mieli też okazje zobaczyć zawartość tzw. pakietów pomocowych, które są przekazywane potrzebującym nielegalnym migrantom, którym uda się przedostać na polską stronę. W czerwonych woreczkach znajduje się m.in. koc, folia termiczna, ogrzewacze dłoni, batony energetyczne, woda.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24