Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były student telefonował tak często, że teraz uczelnia chce go posadzić

Andrzej Plęs
Grzegorz Bator nad opinią psychiatryczną: Wariata nie udało się ze mnie zrobić, ale można jeszcze zrobić więźnia.
Grzegorz Bator nad opinią psychiatryczną: Wariata nie udało się ze mnie zrobić, ale można jeszcze zrobić więźnia. Krzysztof Kapica
Były student wiele razy telefonował do swojej uczelni. Jej pracownicy uznali w końcu, że są przez niego nękani i zawiadomili prokuraturę. W ten sposób Grzegorz Bator trafił na ławę oskarżonych. Sąd ma orzec, czy jest stalkerem.

Mieli dość. Złożyli doniesienie do prokuratury, że ich były student ... „uporczywie nęka pracowników Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Stanisława Pigonia w Krośnie, poprzez wielokrotne i nieuzasadnione nawiązywanie połączeń telefonicznych, czym wzbudził u pokrzywdzonych uzasadnione poczucie zagrożenia”. Prokuratura posłała byłego studenta na ławę oskarżonych. Za stalking.

Grzegorz Bator mówi, że strach zadzwonić do instytucji publicznej. Gdyby nękał konkretnego - z imienia i nazwiska - człowieka, to niechby go skarżył. On tylko dzwonił pod ogólnodostępne numery telefonów krośnieńskiej uczelni i nawet nie miał pojęcia, kto odbierze telefon. Do tej pory nie bardzo orientuje się, kto odbierał. I wcale nie szło mu o nękanie.

- Ja tylko chciałem, żeby mi zwrócili dokumenty, jakie u nich złożyłem - tłumaczy.

W PWSZ mają na to inny pogląd. Kilka - kilkanaście połączeń dziennie. Strach było odbierać telefon, bo... to może znów dzwoni ON. I będzie się dopytywał, domagał szczegółów funkcjonowania uczelni, zarzucał mnóstwem pytań, których celowości nikt tu nie był w stanie określić. Tak się nie da żyć, to paraliżuje system pracy uczelnianych sekretariatów i dziekanatów. I dlatego poszli na policję i do prokuratury.

Ale o co chodzi?

Prorektor uczelni, prof. Zbigniew Barabasz, nie ukrywa, że to dla uczelni sprawa cokolwiek kłopotliwa. Głównie ze względu na postać ich byłego studenta, skreślanego - jak twierdzi prorektor - co najmniej trzykrotnie z listy studentów, ale za każdym razem reaktywowanego. Aż do ostatecznego skreślenia.

- Nie wywiązywał się z obowiązków studenta, jeśli chodzi o zajęcia, nie dopełniał płatności - precyzuje. - Wiele razy próbowaliśmy mu pomóc, nie udało się. Wszystkie dokumenty, wraz z decyzją relegacji z uczelni, przesłaliśmy temu panu pocztą.

Co - jak mówi - problemu nie rozwiązało, a wręcz spotęgowało. Przeciwko uczelni runęła lawina: od zawiadamiania policji, poprzez doniesienia do prokuratury, po doniesienia do ministerstwa szkolnictwa wyższego. Dotyczyły głównie tego, że uczelnia nie zwróciła byłem studentowi jego dokumentów.

- Zwróciła, ale z ponadpółrocznym opóźnieniem, w dodatku niekompletne - zapewnia Bator. - A są mi potrzebne. I tak przez nich straciłem rok.

Prorektor zapewnia, że uczelnia ma udokumentowane, że panie w sekretariacie wkładały dokumenty Batora do koperty i zostały mu wysłane.

- I nie donosy na uczelnię były największym naszym problemem, większym było to, że nękał nas telefonicznie - dodaje prof. Barabasz. - Telefonował pod wszystkie uczelniane telefony, jakie znał. Nie radziliśmy sobie z tą sytuacją. Doszliśmy do wniosku, że to już jest nadużycie.

Prokuratura oskarża

Z sytuacją miały sobie poradzić organy ścigania, toteż uczelnia zawiadomiła policję i prokuraturę, policja przesłuchała kilku pracowników uczelni, ci chórem zeznawali, że strach było odbierać telefon.

„Mężczyzna ten co najmniej od lipca 2013 roku, kiedy został skreślony z listy studentów, zaczął nagminnie wydzwaniać do działu studiów, gdzie podczas rozmów ze mną próbował uzyskać przeróżne informacje, związane z jego nauką w ww. uczelni, np. takie, dlaczego został skreślony z listy studentów itp. Jego telefony nie miały na celu uzyskania konkretnej merytorycznej informacji, a jedynie dopytywanie się o te same rzeczy” - mówiła śledczym pani z sekretariatu uczelni.

„Działanie jego niejednokrotnie dezorganizowało moją pracę oraz samego działu studiów, gdyż potrafił kilkanaście razy dziennie dzwonić na nasz numer telefonu” - zeznawał inny świadek.

Dalej o tym, że Bator był „bardzo roszczeniowy w swoich pytaniach i prośbach”, był złośliwy, rozmówcom zarzucał niekompetencję. I na koniec: „Jego działanie uważam za działanie z premedytacją, mające na celu jak największe sparaliżowanie działania prowadzonego przeze mnie sekretariatu oraz uporczywe nękanie mojej osoby”.

Podobnie zeznawali inni pracownicy uczelni: „Wiem, że jest on osobą wybuchową i nerwową. Dlatego działania jego, oprócz tego, że dezorganizuje moją pracę, wzbudziło we mnie poczucie zagrożenia oraz naruszał moja prywatność. Ja nie wiem, do czego ten człowiek jest zdolny, jego zachowanie było nieracjonalne” - opowiadał jeden z nich o telefonach od byłego studenta.

„Pamiętam, jak swego czasu odgrażał się, że doprowadzi do tego, że cyt. wyp... lą mnie z roboty. Ja obawiam się tego człowieka, jego zachowanie i działanie wzbudziło u mnie poczucie zagrożenia i zastraszenia”. Dalej zeznający argumentuje, że ciągłe telefony dezorganizowały mu pracę. I za to wszystko sprawcę należy ukarać.

Przestali odbierać telefony Batora, jeśli tylko zauważyli, że na uczelnianych aparatach wyświetla się numer ich byłego studenta. Nie zawsze pomagało.

Mając w ręku zeznania, Prokuratura Rejonowa w Krośnie postawiła Grzegorza Batora w stan oskarżenia: „uporczywie nękał pracowników Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Stanisława Pigonia w Krośnie, poprzez wielokrotne i nieuzasadnione nawiązywanie połączeń telefonicznych, czym wzbudził u pokrzywdzonych uzasadnione poczucie zagrożenia”.

Kłopot w tym, że prokuratura nie podała, kto konkretnie był przez Batora pokrzywdzony.

- Prokuratura w akcie oskarżenia powinna sprecyzować, kto konkretnie był przez mojego klienta nękany - precyzuje mec. Jacek Lewandowski. - Prokuraturę wyręczył sąd krośnieński, bo polecił prokuraturze określić, kto był poszkodowany.

I dodaje, że proces powinien zakończyć się na pierwszej rozprawie, bo tak naprawdę powinien toczyć się z oskarżenia prywatnego, a nie z inicjatywy prokuratury.

A Bator dziwi się oskarżeniu: że wobec kogo miał stosować stalking? Przecież nie miał pojęcia, kto odbierze telefon w uczelni, często nie miał pojęcia, z którym konkretnie z pracowników uczelnianej administracji rozmawia. Czyli co? Nękał całą uczelnię, jakąś zbiorowość anonimową?

Opinie jednej i drugiej strony koryguje Iwona Czerwonka-Rogoś, prokurator rejonowy w Krośnie. Przede wszystkim zwraca uwagę na to, że w protokołach przesłuchań policyjnych świadkowie określani są zarazem jako pokrzywdzeni.

- Tak sformułowany akt oskarżenia nie odbiega od standardów - precyzuje. - Prokuratura, lub na dalszym etapie sąd, może poinformować świadków o przysługujących im uprawnieniach, świadkowie mogą zyskać status pokrzywdzonych.

Proces na wariackich papierach

Mec. Lewandowski miał i inne obawy, skoro Sąd Rejonowy w Krośnie na drugiej, i jak na razie ostatniej, rozprawie zarządził, żeby Batora poddać badaniom psychiatrycznym i psychologicznym.

- Boję się, że może chodzić o to, by mojego klienta uczynić osobą chorą psychicznie - tłumaczy. - Gdyby się tak stało, to nie dojdzie do skazania, bo nie można skazać osoby psychicznej. Dochodzi do umorzenia sprawy ze względu na chorobę psychiczną oskarżonego, ale wtedy przed wszystkimi jest osobą niepoczytalną. Od wyroku skazującego mamy drogę odwoławczą, ale od decyzji o umorzeniu ze względu na niepoczytalność już nie.

Obawy okazały się przedwczesne. Bator pokazuje „ciepłą” jeszcze ekspertyzę biegłych psychiatrów dotyczącą stanu jego zdrowia: „Organiczne zaburzenia osobowości (charakteropatię pourazową)”, jako konsekwencję urazu głowy, krwiaka okolic skroniowych mózgu i jego operacji. Tyle że biegli akcentują, że uraz, krwiak i operacja nastąpiły już po tym, jak miał „nękać pracowników PWSZ”. A w ogóle, to „nie znajdujemy podstaw psychiatrycznych do kwestionowania poczytalności oskarżonego w czasie czynu”.

Znaczy to, że Bator wariatem nie jest i może stawać przed sądem. I zostać skazany na trzy lata pozbawienia wolności.

Prorektor Barabasz zapewnia, że pracownicy uczelni i tak długo starali się traktować Batora ze specjalną wyrozumiałością. A Grzegorz Bator nie może pogodzić się z tym, że może iść siedzieć za to, że chciał odzyskać swoje dokumenty. I że teraz to strach będzie dochodzić swoich praw w jakiejkolwiek instytucji, zadzwonić nawet strach. Bo albo uznają cię za wariata, albo za stalkera.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24