Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były poseł Marian Kawa skazany za bicie dzieci

Dorota Mękarska
Fot. Dorota Mękarska
Marian Kawa, były poseł i wiceprzewodniczący Rady Powiatu Sanockiego oraz wychowawca w domu dziecka w Sanoku, dopuścił się rękoczynów w stosunku do trójki wychowanków - tak uznał sanocki sąd.

Do wydarzeń, które zaprowadziły Mariana Kawę przed sąd doszło w 2008 roku. O poczynaniach wychowawcy poinformowała organa ścigania Anna Chytła, dyrektorka Powiatowej Placówki Socjalizacyjnej, w której Kawa został zatrudniony w 2005 roku. Kawa miał bić dzieci po twarzy, popychać i bić pasem.

Prokuratura Rejonowa w Krośnie na podstawie zeznań około 50 świadków oskarżyła Mariana Kawę o naruszenie nietykalności cielesnej czwórki dzieci, w tym dwóch dziewczynek i dwóch chłopców. Z uwagi na charakter sprawy i funkcję, jaką Marian Kawa sprawuje, objęła to przestępstwo ściganiem z urzędu, choć ścigane jest z oskarżenia prywatnego.

Proces odbywał się w Sądzie Rejonowym w Sanoku. Przewodniczyła sędzia Aldona Helińska.

Bicie było już w 2006 roku

Sąd utajnił zeznania małoletnich. Jednak sam Marian Kawa, Anna Chytła, rodzice dzieci i pracownicy domu dziecka zeznawali jawnie.

W czasie procesu okazało się, że nie tylko czwórka dzieci, o których była mowa w akcie oskarżenia, doświadczały agresji ze strony wychowawcy. Okazało się, że już w 2006 roku jedna z wychowanek była ofiarą przemocy. Anna Chytła nie mając dowodów, oprócz słów dziewczyny, zdecydowała się wówczas nie ujawnić tych faktów. Sąd jednak teraz przesłuchał młodą już kobietę.

Obie strony w czasie procesu zarzucały sobie manipulowanie dziećmi. Sąd też badał tę kwestię

W czasie procesu okazało się również na jaw, że chłopak, który miał być bity przez Mariana Kawę dwukrotnie, zmienił swoje zeznania. Tak samo zrobił jego ojciec. Przed sądem wyparł się tego, iż interweniował u pani dyrektor w sprawie wychowawcy, na którego skarżył się jego syn Kajetan.

Dzieci zeznawały spontanicznie

Dzisiaj odbyła się ostatnia rozprawa. Prokurator Iwona Czerwonka - Rogoś wystąpiła do sądu o karę łączną 10 miesięcy kary pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata raz pięcioletni zakaz pracy z dziećmi. Prokurator akcentowała, że w czasie postępowania przygotowawczego dzieci zeznawały spontanicznie, bez niczyjej sugestii, w obecności biegłego psychologa, który te zeznania uznał za wiarygodne, logiczne i oparte o własną pamięć.

Obrońca oskarżonego mecenas Łukasz Bochenek wniósł o uniewinnienie oskarżonego, gdyż według niego oskarżenie zostało oparte na dowodach zanegowanych podczas procesu.

- Zostało oparte na zeznaniach osób, które coś widziały a nie były świadkami - przekonywał sąd.

Upadła, bo miała rozwiązane sznurówki

Według obrońcy zeznania złożone przez Kajetana w postępowaniu przygotowawczym wyniknęły z tego, że chłopak wykorzystał konflikt między Kawą a dyrektorką, gdyż chciał się na kimś "wyżyć". Według wersji obrony został namówiony przez koleżanki do tego, by zaczął tę "aferę".

Obciążające zeznania jednej z dziewczynek obrońca określił jako "zmyślone". Według obrońcy dziewczynka mówiła nieprawdę, gdyż chciała "wyciągnąć" od wychowawcy jakieś pieniądze. Obrońca starał się też zdyskredytować zeznania młodej kobiety, która w 2006 roku została uderzona przez Kawę. Powiedział o niej, że to "barwna postać" i że jej zeznania można zakwalifikować jako zemstę na wychowawcy, z którym była w konflikcie.

Kolejna dziewczynka, która w postępowaniu przygotowawczym złożyła obciążające zeznania, w sądzie się z nich wycofała, twierdząc, że nie została popchnięta przez wychowawcę, ale upadła z własnej winy, bo miała rozwiązane sznurówki.

Czwarty chłopiec, który miał dostać pasem, zeznał, że w domu dziecka nigdy nie był bity.

Obrońca odniósł się również do kontaktów Mariana Kawy z dziećmi, do których dochodziło już po postawieniu zarzutów.

- Oskarżony nie zaczął spotykać się z dziećmi po postawieniu oskarżenia. Już wcześniej chodził z nimi na mecze i dawał im cukierki. Gdyby przestał to robić, to dałby dzieciom sygnał, że przestały być dla niego ważne - argumentował mecenas.

Dzieci chciały dopiec wychowawcy

Obrońca tłumaczył zachowanie dzieci tym, że chciały dopiec wymagającemu wychowawczy, który konsekwentnie wpajał im reguły współżycia społecznego.

- Ta postawa rodziła bunt. Ten bunt przerodził się zaś w akt oskarżenia. Dzieci chciały się z tego wycofać, bo ta sytuacja je przerosła, ale już nie dały rady, bo te oskarżenia trafiły na podatny grunt, a była nim Anna Chytła - tłumaczył obrońca.

Łukasz Bochenek wystąpił o uniewinnienie swojego klienta wobec całkowitego braku dowodów jego winy. Przestrzegł również sąd, że jeśli oskarżony zostanie skazany, to dzieci, które go oskarżyły będą musiały do końca życia żyć z piętnem, że skrzywdziły wychowawcę.

Stała za tym nie tylko dyrektorka

Marian Kawa, który już wcześniej oświadczył przed sądem, że cała sprawa została przeciwko niemu spreparowana przez Annę Chytłę, teraz dodał, że uczestniczyły w niej inne osoby z placówek publicznych i samorządowych.

Bita była trójka

Sąd uznał oskarżonego winnym naruszenia nietykalności cielesnej trójki dzieci. Jedno z nich według sądu zostało uderzone dwukrotnie. Za to przestępstwo skazał Mariana Kawę na karę grzywny w kwocie 3 tys. zł. Sąd uniewinnił oskarżonego od pobicia czwartego dziecka.

Uzasadnienie sąd rozpoczął, od tego, że to nie Anna Chytła, jak twierdził oskarżony, stała za rozpętaniem przeciwko niemu, medialnej nagonki. To zrobiła matka jednej dziewczynki.

Sędzia Aldona Helińska przyznała, że w sądzie niektórzy pokrzywdzenie wycofali się ze swoich zeznań. W ocenie sądu ci świadkowie zeznając po raz drugi mówili nieprawdę. Stało się to w wyniku rozmów z oskarżonym, który z nimi, jak np. z Kajetanem, korespondował przez Internet. Sędzia za niewiarygodne uznała również zeznania jego rodziców. W opinii psychologa ojciec Kajetana potrafi złożyć zeznania dla osiągnięcia określonej korzyści.

Za niewiarygodne sąd uznał również zeznania jednej z wychowawczyń, która uczestniczyła w niektórych opisanych aktem oskarżenia zajściach, ale która zeznała, że do aktów przemocy nie doszło. - Sąd nie chce posądzać tego świadka o złą wolę i ma nadzieję, że świadek rzeczywiście nie widziała tych zdarzeń - zauważyła przewodnicząca.

Według sądu wychowawczyni chciała ponadto wzbudzić w dzieciach poczucie winy za to, co się stało. Sąd to mocno skrytykował.

Sąd wziął pod uwagę także zeznania dziewczyny, która Marian Kawa uderzył w 2006 roku. Określił ją mianem osoby o dużej wrażliwości, ale która przechodziła wówczas okres buntu. Marian Kawa w sytuacji konfliktowej uderzył ją w twarz. Wyżej opisana wychowawczyni i oskarżony wyparli się tego.

- Sąd jest przekonany, że takie zdarzenie miało miejsce - stwierdziła pani sędzia.
Dzieci były manipulowane?

Sąd dał wiarę również zeznaniom złożonym przez Annę Chytłę. Według przewodniczącej jej zachowanie nie było elementem walki o fotel dyrektora placówki. W ocenie sądu przełożona Kawy nie kierowała się mściwością.

- Gdyby chciała pozbyć się oskarżonego, to by zgłosiła sprawę w 2006 roku - podkreślił sąd.

Według sądu dyrektorka nie nakłaniała dzieci do złożenia określonych zeznań.
Ktoś jednak dziećmi manipulował. Widać to po piśmie dzieci do starosty, gdzie skarżą się, że w domu dziecka dzieje im się krzywda, że są głodzone.

- Za tym stały działania osoby dorosłej - powiedziała pani sędzia. - Sąd może przypuszczać, że był w tym udział oskarżonego.

Na koniec sąd stwierdził, że orzekł karę grzywny, choć kodeks przewiduje również karę ograniczenia lub pozbawienia wolności, bo wychowankowie domu dziecka występowali, aby oskarżony wrócił do pracy. Sąd nie chciał, aby ukaranie oskarżonego odbyło się kosztem dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24