Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cudzych dzieci utrzymywać nie będziemy, czyli wojna między Sokołowem a Rakszawą

Andrzej Plęs
Zarówno Andrzej Ożóg, burmistrz Sokołowa Małopolskiego, jak i Maria Kula, wójt Rakszawy, tłumaczą, że kierują się interesem swoich miejscowości.
Zarówno Andrzej Ożóg, burmistrz Sokołowa Małopolskiego, jak i Maria Kula, wójt Rakszawy, tłumaczą, że kierują się interesem swoich miejscowości. Andrzej Plęs
Sokołów: cudzych dzieci utrzymywać nie będziemy. Rakszawa: na cudzą szkołę pieniędzy nie damy.

- Dość tego - nie wytrzymał Andrzej Ożóg, burmistrz Sokołowa Małopolskiego. - Szesnaście lat Sokołów utrzymuje tę szkołę, to może niech przez następne szesnaście utrzymuje Rakszawa.

Bo teraz w Szkole Podstawowej nr 2 w Trzebosi - Podlas uczy się z 70 dzieci, a więcej w tym stadku rakszawskich niż sokołowskich. Bo szkoła na pograniczu dwóch samorządów stoi.

Demografia podpowiada, że w przyszłości populacja tych drugich będzie zanikać, a rakszawskich - rosnąć w siłę. Tymczasem za wszystkie płaci Sokołów. Rakszawa płacić nie chce, bo to szkoła sokołowska, na terenie tej gminy i to Sokołów ma obowiązek ją utrzymywać. I dlatego burmistrz Sokołowa ma dość.

Radzie burmistrz zaproponował, żeby ograniczyć w szkole zakres nauczania z systemu: od zerówki do szóstej klasy, do systemu: tylko klasy czwarta, piąta, szósta. To pozwoli zaoszczędzić budżetowi Sokołowa ok. 300 tys. zł rocznie tylko na płacach dla nauczycieli. A "zredukowana" dzieciarnia? - Będzie dowożona do innych szkół - tłumaczy burmistrz.

- To na razie reorganizacja szkoły, a w perspektywie pewnie będzie likwidacja - przypuszcza Maria Kula, wójt Rakszawy.

Akurat 300 tys. zł. trzeba, żeby Sokołów miał wkład własny w unijny projekt komputeryzacji sokołowskich gimnazjów. Do biura rady miasta wpłynął projekt uchwały o reorganizacji szkoły, do Trzebosi i Rakszawy wpłynęły "słuchy", groza ogarnęła rodziców i uczniów "dwójki".

Po wsi rozeszło się, że burmistrz Ożóg chce szkołę zlikwidować, nauczycieli na bruk wyrzucić, a budynek sprzedać inwestorowi. Rodzice na sesję rady wysłali delegatów, okazało się, że pomysł zdjęto z porządku obrad. Odetchnęli z ulgą płytkim oddechem, bo "co się odwlecze"... Przed laty własnymi rękami budowali tę szkołę, a w ogóle to nie po bożemu jest likwidować placówkę, która nosi imię św. Stanisława Kostki.

Granica w ogniu

Burmistrz Ożóg zapewnia, że problem w Trzebosi - Podlas, to jedyny punkt zapalny pomiędzy oboma samorządami, ale kiedy mówi o pani wójt Rakszawy, to przez lekko zaciśnięte zęby.

Może dlatego, że w korespondencji, dotyczącej szkoły, napisała do burmistrza: "Do zawarcia jakiegokolwiek porozumienia muszą istnieć inne warunki finansowe i zaufanie partnerów, czego w tej sprawie nie można zagwarantować". Burmistrza mocno to ubodło. Nie "warunki finansowe", ale brak "zaufania partnerów".

- Jakby mi powiedziano na zasadzie: "spieprzaj dziadu" - kwituje burmistrz Ożóg.

Także Maria Kula wypowiada się o burmistrzu z oględnym chłodem.

- No, taki człowiek jest, nie jest skłonny do współpracy, zresztą nie chcę o tym mówić - milknie pani wójt.

Spór o to, kto ma finansować szkołę, trwa od lat. Sokołowska jest, więc Sokołów na nią łoży. A że przeważnie głównie rakszawskie dzieci pobierają tu nauki? Sokołów długo płacił i nie wymagał. Aż do 2008 roku.

- Była propozycja: przez szesnaście lat utrzymywaliśmy szkołę, to niech teraz Rakszawa utrzymuje przez następne szesnaście - opowiada Ożóg. - I nawet możemy spisać umowę. Rakszawa odpowiedziała, że nie ma na to pieniędzy.

A Rakszawa nie płaci

W końcu przyciśnięta do muru Rakszawa podpisała porozumienie o współfinansowaniu placówki, ale z przelewaniem gotówki na konto miasta zwlekała. Ponaglenia nic nie dały, więc Sokołów poszedł do sądu i samorządy spotkały się przed obliczem Temidy.

Rakszawa ma płacić - zdecydowała Temida, Rakszawa dalej nie płaciła, więc miasto wystąpiło o sądowy nakaz zapłaty. Rodzice dzieciarni też nie wytrzymali, napisali do pani wójt rozpaczliwy i ponaglający list: "Złamała Pani obietnicę, mimo że ustnie zobowiązała się Pani do wywiązania się z nich" - brzmi fragment listu.

Chyba jednak nie reakcji rodziców, ale decyzji sądowych wystraszyła się Rakszawa, bo między samorządami doszło do ugody. Niby nastąpiło porozumienie, ale jak sąsiedzi zaczynają się procesować, to smród zostaje na pokolenia.

W okresie tego przesilenia padła propozycja ze strony dyrekcji szkoły, żeby powołać stowarzyszenie, niech szkołę poprowadzi, żeby nie była na garnuszku samorządów. Pomysł zdechł śmiercią naturalną, bo nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za jego skutek finansowy.

Rakszawa, choć obiecała, ciągle nie płaciła. Za ostatnie lata zebrało się tych zaległości prawie 115 tysięcy zł.

Uprzejmie przypominam

Kryzys przycisnął samorządy, a burmistrzowi Ożogowi przypomniał, że dalej kredytuje rakszawskie dzieci. Na ponaglające apele o spłatę długu sąsiad był głuchy. Wysłał więc burmistrz do pani wójt swojego zastępcę, bo obawiał się, że na jego widok pani wójt może zareagować alergicznie.

- Owszem, był u mnie pan zastępca, ale to była taka luźna rozmowa, bo nie miał żadnej delegacji do ustalania uzgodnień - tłumaczy pani wójt fiasko tych rozmów. - I wcześniej żadna prośba o współfinansowanie szkoły do mnie nie dotarła. Pan burmistrz wymyślił sobie i opowiada ludziom.

I dodaje, że gmina będzie płacić tylko za to, co jest jej obowiązkiem, a utrzymywanie sokołowskiej szkoły obowiązkiem nie jest.

- Bo inaczej oskarżą mnie za przekroczenie dyscypliny budżetowej - straszy pani wójt.

- A mnie mogą oskarżyć o działanie na szkodę miasta, niedopełnienie obowiązków i niegospodarność, jeśli nie wyegzekwuję tych pieniędzy - odbija burmistrz Ożóg.

Sprawiedliwość musi być!

Jak prezydent Rzeszowa przysyła do Sokołowa notę obciążeniową za dzieci sokołowskie, które uczą się w rzeszowskich szkołach, to burmistrz Ożóg płaci bez szemrania. I bez żadnego porozumienia. Bo po co włóczyć się po sądach, jak Rzeszów ma rację. I tego samego oczekuje od Rakszawy.

Trzeba było Rakszawą potrząsnąć, stąd w radzie miasta Sokołów pojawił się burmistrzowski projekt uchwały o reorganizacji szkoły. Poskutkowało, bo radni Rakszawy podjęli uchwałę o woli współpracy w rozwiązaniu problemu.

Tylko w tej uchwale ani słowa o współfinansowaniu, więc burmistrz Ożóg nie potraktował jej jako twarde zobowiązanie. Ale coś tam u sąsiada w tej kwestii drgnęło, więc swój projekt uchwały wycofał. Z nadzieją na dobrą wolę sąsiada.

- Pani wójt na rękę jest eskalowanie tej sytuacji, bo zależy jej na tym, żeby dzieci z tej szkoły trafiły do szkół rakszawskich - przypuszcza burmistrz Ożóg. - Tylko chce doprowadzić do tego, żeby odpowiedzialnością za likwidację szkoły obarczono mnie. Do końca roku daję szansę na rozmowy, a potem... Podobno pani wójt ma się spotkać ze swoim racą prawnym.

Płacić tylko za swoje

O dziwo w tej kwestii oboje są zgodni.

- A mnie to w ogóle nie powinno interesować z racji interesów gminy Rakszawa. Jak Sokołów zlikwiduje szkołę, to biorę "swoje" dzieci do rakszawskich szkół - zapowiada pani wójt. - Ja bym była szczęśliwa, gdyby mi Sokołów dodał dzieci do moich szkół, bo dostanę na nie ministerialną subwencję. Tylko dla nich i ich rodziców to będzie ból. Przecież szkoła w takiej miejscowości to coś więcej niż tylko szkoła. Ale jeśli powodem likwidacji szkoły miałoby być to, że my nie opłacamy naszych przedszkolaków, to ja mogę za nie płacić - obiecuje. - Tylko muszę mieć pewność, że szkoła pozostanie sześcioklasowa.

I płacić skłonna jest tylko za kilkoro rakszawskich dzieciaków z klasy zerowej, bo te nie mają subwencji ministerialnej. Za resztę "jej dzieci" w szkole Sokołów dostaje subwencję.

Włodarzom Sokołowa to z kolei nie w smak, bo do św. Stanisława Kostki z roku na rok uczęszcza coraz mniej dzieci sokołowskich, a coraz więcej rakszawskich. Budynek trzeba utrzymać, nauczycielom płacić, z tych groszy za paru rakszawskich zerówkowiczów interesu utrzymać się nie da.

Sporem zaniepokojeni są przede wszystkim rodzice dzieciaków.

- Sami budowaliśmy tę szkołę, a teraz mają ją zlikwidować? - irytuje się jeden z nich. - I co, mam swojego malucha targać codziennie parę kilometrów do innej szkoły, choć nasza jest o krok? O pieniądzach tylko tam myślą, nie o dzieciach.

Jeszcze większy jest niepokój wśród nauczycieli, pracowników administracji i obsługi technicznej.

- Na razie się uspokoiło, nie chcę do tego wracać, bo dla nas wszystkich tu stres był ogromny - przyznaje Anna Ożóg, dyrektor szkoły. - I dla nauczycieli, i dla dzieci i dla rodziców.

A jak się samorządy nie dogadają, to stres sam wróci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24