Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopakom brak luzu - mówi Piotr Fijas, jeden z trenerów kadry narodowej skoczków narciarskich

Przemysław Franczak
Szopka w kościele parafii pw. Świętego Brata Alberta.
Szopka w kościele parafii pw. Świętego Brata Alberta. Rick Bowmer
Dziś, w ostatni poniedziałek 2015 roku, w Oberstdofie odbędą się kwalifikacje do pierwszego konkursu 64. TCS. O szansach Polaków i nie tylko mówi Piotr Fijas, trener naszej kadry

Martwi się Pan o formę Polaków przed Turniejem Czterech Skoczni?

- Tak. Coś nie gra w tym wszystkim. To, że te pierwsze konkursy wychodziły tak a nie inaczej, jest niepokojące.

Ostatnio kadra Łukasz Kruczka miała kilka spokojniejszych dni, przed świętami trenowała w Zakopanem. To może wystarczyć, żeby teraz w TCS zawodnicy, zwłaszcza Kamil Stoch, wyglądali znacznie lepiej?

- A ile to było dni treningowych? Dwa? Ciężko jest coś wytrenować w tak krótkim czasie. Jeśli już coś mogło pomóc, to ten odpoczynek, na który mogli sobie pozwolić w święta. To okazja do wyłączenia się ze skoków, oderwania od stresu, który jest związany z każdym startem. I może to będzie to brakujące ogniwo.

Skąd ten kryzys?

- Coś nie spasowało. Co - nie wiem. Nie chcę robić za wszechwiedzącego, nie jestem teraz blisko tej reprezentacji.

Ale zna Pan wszystkich zawodników bardzo dobrze, pracował Pan z nimi.

- To prawda, ale nie zwierzają mi się. Widzę tyle, ile w telewizji. Z tego, co słyszę, chłopcy sami nie wiedzą, co się dzieje. Trudno więc prorokować, czy na TCS będzie dobrze, czy nie. Teraz to wróżenie z fusów.

W skokach narciarskich nie za często pada zdanie: „nie wiemy, co się dzieje”?

- Taki urok tej dyscypliny. Pamiętam, że z Adamem Małyszem też zdarzały się takie sytuacje. Zrobiliśmy wszystko jak trzeba, wydawało się, że będzie OK, ale jednak coś nie szło. Wtedy trzeba było kombinować, wycofywało się go z zawodów, żeby zrobić jeden mikrocykl treningowy i spróbować cokolwiek poprawić. Z reguły się udawało. Dla obecnej kadry to też byłby dobry pomysł, tyle że teraz jest Turniej, więc nie ma o czym mówić. Zresztą nie byłoby za bardzo kim tych zawodników zastąpić. W Pucharze Świata przewinęło się ich sporo i generalnie wszyscy mieli problemy. Optymistycznym akcentem był może Andrzej Stękała, ale umówmy się, że rewelacji też nie było. W debiucie zdobył punkty, pokazał dobre skoki, ale chciałoby się coś więcej.

Wojciech Fortuna radzi kadrze: zgłoście się do Fijasa po radę.

- E tam, nie jestem cudotwórcą. Potrzeba czasu, żeby potrenować i poskakać. Na pstryknięcie palcami to nie działa. Proszę popatrzeć na Gregora Schlierenzauera. Taki mistrz, a też się pogubił. I co robił? Trenował. Jego nie interesują miejsca 10., czy 15., to zawodnik, który chce wygrywać. Dlatego rezygnował z konkursów, formy szukał poprzez trening.

Jedna z teorii głosi, że Polacy rozregulowali się tuż przed inauguracją sezonu, bo po treningach na torach lodowych wrócili jeszcze na ceramiczne. Różnica rzeczywiście jest aż tak duża?

- Nie jest jakaś olbrzymia, ale w tej chwili są tak małe różnice w wynikach między zawodnikami, że takie drobiazgi mogą mieć wpływ na gorsze skoki i rezultaty. Byłoby lepiej, gdyby bezpośrednio przed inauguracją zawodnicy mieli możliwość przeprowadzenia dwóch-trzech treningów na torach lodowych. W Polsce na razie takich nie mamy, ale można ich było poszukać gdzieś indziej. Może więc trochę za bardzo zaufali wtedy tej swojej niezłej dyspozycji, bo nic nie wskazywało, że tak to będzie wyglądać.

A potem, gdy nic nie wychodziło, wszystko się posypało?

- Jeden, drugi nieudany start i przychodzi taki moment, że zawodnik chce coraz bardziej, a coraz mniej mu wychodzi. Nie wiem, czy wszystkich dopadło coś takiego, ale w skokach naszych chłopaków brakuje luzu, są bardzo spięci. A żeby latać daleko, musi być pełen luz, pełna kontrola. To swobodne skakanie widać u tych najlepszych. Ci, którzy dobrze weszli w sezon, coraz bardziej uciekają reszcie. Bawią się skokami. Trudno jest osiągnąć taki stan z dnia na dzień.

TCS od siedmiu edycji wygrywają wyłącznie Austriacy. Teraz będzie inaczej?

- Dużo na to wskazuje, ale to jest bardzo specyficzna impreza. W żadnym konkursie nie można sobie pozwolić na zepsuty skok. Teraz bawić się w typowanie kandydatów do zwycięstwa jest łatwo: Prevc, Freund, Norwegowie. Ale to też wróżenie z fusów. Historia zna wiele przypadków, że nie każdy z faworytów był w stanie sobie z tym poradzić. A zdarzało się też, że zawodnik bez wygranego konkursu wygrywał cały Turniej, a zawodnik z trzema wygranymi konkursami, musiał obejść się smakiem.

A Pan jak ją wspomina? W czterech konkursach stał Pan na podium, dwukrotnie zajął w klasyfikacji generalnej 7. miejsce. Myśli Pan sobie: „miałem niezłe wyniki”, czy „mogłem zrobić więcej”?

- Wyniki nie były złe, ale były dwa Turnieje, w których mogłem być w pierwszej szóstce.

W 1986 r. do podium zabrakło 14 punktów. Tylko czy aż?

- W tamtych czasach to nie było tak dużo. W zawodach różnice punktowe były większe niż dzisiaj, nie było żadnych przeliczników, nie było mieszania rozbiegami. Wydaje mi się, że troszkę było łatwiej, mimo że w konkursach startowało dużo więcej zawodników, bo 110-120. Strasznie te konkursy się przeciągały. Dziś wszystko leci o wiele sprawniej, o ile oczywiście pogoda pozwala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24