Haarmann popełniał czyny, które należą do najbardziej zdumiewających przestępstw naszych czasów. Chociaż I wojna światowa znieczuliła ludzi na zbrodnie, ten seryjny zabójca wstrząsnął Europą. Pisały o nim wszystkie gazety. Wsród jego ofiar mogli być także młodzi Ślązacy, którzy szukali w głębi Niemiec chleba. Haarmann właśnie na takich przybyszy polował.
HISTORIA ŚLĄSKA I REGIONU W DZIENNIKU ZACHODNIM [SENSACYJNE FAKTY, NIEZWYKŁE ZDJĘCIA]
Ten dziarski czterdziestolatek z wąsikiem robił dobre wrażenie; nawet sędzia, który skazał go na ścięcie toporem, przyjaźnie z nim gawędził. Wygląd i maniery Haarmanna pomagały mu w łowach. Czatował na dworcu i wypatrywał zagubionych chłopaków, których bieda zagnała do przemysłowego Hanoweru. Obiecywał im kwaterę i pracę. "Wiłkołak", jak nazywali go dziennikarze, przerabiał ich potem na kotlety.
- Ale tylko tych ładnych i zdrowych - zeznawał na sali sądowej.
W Hanowerze niby jest detektywem i ma własną agencję, ale często widuje się go na targu, jak sprzedaje mięso z przemytu. To akurat nie dziwi, bo wtedy handlują wszyscy. Wciąż panuje powojenny głód, brakuje nawet chleba, jada się powszechnie "ersatze". Chodzą straszne plotki, że niektórzy rzeźnicy mordują ludzi i sprzedają ich mięso. Ale w przypadku Haarmanna to jest prawda.
Urodził się w 1879 roku w rodzinie palacza lokomotywy, zwanego "posępny Ollo". Może dlatego, że nie brakuje mu zmartwień z szóstym dzieckiem, synem Fritzem. Nie chce się uczyć. Sąsiedzi donoszą, że brzydko zachowuje się wobec dzieci. Ojciec wysyła wtedy synalka do szkoły wojskowej w Neu Breisach, ale szybko go stamtąd wyrzucają. Podobnie z fabryki cygar. Co z nim robić?
Fritz nadal napastuje dzieci, ojciec umieszcza go w końcu w szpitalu psychiatrycznym. Ale Fritz ucieka stamtąd i próbuje żyć na własny rachunek, to znaczy kraść. Ojciec stale depta mu po piętach.
Czy przeczuwa, że syn jest potworem? Być może, bo składa do sądu wnioski o jego ubezwłasnowolnienie. Sąd jednak odrzuca te prośby, uważa Fritza Haarmanna po prostu za złodziejaszka i dewianta, jakich wiele. Ojciec próbuje inaczej. Funduje mu małą smażalnię ryb, ale Fritz kradnie nadal. W 1914 roku trafia do więzienia na pięć lat. Przesiedzi całą wojnę.
Gdy wychodzi, ojciec już nie żyje i Fritza nikt już nie kontroluje. Zostaje konfidentem policji. To się bardzo opłaca, bo otrzymuje legitymację "detektywa" , co pozwala mu bez biletu krążyć po peronach dworca kolejowego. Może też nielegalnie handlować mięsem z przemytu, policja przymyka na to oko. Mówi się, że u Fritza towar zawsze jest świeży. Z czasem jednak klienci skarżą się, że mięso ma jakiś dziwny, wodnisty smak. Jeden z nabywców przynosi nawet porcję mięsa od Fritza na policję i zgłasza, że to chyba mięso ludzkie. Ale specjalista je bada i twierdzi, że to wieprzowina. Haarmann może zabijać dalej.
Ofiar mu nie brakuje. Do Hanoweru przybywają masy bardzo młodych mężczyzn z prowincji, którzy mają nadzieję na szczęście w tym przemysłowym mieście. Już na peronie wyławia ich sympatyczny detektyw. Obiecuje mieszkanie, pracę i prawną opiekę. Wielu daje się nabrać na legitymację i w Haarmannie widzi anioła.
Co dzieje się w mieszkaniu mordercy? Czeka tam już jego wspólnik, niejaki Hans Grans. Wspólnie zabijają chłopaka. Nie wiadomo dokładnie jak; Haarmann mówi w sądzie, że to on przegryzał gardło. Śledczy uważają, że ofiarę dusił. Potem dokładnie kroili ciało na kawałki, skrobali kości. Wiadomo, że resztki w worku zakopywali nad rzeką Leine. A popakowane mięso trafiało na targ.
Na policję zaczęto masowo zgłaszać, że zaginął chłopak, który niedawno pociągiem przybył do miasta. Rodziny nachodzą komisariaty. A nad rzeką odkopano właśnie worek ze szczątkami 27 młodych mężczyzn. Policja w Hanowerze nie radzi sobie ze sprawą, więc z Berlina przyjeżdża dwóch śledczych. Bez trudu namierzają na dworcu "detektywa", który zaczepia co młodszych przyjezdnych. Rewizja w jego mieszkaniu ujawnia stosy ubrań zaginionych chłopców, starannie posortowane. Haarmann niczego nie chciał zmarnować.
Przyznaje się do zabicia 40 ofiar. Na sali sądowej denerwują go płaczące matki. - Proszę te panie usunąć - powiedział w ostatnim słowie.
***
W Niemczech długo panowała powojenna bieda. Chleba zaczęło brakować już wkrótce po wybuchu I wojny światowej, w listopadzie 1914 roku. W 1915 roku wprowadzono reglamentację pieczywa. Przed I wojną światową Niemcy importowały sporo, bo 20 proc. żywności, w tym zboże. Ale podczas wojny brytyjska flota odcięła je od dostaw zza oceanu, zmusiła też inne kraje, żeby przestały handlować z Niemcami. Z niedożywieniem w niemieckim państwie walczyło aż 125 instytucji, ale bez skutku. W 1916 roku nastąpił już prawdziwy głód, dochodziło do aktów desperacji. Przeciętny Niemiec spożywał wtedy trzy razy mniej kalorii niż wynosi norma. W kolejnych latach jedzenia było jeszcze mniej. Przegrane Niemcy nie radziły sobie z tym problemem.
To w tym czasie popularna stała się margaryna (zamiast masła) czy sacharyna (zamiast cukru) oraz brukiew, nazywana ananasem z Meklemburgii.
*Najlepsze baseny, aquaparki i kąpieliska w woj. śląskim [GŁOSUJ W PLEBISCYCIE]
*Tajemnica śmierci 21-latka w Zawierciu. Jego koledzy oskarżają policję
*Energylandia w Zatorze, atrakcje, ceny, mapa oraz film z kamery Go Pro [WIDEO GO PRO]
*Gdzie na basen? Zobacz kryte baseny w woj. śląskim [LISTA BASENÓW]
*Prognoza pogody na sierpień 2014 [POGODA W SIERPNIU]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?