Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córki i żona zginęły w wypadku. - Jestem niewinny - mówi Janusz J.

Dorota Mękarska
Janusz J. przyszedł do sądu o kulach, ale to nie skutki fizyczne po wypadku są dla niego najgorsze.
Janusz J. przyszedł do sądu o kulach, ale to nie skutki fizyczne po wypadku są dla niego najgorsze. Dorota Mękarska
Córki 6-letnia Anitka, 12-letnia Zosia i 34-letnia żona Ewa zginęły w wypadku samochodowym. Ojciec rodziny, Janusz J. z Zahutynia, został oskarżony o jego spowodowanie. Wczoraj rozpoczął się jego proces.

Tragedia, która zniszczyła rodzinę Janusza J., zepchnęła jego i jego krewnych na skraj rozpaczy, wydarzyła się 31 sierpnia ub. roku w Zagórzu. Mężczyzna jechał wraz z żoną Ewą i córeczkami z Zagórza do Zahutynia. Wjeżdżając na pierwsze z dwóch wzniesień, które znajdują się na tym odcinku drogi, rozpoczął manewr omijania stojącego na poboczu iveco daily. W tym czasie z naprzeciwka nadjeżdżała ciężarówka iveco izoterma. Janusz J. zaczął hamować, jego fiat wpadł w poślizg, zjechał na przeciwległy pas ruchu i uderzył bokiem iveco.

Ewa J. zmarła zaraz po wypadku. Dzień po śmierci matki odeszła starsza Zosia, a po niej młodsza Anitka. Obrażenia były zbyt rozległe.

Opinia biegłego obciąża winą kierowcę

Prokuratura Rejonowa w Sanoku powołała biegłego, który ocenił stan techniczny samochodu, a także zachowanie kierowcy na drodze. Na podstawie niekorzystnej dla Janusza J. opinii oskarżyła go o nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

W czwartek w Sądzie Rejonowym w Sanoku rozpoczął się proces. Jako oskarżyciele posiłkowi występują w nim krewni Ewy J. - jej rodzice, rodzeństwo, a nawet małżonkowie rodzeństwa. W sumie 8 osób.

Zeznawał, jak automat

Janusz J., który po wypadku podupadł fizycznie i psychicznie na zdrowiu, nie skorzystał z prawa do odmowy zeznań. Przebrnął przez pytania sądu tylko dlatego, że był na środkach uspokajających.

- Bez nich nie byłby w stanie powiedzieć ani słowa - mówił jego obrońca mecenas Krzysztof Litwin.

Mężczyzna zeznał, że wjeżdżając na wzniesienie, w ostatniej chwili zauważył stojące tam iveco.

- Mogłem albo w niego wjechać, albo wpaść do rowu, albo go ominąć. Wybrałem to ostatnie. Więcej nie pamiętam - mówił oskarżony, zaznaczając, że nie widział auta jadącego z naprzeciwka. Prędkość, z jaką wówczas jechał, określił na 50 km/h.

Biegły nie był w stanie ustalić prędkości fiata, ponieważ na drodze nie było śladów hamowania fiata. Napisał jednak w opinii, że była to prędkość wyższa niż 50 km/h.

Opinia jest nierzetelna

Mecenas Krzysztof Litwin jest zdania, że opinia jest niepełna i nierzetelna. Nie została w niej podana lokalizacja stojącego na poboczu iveco. Nie zostało to również zaznaczone na policyjnym szkicu.

- To oznacza, że biegły nie wskazał, od którego momentu powstał dla oskarżonego stan zagrożenia - uważa obrońca.

Jak dalece ta opinia jest nierzetelna świadczy, według obrońcy, fakt podania przez biegłego długości drogi potrzebnej do zatrzymania pojazdu. Biegły podał, że jest to między 33,5 m a 70,5 m.

- Biegły posługuje się wartościami dalece większymi niż przybliżone i spekulacjami. Jeśli nie był w stanie ustalić faktycznego stanu, powinien to w opinii napisać, a nie przesądzać w arbitralny sposób, że to oskarżony ponosi winę - zauważa Krzysztof Litwin. - Na takiej podstawie nie można przesądzać o winie w sprawie wypadku, w którym zginęły trzy osoby!

Brakło kilku metrów

Sąd przesłuchał także kierowców iveco daily i iveco Izotermy. Pierwszy z mężczyzn, młody kierowca z Rzeszowa, zeznał, że gdy samochód mu się zepsuł, siłą rozpędu zdołał częściowo wjechać na pobocze. Częściowo samochód stał jednak na jezdni. Postawił z tyłu auta trójkąt ostrzegawczy. Momentu zderzenia nie widział. Usłyszał tylko huk. Nie zbliżył się do rozbitego auta, bo bał się widoku krwi. Wzbraniał się przed tym również z innego powodu.

- Czułem, że gdyby mnie tam nie było, to do wypadku by nie doszło - przyznał mężczyzna, który zeznał też, że inne samochody mijały go jednak bez przeszkód.

Drugi kierowca, w którego auto uderzył fiat CC, zeznawał z wielkim trudem. Rozmiar tej tragedii przerósł mężczyznę. Dopiero pod naciskiem sędziego, zdołał opowiedzieć, jak wyglądały chwile przed i po wypadku. Kierowca zjechał w prawo, jak mógł najbardziej. Nie zdołał jednak uniknąć zderzenia.

- Brakło kilku metrów, może nawet jednego, byśmy się rozminęli - powiedział.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24