Rolnicy z terenu powiatu jasielskiego alarmują Izbę Rolniczą, że na terenie jasielszczyzny mnoży się populacja wilka. Drapieżnik przegania z lasów i zakrzaczeń zwierzynę płową. Z kolei sarny czy jelenie dewastują rolnicze uprawę, co prowadzi do wypłacania przez kółka rolnicze coraz większych odszkodowań. Pociąga za sobą większe obciążenie finansowe kół łowieckich. - Wilki będą się powoli zbliżać pod nasze domostwa. Rolnicy dzwonią do Izby Rolniczej i apelują, żeby coś robić w sprawie powiększającej się populacji tego chronionego drapieżnika. Chcemy napisać w tej sprawie do Ministerstwa Rolnictwa – tłumaczy Piotr Kędzior, z jasielskiej Izby Rolniczej. Jest przekonany, że jak zabraknie wilkom jedzenia w lesie, zaczną podchodzić pod domy.
Setki tysięcy odszkodowań
Najwięcej razy wilki widziane były na terenie gminy Kołaczyce i w lasach sąsiedniej Lubli. W ubiegłym roku za straty spowodowane w rolnictwie przez zwierzynę płową, koła łowieckie musiały wypłacić odszkodowania na ponad 200 tysięcy złotych. Te wydatki mocno nadszarpują budżet myśliwych, a wilki nie odpuszczają. Agresywne, głodne osobniki za pożywieniem potrafią się przemieścić kilkadziesiąt kilometrów. - Jak zwierzyna będzie głodna, to przecież może zaatakować człowieka – podnosi Kędzior. Żeby jednak doszło do redukcji populacji wilka potrzebna jest zgoda Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska.
Wilk jest dobrem, ale do pewnego momentu. Rolnicy z powiatu dobrze pamiętają, co się działo z populacją bobra. - Kiedy była ich odpowiednia liczba, mieliśmy spokój. Duże pieniądze zostały wydane na wyregulowanie rzek, później zasiedlił się w nich bóbr, którego odstrzał jest zabroniony. Bóbr zrobił tamy, zniszczone zostały brzegi i kilka milionów zostały wyrzucone w błoto – wraca pamięcią szef jasielskich rolników.
Trzeba pisać pisma
Jedyna szansa na odstrzał wilka pojawia się wtedy, kiedy drapieżnik poczyni szkody w gospodarstwa rolnych. Z dominacją wilka zmaga się od lat Renata Kozdęba, która w Bieszczadach prowadzi owczarnię. W 2011 roku wilki zagryzły jej 48 owiec. Postanowiła działać. Napisała do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o odstrzał wilków. - Pierwszy raz w 2011 r. to była droga przez mękę. Pisałam wtedy też do Ministra Rolnictwa, Ministra Środowiska, gdzie tylko mogłam – wspomina Renata Kozdęba. Do pisma, które pójdzie do GDOŚ dołączyć druk o odstępstwa, do tego protokoły zagryzień zwierząt, napisać od siebie pismo i opisać jak to wszystko wygląda oraz załączyć 82 złote opłaty administracyjnej. - Trzeba też dołączyć pismo od koła łowieckiego, które zapewni, że myśliwi dokonają odstrzału zgodnie ze sztuką użycia broni palnej – objaśnia Kozdęba. Dokumenty wysyła się do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Odpowiedź przychodzi do 3 miesięcy.
Przez 9 lat na terenie gospodarstwa Kozdębów odstrzelono 3 wilki. W 2011 r. w ciągu sezonu pasterskiego (maj-październik) wilki zagryzły 48 owiec, z kolei dzięki myśliwych liczba zagryzień spada. W ub. roku łupem wilków padła jedna sztuka.
Podstawą do uzyskania odstrzału są straty w gospodarstwach. Trzeba zawiadomić Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, przyjeżdżają pracownicy i oceniają, czy zrobił to wilk czy pies. Jeśli robił to wilk, to piszą protokół i rolnik otrzymuje odszkodowanie. Nigdy nie jest to równowartość z wartością zabitej zwierzyny.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?