Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cudowne ozdrowienia pana Grzesia

Andrzej Plęs
Zbyt chory, by stawić się w prokuraturze, dość zdrowy, by pracować, prowadzić samochód i latać do USA.
Zbyt chory, by stawić się w prokuraturze, dość zdrowy, by pracować, prowadzić samochód i latać do USA. archiwum
Anna od trzech lat nie może dostać rozwodu. I nie zrozumie, że jej mąż (były?) może tak bezkarnie kpić sobie z wymiaru sprawiedliwości, a wymiar tak łatwo daje się ogrywać.

Od trzech lat nie może dostać rozwodu, bo (były?) mąż nie stawia się na sali sądowej. Bo jest chory. Od czterech lat nie może doprosić się prokuratury o zainicjowanie śledztwa w sprawie przemocy domowej, gróźb karalnych i innych aktów przemocy, bo (były?) mąż nie stawia się na wezwania prokuratury.

Bo jest chory. Za to - jest dostatecznie zdrowy, by regularnie stawiać się do pracy w swojej firmie, prowadzić samochód i śledzić (byłą?) żonę.

Sąd bezradnie rozkłada ręce: przecież ów pan dostarcza zwolnienia lekarskie akurat na te dni, w których planowana jest rozprawa. Prokuratura rozkłada ręce: przecież ten pan przedkłada zwolnienia na dni, na które jest wezwany.

Dziurawe granice prawa

Anna miała dość takiego życia i takiego związku, tego poniżenia i przemocy, zabrała półtoramiesięczną córkę i uciekła z mężowskiego domu do rodziców w Dąbrowie pod Rzeszowem. Z nadzieją, że w Siedliskach zostawia całe zło przeszłości.

Zło dopadło ją w rodzinnym domu, bo Grzegorz przyjeżdżał, czasem skopał drzwi, naubliżał rodzinie Anny, pogroził śmiercią... Co zgłosiła policji. Policja zgłosiła prokuraturze.

Prokuratura zgłosiła panu Grzegorzowi, pan Grzegorz się nie stawił na wezwanie, podczas którego miano mu postawić zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się nad rodziną.

- Pojechałam do rzeszowskiej prokuratury rejonowej, zapytałam pani prokurator, dlaczego nie zleciła policji przymusowego doprowadzenie podejrzanego - opowiada Anna. - Usłyszałam, że pani prokurator działa w granicach prawa. I nie musi tego robić, wyśle drugie wezwanie.

Kolejne wezwania pan Grzegorz też zignorował. A prokuratura zignorowała fakt, że pan Grzegorz zignorował. Słała kolejne wezwania, na które pan Grzegorz albo nie odpowiadał, albo przesyłał zwolnienia lekarskie.

Aż chory pan Grzegorz postanowił polecieć do USA, o czym pani Anna wiedziała. Toteż zawiadomiła prokuraturę, że chory lata przez Wielką Wodę, ale 10 kilometrów z domu do prokuratury przemierzyć nie może.

- Zatrzymali go, kiedy wylądował na Okęciu - opowiada (była?) żona. - Pokazał policjantom teczkę dokumentów, że jest chory, postraszył, że za chwilę będzie miał zawał, wezwano lekarza, lekarz orzekł, że z powodu nadciśnienia pacjenta nie można go zatrzymać. I pacjenta puszczono wolno.

Prokuratura się stara

Anna odwiedzała z interwencjami rzeszowską prokuraturę rejonową raz po raz. Przynosiła zdjęcia, że ciężko chory (były) mąż pracuje w czasie, kiedy powinien być w prokuraturze, że ma na to świadków.

Prokuratura chyba poczuła się nieco lekceważona, bo w końcu powołała biegłego lekarza, by orzekł, czy pan Grzegorz rzeczywiście zaniemógł do tego stopnia, że nie jest w stanie stawić się przed wymiarem sprawiedliwości.

Biegły przyznał w opinii, że pacjent istotnie przed laty przebył ciężkie schorzenie "sercowe", ale w chwili opuszczenia szpitala był zdrów. A teraz - w obliczu biegłego - symuluje wszystkie symptomy przebytej choroby.

Bo chce uniknąć odpowiedzialności karnej. A jego stan zdrowia spokojnie pozwala mu na uczestnictwo w postępowaniach sądowych i prokuratorskich.

Po takiej opinii prokuratura wysłała panu Grzegorzowi kolejne wezwania. Zamiast pana Grzegorza w prokuraturze pojawiło się kolejne zwolnienie lekarskie. Wobec oporu podejrzanego prokuratura powołała kolejnego biegłego lekarza.

- Wydał opinię korzystną dla mnie - opowiada Anna. - Powołała kolejnych trzech i ich opinia taka sama, więc następnym razem powołała cały zespół.

Nad stanem zdrowia pana Grzegorza debatowało tym razem potrójne konsylium biegłych z Collegium Medicum UJ.

- Opinia jest taka, że pacjent jest ciężko chory i do następnego badania nie ma mowy, żeby stawił się w prokuraturze i przed sądem - opowiada Anna. - A następne badanie ma być za 36 miesięcy, więc nie ma mowy, żebym przez najbliższe trzy lata otrzymała sądową decyzję o rozwodzie. Bo nie tylko on, ale nawet jego prawnik nie pojawia się na rozprawach rozwodowych. Nie mówić o postępowaniu prokuratorskim.

Co więcej - opinia krakowskich lekarzy mówi, że pan Grzegorz wręcz powinien leżeć w łóżku, tak bardzo nie domaga.

- Pani prokurator oświadczyła, że ona działa w granicach prawa, że przez trzy lata nie można go tknąć i dopiero za trzy lata można powołać zespół lekarzy do ponownych badań - denerwuje się Anna. - I że po rak kolejny zawiesza śledztwo.

Prokuratura zawieszała postępowania, Anna pisała odwołania, dowodziła fotografiami, że pan Grzegorz jest zdrów. Bezskutecznie.

Ciężko chory zapracowany

Jak bardzo pan Grzegorz jest chory (była?) żona mogła się nieraz przekonać. Pracuje ona bowiem pod Rzeszowem przy budowie autostrady, wykonawca tego odcinka nieraz podejrzewał, że z maszyn na placu budowy ginie paliwo, toteż czujność załogi i ochrony była wzmożona.

I dzięki tej czujności ochrona przydybała pana Grzegorza nieopodal baraku - biurowca, w którym pracuje jego (była?) żona. Pan Grzegorz siedział w swojej terenówce, obserwował miejsce pracy swojej (byłej?) żony, ochrona go obfotografowała, jako potencjalnego złodzieja paliwa. Anna też gdy go przydybała kolejnym razem.

- Wściekł się, warknął, że wolno mu tu być - opowiada. - A potem urządził mi horror na jezdni.

Wracała z pracy samochodem, kiedy pan Grzegorz terenówką zajechał jej drogę, niebezpiecznie, bo otarł błotnik jej wozu, że omal nie wylądowała w rowie.

- Wyskoczył, zaczął coś do mnie krzyczeć, skopał drzwi samochodu od strony kierowcy, aż wezwałam policję - relacjonuje na jednym oddechu.

Łańcucka policja wezwała pana Grzegorza na przesłuchanie w sprawie kolizji drogowej i tym razem pan Grzegorz stawił się na wezwanie, jakby zapomniał, że dla rzeszowskiej prokuratury i sądu jest ciężko chory. Na kolejne już przysyłał zwolnienia lekarskie.

Aż wióry lecą

Anna miała dość takiej dociekliwości prokuratury rejonowej. Żeby udowodnić, że ciężko chory dla pani prokurator człowiek jest zdrów, zaangażowała detektywa.

Józef Przyboś dzień w dzień warował pod składem tarcicy na peryferiach Rzeszowa, której pan Grzegorz jest właścicielem.

Albo pod domem "obiektu". I widział i fotografował, jak "obiekt" o własnych siłach, własnym lub pożyczonym samochodem wyjeżdża, dojeżdża do własnego składu tarcicy, a po drodze posuwa 100 km na godzinę, co choremu człowiekowi nie przystoi. Upał na 30 stopni w cieniu, a ten łazi po placu, rozmawia z klientami i pracownikami.

- Zdrowego pot zalewa, wysportowani przy tej temperaturze słabną, a ten pan, podobno ciężko chory, z nadciśnieniem, smaży się w słońcu i nic mu nie jest - dziwi się Przyboś.

I tak było dzień w dzień, dopóki pan Grzegorz nie zauważył detektywa, obserwującego ze swojego samochodu po drugiej stronie ulicy.

- Chyba ma jakąś obsesję, że ktoś mu chce spalić ten skład tarcicy - myśli Przyboś. - Bo tak mnie potraktował. Podjechał pod mój wóz, zaczął szarpać za klamkę obiema rękami, otworzył, szarpiąc za ubranie, wyciągnął mnie z samochodu i zaczął krzyczeć, że chcę mu spalić firmę.

Niby dekonspiracja, a miała swoje dobre strony. Zaatakowany Przyboś natychmiast wezwał policję. Ta przyjechała po 10 minutach, przesłuchała i detektywa, i pana Grzegorza.

Kolejny dowód na to, że unikający wymiaru sprawiedliwości pan Grzegorz tylko dla sądu i prokuratury jest ciężko chory.

To nie był koniec obserwacji, Przyboś zrobił dziesiątki zdjęć, pod domem obserwowanego, w jego miejscu pracy, nawet takie, które dowodzą, że człowiek śledził swoją (byłą?) żonę. Kilka stron raportu dla sądu i dla prokuratury, komplet zdjęć.

- Jeśli to nie przekona pani prokurator, że daje się oszukiwać jak dziecko, to już nic jej nie przekona - mówi Anna.

A Przyboś dodaje, że teraz nie dziwi się ludziom, że prokuratury i sądów nie traktują poważnie.

***

Poprosiliśmy pana Grzegorza o komentarz do opisanej sytuacji. Jego wypowiedzi nie możemy zacytować ze względu na ustawę o języku polskim.

Imiona bohaterów zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24