Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się dzieje za murem

Wojciech Malicki
Siostry nie boją się nawet groźby eksmisji z klasztoru.
Siostry nie boją się nawet groźby eksmisji z klasztoru. WOJCIECH MALICKI
Dla sióstr betanek z Kazimierza Dolnego siostra przełożona Jadwiga Ligocka jest ważniejsza od biskupa i papieża. Nie przestraszyły się nawet ekskomuniki i groźby eksmisji z klasztoru.

Mistyczne objawienia? Obłęd? Urojenia? Choroba psychiczna? Zniewolenie? Sekciarskie obrzędy? Nikt naprawdę nie wie, co dzieje się za wysokim murem klasztoru Zgromadzenia Betanek w Kazimierzu Dolnym. Zbuntowane siostry od blisko dwóch lat nie wpuszczają za bramę nikogo.

Ostatni dzień lutego. Zimno, pochmurno i deszczowo. Na rynku w Kazimierzu Dolnym pustki. W niezliczonych knajpkach, kawiarniach i barach to samo. Pytam starszą kobietę o drogę do betanek.

- Dziennikarz? - pyta

- Tak. Skąd pani wie, - odpowiadam zdziwiony.

- Tam teraz chodzą tylko dziennikarze, choć nie mają po co. Pana też nie wpuszczą, ale niech pan próbuje.

Tylko dym z komina

Dochodzę do wysokiego, grubego jasnego muru zakończonego daszkiem z czerwonej dachówki. To za nim znajduje się klasztor Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej. Choć nie informuje o tym najmniejsza tabliczka. Jest wczesne popołudnie, ale za murem nie widać żywej duszy. O tym, że w dużych, odnowionych trzykondygnacyjnych budynkach ktoś przebywa, świadczy jedynie smuga białego dymu wydobywająca się z komina. Naciskam domofon, przedstawiam się i proszę o chwilę rozmowy.

- Nie udzielamy żadnych informacji - informuje mnie młody kobiecy głos.

- Dlaczego...

- Z Panem Bogiem - odpowiada "głos" i wyłącza się. Koniec rozmowy, bo od sierpnia 2005 r. zbuntowane siostry betanki nie wpuszczają za bramę nikogo.

- Prawie nikogo - mówi Mirosław Pyska, najbliższy sąsiad Betanek. - Od czasu do czasu, zazwyczaj w niedziele odwiedzają je jacyś ludzie. Kim są? Nie wiem.

Jak sekta

Jak sekta

Abp JÓZEF ŻYCIŃSKI, metropolita lubelski: -Ten sposób emocjonalnego wiązania ludzi ze sobą jest typowy dla sekty: tworzy się zamkniętą grupę, eliminując wszelkie inne autorytety, spychając na margines siostry, dla których Ewangelia była ważniejsza od prywatnych objawień.

(wypowiedź dla Tygodnika Powszechnego)

Nikt nic nie wie

Chociaż dom Mirosława Pyski oddziela od klasztoru tylko mur, nic nie wie, co dzieje się w klasztorze.

- Nigdy tam nie byłem i z siostrami nie zaprzyjaźniłem, bo one - nawet przed buntem - nie były skore do rozmów - opowiada. - A teraz boją się dziennikarzy, którzy ciągle czatują przy klasztorze. Nawet okna pozaklejały papierem, żeby im nikt do środka nie zaglądał. Od czasu do czasu jedynie wyjeżdżają gdzieś jednym ze swoich trzech samochodów.

- Na zakupy?

- Pewnie tak, choć one mają tam wszystko, bo hodują świnie i drób oraz uprawiają warzywa.

Pan Mirek jest wyjątkiem, bo mieszkańcy Kazimierza nie chcą o betankach rozmawiać wcale.

- Dziwi się pan? Dziennikarze pytają o rzeczy, o których mieszkańcy nie mają zielonego pojęcia. A jeśli coś wiedzą, to właśnie z ... gazet i telewizji - powiedział mi jeden z kazimierskich księży. Też anonimowo, bo to temat drażliwy i delikatny i w lubelskiej kurii wypowiedzi dla prasy nie są dobrze widziane.

Kim jest siostra Jadwiga?

Na forum internetowym Kazimierza Dolnego wrze. Setki, może nawet tysiące wpisów na temat buntu betanek. Przeglądam wiele z nich. Domysły, opinie, pytania. Nie wiadomo nawet, ile sióstr przebywa za murami. Pewne jest jedno - dla sióstr, które pozostały, siostra przełożona Jadwiga Ligocka jest ważniejsza od biskupa i papieża. Nie przestraszyły się nawet ekskomuniki i groźby eksmisji z klasztoru.

- Jaka jest siostra Jadwiga? Wysoka, postawna kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat. Dostojna, ale sympatyczna - opowiada mieszkaniec Kazimierza.

Jadwiga Ligocka została siostrą przełożoną betanek w 1999 roku. Po paru latach mniszki, zwłaszcza te z długoletnim stażem, zaczęły skarżyć się do lubelskiej kurii na dziwne zachowaniu siostry przełożonej. Dziwne, bo rzekomo miała mistyczne objawienia i proroctwa, osobiście rozmawiała z Duchem Świętym. Wreszcie, bo ogłosiła się odnowicielską Kościoła.

Jeden z internatów przyznał się, że siostra opowiedziała mu o objawieniu takiej treści: Widziałam cztery demony stojące na krańcach kuli ziemskiej. Miotały w górę płonącymi gromami, a ziemia pękła na cztery części. Był to znak, że ziemię opanowały cztery plagi: głód, nienawiść, bezbożność i kłamstwo. Bóg nakazał mi z nimi walczyć.

Bunt w klasztorze

Zakonnice żaliły się też, że muszą uczestniczyć w wielogodzinnych mszach, modlitwach i ekstatycznych tańcach, które kończyły się kilkuminutowymi omdleniami. W opowieściach zakonnic pojawiała się także postać franciszkanina księdza Andrzeja P., który miał olbrzymi wpływ na betanki i samą siostrę Jadwigę. Wedle ich relacji, ksiądz, który też porzucił własny zakon i zamknął się z kazimierskim klasztorze, ma niezwykłe zdolności hipnotyzerskie.

Wizytator apostolski, który przyjechał do klasztoru w 2005 roku, uznał, że siostra Ligocka nie może dalej kierować zakonem. W lipcu 2005 r. nową przełożoną generalną zgromadzenia została siostra Barbara Robak.

To był początek buntu, bo siostra Jadwiga nie uznała tej decyzji. Mediacja podjęta przez księdza egzorcystę Józefa Szczypę skończyły się niczym. Wierne siostrze Jadwidze betanki, prawdopodobnie około 60 mniszek, nie wpuściły za bramę nowej przełożonej i zamknęły się w klasztornych murach. Od tej pory nie odbierają telefonów, a bramę otwierają tylko nielicznym - najczęściej członkom rodzin sióstr. Ale tym, którzy chcą zabrać swoje córki do domu - wstęp wzbroniony.

Policja nie mogła nic pomóc. Mniszki są pełnoletnie, mogą przebywać, gdzie chcą. W internecie jest mnóstwo wpisów rodziców, którzy nawet nie wiedzą, w jakim stanie ciała i ducha są ich córki.

Przykra sprawa

Betanki, choć powołane do pomagania księżom, praktycznie nie udzielały się kazimierskiej parafii. Wyjątkiem były tylko dwie siostry, z których jedna odwiedzała chorych, a druga na pół etatu pracowała jako katechetka. Choć miały w klasztorze kaplicę i własnego kapelana, przed buntem często przychodziły na msze do kazimierskiej fary. Proboszcz, ksiądz Tomasz Lewniewski, ma już dość całego zamieszania, ale uprzejmie zaprasza do swojej kancelarii.

- Zakon, choć znajduje się na terenie parafii, jest autonomiczny. Jak ambasada, przestrzeń eksterytorialna na terenie obcego kraju. Dlatego nie jestem stroną w tej sprawie, niewiele o niej wiem i jej nie komentuję - mówi ksiądz.

Będzie eksmisja?

Na początku lutego arcybiskup lubelski Józef Życiński w liście do wiernych poinformował, że - wedle watykańskiej Kongregacji do Spraw Instytutów Życia Konsekrowanego - siostry pozostające w kazimierskim klasztorze już nie są zakonnicami, lecz osobami świeckimi. A budynek, który należy do Zgromadzenia Betanek, zajmują bezprawnie i powinny go niezwłocznie opuścić.

- Dom ten został wzniesiony w dużym stopniu z ofiar wiernych, którzy byli przekonani, iż będzie on służył Zgromadzeniu trwającemu w jedności z Ojcem Świętym i całą wspólnotą Kościoła. Obecne mieszkanki domu odrzuciły tę jedność, stawiając nad nią rzekome prywatne objawienia i techniki bioenergoterapeutyczne, które nie mają nic wspólnego z życiem duchowym - napisał arcybiskup.

Siostry zignorowały słowo biskupa, pozostały w klasztorze. Jak długo? Prawdopodobnie krótko, bo Zgromadzenie Betanek zawiadomiło prokuraturę o. naruszeniu miru domowego oraz wystąpiło do sądu o zarządzenie eksmisji nie-mniszek.

Żeby pogoda była!

Sprzedawca kogutów nie chce rozmawiać o eksmisji. Macha tylko ręką:
- Panie, co tam betanki. Najważniejsze, żeby się szybko zrobiło ciepło, to ludzie przyjadą. Będzie pogoda, wróci życie do Kazimierza...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24