Czerwona Ruta to taki ludowy hymn Ukrainy. Teatr znów wyjdzie na Rynek

- W piątek, 13 sierpnia, przy studni na rzeszowskim Rynku zobaczymy spektakl "Czerwona Ruta". Jest pan autorem scenariusza do tego spektaklu. Co pana zainspirowało do napisania tego scenariusza?

- Sztuka ludowa Ukrainy, a właściwie piosenki ukraińskie. Czerwona Ruta to taki drugi ukraiński hymn. Ludowy hymn. Skomponował go 40 lat temu Wołodymyr Iwasiuk. To bardzo ważna postać na Ukrainie. Kompozytor, twórca wielu znanych utworów. Postać tragiczna, zginął w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach. Oficjalna wersja mówi, że popełnił samobójstwo. Był wtedy u szczytu sławy. Na Ukrainie stał się symbolem odrębności duchowej i niezależności Ukraińców.

- O czym opowiada ten spektakl?

- Mówiąc pół żartem, pół serio to o miłości. O trudnej miłości miedzy ludźmi, między narodami.

- Spektakl ma być grany także na Ukrainie. Dla kogo?

- Myślę, że nie tylko dla Polaków na Ukrainie, ale także dla Ukraińców. Oni znają twórczość zarówno Iwasiuka, jak i ludową. Nie powinno być problemu z odbiorem

- Dlaczego zainteresował się pan sztuką Ukrainy i Ukrainą?

- Trochę dlatego, że podróżowałem po tamtych terenach, trochę po to, żeby przełamać stereotypy myślenia o tym kraju, a po części z powodów rodzinnych. Moja rodzina wywodzi się ze wschodu. Po wojnie osiedliśmy na zachodzie Polski, ale przychodzi taki moment w życiu człowieka, że chce poznać swoje korzenie, chce się z przeszłością zmierzyć.