Stowarzyszenie Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami STORAT jest organizacją pożytku publicznego. Utrzymuje się tylko z darowizn i pieniędzy przekazanych z jednego procentu podatu. Wszyscy ratownicy są wolontariuszami, czyli pracują za darmo. Za własne pieniądze dbają o psy. Karmią je, opłacają wizyty u weterynarzy. STORAT szkoli obecnie 19 psów. Od początku swojej działalności stowarzyszenie otrzymało 300 wezwań w sprawie poszukiwań zaginionych osób. Na tę chwilę w stowarzyszeniu znajduje się 5 zespołów ratowniczych gotowych do akcji. Dla STORATU ważna jest każda złotówka. Przewodników i ich psy można wesprzeć, wysyłając pieniędze i dzieląc się jednym procentem podatku. Numer konta stowarzyszenia: PKO BP I0/Rzeszów 06 1020 4391 0000 6002 6617. STORAT bierze udział w akcji poszukiwawczej tylko na wezwanie policji, strażaków albo GOPR-u. Nie przyjmuje zleceń od osób prywatnych.
Pies Stowarzyszenia Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami STORAT odnalazł 90-latka z Brzózy Stadnickiej dosłownie w ostatniej chwili. Był początek grudnia. Mężczyzna był do tego stopnia zziębnięty, że lód skuł jego ubranie. 90-latek to niejedyna osoba, która psim ratownikom zawdzięcza życie.
O życiu decyduje czas
Podobnych historii jest znacznie więcej.
- Jeden z naszych psów odnalazł staruszkę. Zgubiła się w lesie. W chwili, gdy ją odnaleźliśmy, klęczała w potoku i trzymała się gałęzi. Tak mocno zacisnęła dłoń, że trzeba było odciąć gałąź, żeby można było przetransportować kobietę do karetki - mówi Marta Gutowska ze stowarzyszenia STORAT, które ratuje ludzkie życie już od 14 lat. Ratownicy przyznają, że w takich sytuacjach najważniejszy jest czas. Im wcześniej zaczną poszukiwania, tym szansa na odnalezienie żywego człowieka jest większa.
- Jesteśmy wzywani do akcji przez policję, straż pożarną i Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Transport zapewnia nam policja. Nie mamy jednak wpływu na to, kiedy poproszą nas o pomoc - mówi Marta Gutowska.
Niestety, nie wszystkie zaginięcia mają swoje szczęśliwe zakończenie. Ratownicy chyba nigdy nie zapomną historii 3- -letniego chłopca, który zaginął w Załużu koło Lubaczowa. - Akcję poszukiwawczą rozpoczęliśmy dopiero w drugą noc od zaginięcia dziecka. To były początki naszej działalności, 2001 rok. Policja jeszcze nie wiedziała o naszym istnieniu. Sami, na ochotnika, zgłosiliśmy się do pomocy. Po pięciu godzinach odnaleźliśmy chłopca. Na terenie, który już wcześniej był przeczesywany przez służby. Niestety, dziecko nie żyło -opowiada Gutowska.
Pies z bringselem w pysku
W skład zespołu ratowniczego wchodzi nawigator zaopatrzony w mapę, busolę i GPS, przewodnik i oczywiście pies. Gdy pies znajdzie poszukiwaną osobę, wraca do swojego przewodnika, trzymając w pysku tak zwany bringsel, czyli skórzany rzemyk.
Nie szczeka na odnalezionego.
- Dziecko mogłoby się przestraszyć, próbować uciec i wtedy mogłoby sobie zrobić jakąś krzywdę - tłumaczą przewodnicy psów. Poza tym - przewodnik nie zawsze usłyszy szczekanie psa.
Marta Gutowska wyjaśnia, że pies, który odnalazł najwięcej osób, wcale nie jest najlepszy. - To oznacza, że miał najwięcej szczęścia. Na akcję jedzie się w kilka zespołów. Teren zostaje podzielony i nikt nie wie, na czyim obszarze może się znajdować zaginiony. To loteria - mówi Gutowska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Szpak pokazał swojego towarzysza. Połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia
- Tomaszewska i Sikora spacerują z wózkiem. Wydało się, co ich łączy! [ZDJĘCIA]
- Urbańska obnaża się przed młodzieżą w sieci. Nie jesteście na to gotowi [ZDJĘCIA]
- Była naszą olimpijską królową. Dziś Otylię Jędrzejczak trudno rozpoznać [ZDJĘCIA]