Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chusta w brzuchu, igła w płucach. Co lekarze zostawiają pacjentom po operacjach

Beata Terczyńska Współpraca Wojciech Malicki
A co by było, gdyby żona umarła? Zostałbym sam z szóstką maleńkich dzieci – nie kryje żalu Józef Majewski.
A co by było, gdyby żona umarła? Zostałbym sam z szóstką maleńkich dzieci – nie kryje żalu Józef Majewski. Fot. Wojciech Zatwarnicki
- Trzy tygodnie po operacji woreczka żółciowego w mieleckim szpitalu tak wiłam się z bólu, że trzeba było wzywać karetkę - opowiada Aneta Majewska z Bratkowic.

Matka sześciorga dzieci trafiła do Rzeszowa, gdzie lekarze wyjęli jej z brzucha... chustę chirurgiczną. To nie pierwszy taki przypadek w regionie.

Bratkowice koło Rzeszowa. Skromny domek. Na podwórku bawi się piątka maluchów. Siadamy przy drewnianej ławie. Pani Anetka usadza obok szóste dziecko - niepełnosprawną córeczkę. I zaczyna opowiadać swoją historię.

- Miałam silne bóle brzucha. Okazało się, że szwankuje woreczek żółciowy, potrzebna jest operacja. Zdecydowałam się na szpital w Mielcu, bo miałam zaufanie do tamtych lejkarzy. Tam urodziłam piątkę dzieci, miałam cesarki. Zawsze byłam zadowolona z opieki - opowiada 29-latka.

Operowali ją w czerwcu, przed rokiem.

- Po operacji trochę bolał brzuch, ale myślałam, że tak ma być. Lekarz tez uspokajał: to normalne.

Wypisano ją do domu. - Łykałam tabletki przeciwbólowe. Po nich trochę przechodziło. Po tygodniu ściągnęli mi szwy. Choć mówiłam, że co zjem, czy wypiję, to biegnę do ubikacji, znów uspokajano mnie, że to minie.

Ból nie ustąpił. Było gorzej

- Żona zaczęła wymiotować, słabła. Trzy tygodnie po operacji bóle były tak silne, że o 2 nad ranem wezwałem karetkę - opowiada pan Józef.

Tym razem pani Aneta trafiła do szpitala przy ul. Szopena w Rzeszowie. Badania pokazały, że trzeba ciąć brzuch, bo "coś jest owinięte wokół jelit".

- Od ordynatora dowiedziałam się, że wyciągnęli mi chustę chirurgiczną. Konieczne było też wycięcie kawałeczka jelita.

Taka chusta po rozłożeniu jest wielkości pieluchy tetrowej, zwinięta - jabłka.
Majewscy są przekonani, że to pozostałość po operacji woreczka w Mielcu.

- Chcieliśmy o tym porozmawiać z dyrektorem szpitala. Dwukrotnie umawiałem się, ale gdy przyjeżdżaliśmy, to go nie było mówi pan Józef. - Mimo próśb, nie od razu dostaliśmy też kartotekę żony, Dopiero jak przyjechaliśmy z adwokatem. Wtedy też padło słowo: przepraszam.

Majewscy chcą 250 tys. zł. odszkodowania. O pieniądze walczą w sądzie. Nie zgodzili się na ugodę w wysokości 10 tys. zł, zaproponowaną wcześniej przez PZU, ubezpieczyciela szpitala.

- Wysłali nam ją przed świętami. Myśleli, że nas tym skuszą? To śmieszne pieniądze. Tyle nerwów, tyle zdrowia. A co by było, gdyby żona umarła? Zostałbym sam z szóstką maleńkich dzieci - nie kryje żalu pan Józef, który sam zarabia na rodzinę.

Przeprosiliśmy kobietę

Co na to dyrektor Szpitala Powiatowego w Mielcu?

- Kiedy tylko dowiedział się o problemach pani Anety, które wiąże z mielecką lecznicą, zorganizował spotkanie. Przeprosił pacjentkę i wyraził głębokie ubolewanie z powodu jej cierpień oraz zamanifestował chęć zawarcia ugody przedsądowej - tłumaczy w piśmie Aneta Dyka-Urbańska, rzeczniczka szpitala.

Dodaje, że nie padła jednak żadna wiążąca kwota. Potem pacjentka określiła sumę, jaka ją satysfakcjonuje, ale okazała się ona niezwykle wysoka. Faktycznie. Początkowo chodziło o 500 tys. zł.

- Dyrektor szpitala uznał więc, że nie może jej wypłacić z wolnej ręki. Konieczne było wstąpienie na drogę sądową. Tak, aby kwota została określona precyzyjnie i bezdyskusyjnie. Jednak na ostatniej rozprawie stawili się wszyscy wezwani ze strony szpitala, zabrakło jedynie samej powódki i jej pełnomocnika. To spowodowało zawieszenie sprawy - tłumaczy.

Czyja to chusta?

Dla szpitala niejasna jest sprawa pochodzenia chusty. - Przede wszystkim żadnej chusty, która miała być wyjęta z brzucha pacjentki, nie zabezpieczono. Nie ma więc kluczowego dowodu. Ponadto pojawiła się dodatkowa okoliczność: sama pacjentka mimochodem przyznała, że w ostatnim czasie przeszła kilka zabiegów chirurgicznych, w tym co najmniej jeden poza mieleckim szpitalem. Nie ma więc pewności, kto i kiedy zostawił chustę - zaznacza mecenas mieleckiego szpitala.

Majewska zaprzecza: - Jedyną operację, jaką miałam poza Mielcem, to 5 lat temu cesarskie cięcie w Rzeszowie. Po nim jednak miałam kolejne, właśnie w Mielcu.

Czy zespołowi, który uczestniczył w operacji, grożą jakieś konsekwencje?

- Tylko wyrok sądu, o ile powódka zdecyduje się wznowić sprawę, da nam możliwość zajęcia stanowiska w stosunku do personelu - mówi Andrzej Gardian, dyrektor medyczny szpitala.

Dyrekcja podkreśla, że szpitalowi bardzo zależy na wyjaśnieniu całej sprawy.

Mnie też zostawili chustę

To nie pierwszy tego typu przypadek w regionie. Kilka lat temu opisywaliśmy historię pani Bogusławy Bajek z Korczowisk koło Kolbuszowej. Kobieta urodziła w Krakowie bliźnięta syjamskie. Przez rok po porodzie cierpiała ma uporczywe bóle brzucha i mdłości. Dopiero przeprowadzone w kolbuszowskim szpitalu badanie USG wykazało guza wielkości pomarańczy. Kobietę w trybie pilnym operowano. W brzuchu lekarze znaleźli chustę chirurgiczną.

- Oprócz cierpień psychicznych, doznałam także cierpień fizycznych. Tak bolesnych, że czegoś podobnego nie życzyłabym nawet wrogom. Byłam przekonana, że mam nowotwór. Zaszycie w brzuchu pieluchy operacyjnej to kompromitujący pańską placówkę błąd, którego skutkiem mogła być moja śmierć - pisała wtedy do kierownika katedry ginekologii i położnictwa krakowskiej lecznicy.

- Mimo że poza Krakowem nigdzie wcześniej nie miałam żadnej operacji, lekarze nie przyznawali się do błędu - mówi pani Bogusława. - Chusty - dowodu też nie miałam, bo po operacji poszła w kosz. Prawie rok prawnik walczył o odszkodowanie. Udało się. Domagał się więcej, ale stanęło na ok. 40 tys. zł. Pieniądze dostałam. Przeprosin jednak nigdy nie usłyszałam.

Igła wypadła z krocza

Nie tak dawno opisywaliśmy też, jakie katusze przechodziła inna młoda matka. Po porodzie cierpiała przez miesiąc. Przeżyła szok, kiedy z rany w kroczu wyciągnęła metalowy pręcik. Podejrzewa, że to resztka igły, która złamała podczas szycia w szpitalu.

Tak wspomina te chwile: - Rana po cięciu krocza nie chciała się goić. Gorączkowałam, miałam problemy z chodzeniem, siadaniem. Ciągle coś mnie kłuło w okolicach rany. Miesiąc po porodzie, zauważyłam, że z rany wystaje szew. Gdy próbowałam go usunąć, wyszedł także metalowy, ostry kawałek igły!

W szpitalu tłumaczono jednak, że pokazany przez męża pacjentki kawałek jest prosty, a oni używają wyłącznie zaokrąglonych igieł. Wykluczyli, że to pozostałość po zabiegu wykonanym u nich. Tymczasem, jak zapewniał jej mąż, nigdy wcześniej nie miała zabiegów chirurgicznych. Jedynym było wyciąganie szwów po porodzie.

4 lata z igłą w płucach

- Ma pani igłę w płucach - usłyszała pani Halina z Baranowa Sandomierskiego, gdy w tarnobrzeskim szpitalu odbierała zdjęcie rentgenowskie. Nie uwierzyła. Prześwietliła się jeszcze raz. Pomyłki nie było.

Przypadek ten zdarzył się kilkanaście lat temu. Podczas operacji w Rzeszowie lekarze wyciągnęli pani Halinie z lewego płuca 6-centymetrową igłę do strzykawek wielokrotnego użytku. Długo po operacji była osłabiona i miała kłopoty z oddychaniem.

Zawiadomiła tarnobrzeska prokuraturę. Biegli z lubelskiego Zakładu Medycyny Sądowej stwierdzili, że igła dostała się do płuca przez rurkę intubacyjną, którą wkłada się do tchawicy podczas operacji. A śledczy ustalili, że stało się to w szpitalu w Nowej Dębie - cztery lata wcześniej! Ale osób za to odpowiedzialnych nie znaleźli i śledztwo umorzyli. Wówczas pani Halina zażądała od dyrekcji szpitala odszkodowania w wysokości 50 tys. zł. W połowie lat 90. była to olbrzymia suma. Dyrekcja odmówiła. Pani Halina wytoczyła więc szpitalowi proces cywilny, który zakończył się ugodą.

Takie błędy będą się zdarzać

Co na to chirurdzy? Rozmawialiśmy z kilkoma. Niechętnie mówią o błędach kolegów. Niektórzy wręcz oburzają się, że pacjenci domagają się tak wysokich odszkodowań, że media robią z tego sensację. Bo przecież... nic się takiego nie stało. Pacjenci powinni się cieszyć, że kolejny zabieg się udał, a nie puszczać szpitali z torbami.

- Dzielimy się na dwie grupy: tych, którzy już coś komuś zaszyli lub to zrobią - powiedzieli nam rozbrajająco szczerze. - Gdy pacjent ma krwotok, naprawdę można przeoczyć chustę.

Ale przecież ktoś liczy narzędzia używane przed i po operacji. Jakim cudem im się wszystko zgadza? Na to pytanie już nie dostaliśmy odpowiedzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24