Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarodziej Raul

Walenty Gabryjelski
Patrzą na niego z góry, bo są wyżsi o blisko pół metra. Ale to on jest szefem. To on zaczarował ich charyzmą i dał nowe możliwości. Zaufali mu, uwierzyli w siebie. Opłaciło się, jak mało co!

- Nie mogłem obiecać konkretnego wyniku na mistrzostwach świata, bo oszukiwałbym zawodników i kibiców - zwierza się Nowinom Raul Lozano. - Mówiłem tylko, że będziemy ciężko pracować. Teraz mogę stwierdzić, że to najlepsza drużyna ze wszystkich, jakie dotychczas prowadziłem.

Był styczeń 2005 roku. Niski, niepozorny brunet z Argentyny został trenerem siatkarskiej reprezentacji Polski. Wygrał konkurs, bo w opinii siatkarskich działaczy przedstawił bardzo ciekawą wizję pracy.

- To chyba trochę dziwne uczucie, gdy facet z innego kraju prowadzi drużynę narodową. Ale liczę, że będziecie mnie wspierać - mówił wtedy.

Sukces po 20 miesiącach

Pierwszy w historii polskiej siatkówki szkoleniowiec zza granicy miał poprowadzić Polaków do medalu na wielkiej imprezie. I wystarczyło mu na to niespełna dwa lata pracy.

- Zostaliśmy wicemistrzami świata dzięki ogromnemu wysiłkowi. To wielkie szczęście, które przynosi spokój. Bo włożyliśmy pracę i mamy wielkie osiągnięcie - cieszy się 50-letni szkoleniowiec.

Ponad 20-miesięczny pobyt w Polsce to dla Argentyńczyka niełatwa sprawa.

- Brakuje mi rodziny (żony i syna - przyp. red). Spędzam z nimi niewiele dni w roku. Ale w Polsce czuję się dobrze. Mimo, że nie znam języka - uśmiecha się Lozano.

Czego nauczyli go siatkarze

Rau Lozano urodził się 3 września 1956 roku w La Plata. Ukończył studia inżynierskie oraz Szkołę Menadżerów w Argentynie. Karierę trenerską rozpoczął od prowadzenia drużyn młodzieżowych w swoim kraju. Trenerem seniorów jest od 1981 roku. Zdobył mistrzostwo Argentyny i Puchar Ameryki Południowej. Pracę w lidze włoskiej zaczął w 1987 roku. Z włoskimi zespołami sięgał kilkakrotnie po mistrzostwo kraju. Z Misura Milan Volley wywalczył klubowe mistrzostwo świata i Puchar Zdobywców Pucharów. Z Silsey Treviso awansował do finału pucharu Włoch i Ligi Mistrzów. Był trenerem reprezentacji Hiszpanii (srebro na uniwersjadzie, 5. miejsce w Lidze Światowej i Pucharze Świata). Z Iraklisem Saloniki zdobył wicemistrzostwo Grecji. Reprezentację Polski prowadził dotychczas w 62 meczach. Wygrał z nią 48. razy, a przegrał 14. Obok wicemistrzostwa świata w Japonii zdobył 5. miejsce w mistrzostwach Europy (2005) i 4. w Lidze Światowej (2005).

Mówi po włosku i - co oczywiste - po hiszpańsku. Zna też pojedyncze słowa po polsku.

- W jaki sposób porozumiewa się pan z zawodnikami? - pytał premier Jarosław Kaczyński podczas uroczystego śniadania ze srebrną drużyną.

- Głównie po włosku, bo kilku zawodników zna ten język. Ale w kryzysowych momentach używam polskich słów, których nauczyli mnie siatkarze. Język dyplomacji nie pozwala ich jednak przytoczyć - odpowiadał szczerze Lozano.

Próbkę swoich językowych umiejętności Lozano dał na mistrzostwach w Japonii.

- Raul właściwie nie zna angielskiego, ale jakoś dogadywał się z japońskimi organizatorami - opowiada Nowinom Witold Roman, menedżer reprezentacji. - Z kolei moja dobra znajomość języka na nic się zdawała. Ale Raul szybko mi to wytłumaczył: Mówisz do nich za dużo i szybko!

Stworzył grupę i zrobił atmosferę

Dla zawodników Argentyńczyk jest prawdziwym autorytetem.

- Stworzył grupę ludzi, którzy świetnie się dogadują - przyznaje Piotr Gacek, libero naszej kadry. - Jesteśmy dobrani jak w jednej wielkiej rodzinie. Tu nie ma miejsca na kłótnie czy złośliwości. Świetna atmosfera to nasz wielki atut.

- Jakieś ciekawe momenty? Pobyt w Japonii był dość monotonny - zdradza atakujący Grzegorz Szymański. - Śniadania, treningi, obiady, mecze i kolacje. Nawet jak mieliśmy wolne dni, Raul wyszukiwał jakąś salę i kazał trenować.

Właśnie to, że udało się namówić zawodników do ciężkiej, katorżniczej wręcz pracy (kilkutygodniowe przygotowania przed MŚ) jest niepodważalną zasługą Argentyńczyka. Na jego wniosek przełożono nawet start siatkarskiej ekstraklasy.

- Zaufaliśmy mu - mówią o swoim trenerze siatkarze. - Powiedział, co mamy robić i to wykonywaliśmy. To fachowiec wielkiej klasy. Wychwyci każdy błąd i stara się go poprawić.

- Był czas pracy, a teraz jest czas na świętowanie. Nikogo już nie będę pilnował - śmieje się Argentyńczyk.

Przy każdej okazji Lozano podkreśla, jak ważnym człowiekiem dla jego ekipy był Arkadiusz Gołaś. To jemu wszyscy zadedykowali srebrny medal i po finale założyli koszulki z numerem 16.

Podobny do Wagnera

Czy Argentyńczyka można porównać z samym Hubertem Wagnerem? Najwybitniejszy trener polskiej siatkówki doprowadził naszą reprezentację do mistrzostwa olimpijskiego (1976 r.) i mistrzostwa świata (1974). Lozano stawiał wtedy dopiero pierwsze kroki w trenerskim światku. Zaczynał trenować drużynę kobiet, a sukcesy ekipy Wagnera oglądał na taśmach.

- U mojego ojca i Lozano doszukuje się co najmniej jednej wspólnej cechy - mówi Grzegorz Wagner, syn legendarnego trenera. - Dyscyplina i konsekwencja w prowadzeniu drużyny. Te rzeczy przyniosły sukces zespołowi ojca i teraz ekipie Argentyńczyka. Lozano pięknie poukładał pojedyncze puzzle.

Zwykły, sympatyczny człowiek

Argentyńczyk jest właścicielem dwóch labradorów, lubi słuchać muzyki, a Diego Maradonę uważa za najlepszego piłkarza w historii futbolu. Jednak jego pierwszą sportową miłością jest siatkówka. Do tego stopnia, że najlepiej odpoczywa oglądając mecze siatkarskie. Zainteresowanie tym sportem w Polsce trochę go zaskakuje.

- Dopiero po przylocie z Japonii przekonaliśmy się, co tu się musiało dziać podczas mistrzostw - przyznaje. - Doświadczyliśmy ogromnego uczucia od Polaków. Chcemy dać wam jeszcze więcej. Dlatego ciągle musimy pracować.

Sukces w Japonii to dla Lozano również sukces finansowy. Za złoto miał dostać 200 tysięcy złotych, więc srebrno wyceniono zapewne na niewiele mniej.

Prywatnie Argentyńczyk to sympatyczny, otwarty człowiek. Po oficjalnym spotkaniu z dziennikarzami i kilkudziesięciu wywiadach w hotelu Sobieski, wziął głęboki oddech. Wreszcie mógł coś przekąsić i luźno porozmawiać ze swoimi współpracownikami. Na gratulacje i podziękowania za wicemistrzostwo świata dziękował po angielsku, a kolejne słowa wypowiadał już po włosku.

- Zrobiliśmy dużą rzecz, ale praca jeszcze przed nami - mówił prosząc kelnera o szklankę wody. - Żeby była jasność: chcę odnosić z tą drużyną kolejne sukcesy. Przed nami jeszcze więcej pracy. Bo przecież na igrzyskach w Pekinie musimy w końcu pokonać tych Brazylijczyków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24