Lucyna Baran wraz z mężem wychowują 6-letniego Kamilka, 4-letniego Dawidka, 3-letnią Karolinkę i 1,5-rocznego Dominika. O ile z najmłodszą dwójką nie mają problemów, to ze starszymi synami niestety już tak. To dzieci autystyczne.
Historia pojawienia się choroby zarówno u Kamilka, jak i u Dawidka jest taka sama. Ciąża przebiegała prawidłowo. Urodzili się w wyznaczonym terminie i zupełnie zdrowi. Przez pierwsze miesiące rozwijali się wręcz książkowo. I nagle z dnia na dzień zatrzymali się w rozwoju.
- Bardzo trudno było się z nimi porozumieć. Ich mowa jakby zaginęła. I tak jest do dziś. Krzyczą, machają rączkami, a ja nie wiem, o co im chodzi. Najgorzej jest, kiedy zachorują. Jestem wtedy zupełnie bezradna - przyznaje pani Lucyna.
Choroba przyszła nagle
I tak jest już zawsze od kiedy skończyli roczek. - Nie wiem, skąd się wziął u nich autyzm. Dwójka młodszych dzieci jest zdrowa. Być może, dlatego, że przestałam ich szczepić. Kamilek i Dawidek zachorowali w tym samym wieku. Tuż po tym samym szczepieniu. Dlatego, gdy pozostała dwójka kończyła roczek i zbliżał się termin kolejnych obowiązkowych szczepień, pisemnie oświadczyłem, że nie wyrażam na nie zgody - mówi mama chorych chłopców.
Wychowywanie dzieci nie przychodzi jej łatwo.
- Nasze zdrowe dzieci wolą bawić się ze sobą. Na Kamilka i Dawidka trzeba bardzo uważać, bo w każdej chwili mogą się zezłościć i uderzyć młodsze rodzeństwo. Trzeba cały czas mieć na nich oko. Poza tym nie są samodzielni. We wszystkim trzeba im pomagać - podkreślają rodzice.
Jakby tego było mało, ich sytuacja finansowa wymknęła się im spod kontroli. Pan Łukasz pracuje dorywczo, układa płytki, maluje. Pani Lucyna o szukaniu pracy nawet nie myśli. Musi całkowicie poświęcić się wychowywaniu dzieci. Żyją więc z zasiłków. Miesięcznie to 1420 zł. Połowa niestety trafia na spłacanie kredytów. Jeden na samochód, bez którego trudno byłoby im funkcjonować. Najstarszego syna wożą codziennie do specjalnej szkoły w Rzeszowie. Drugi - na bieżące wydatki.
Wstydzili się prosić o pomoc
- Ponad rok temu przeczytałam, że Nowiny pomagają chorym braciom z Borówek. Czytelnicy wciąż niosą im pomoc. Chociaż byliśmy w podobnej sytuacji, wstydziłam się mówić o naszych problemach i prosić o pomoc. Doszliśmy jednak do takiej sytuacji, że przestaliśmy sobie radzić. W sklepie robimy zakupy na zeszyt, mamy zaległości w płaceniu na KRUS, jemy byle co, ale nie oszczędzamy na dzieciach. W miarę możliwości kupujemy im mięso, warzywa, banany, za którymi bardzo przepadają - mówi pani Lucyna.
I chociaż brakuje im pieniędzy, to zależy im jedynie na pomocy rzeczowej.
- Najwięcej idzie nam pampersów, bo aż 10 paczek miesięcznie, i proszku do prania, bo dzieci bardzo się brudzą. Bylibyśmy wdzięczni także za używaną ciepłą odzież. A może ktoś miałby też nadające się do jazdy opony zimowe, rozmiar trzynaście? Najbardziej jednak zależy nam na utwardzeniu jeszcze przed zimą ponad półkilometrowego dojazdu do domu. Generalnie jesteśmy w takiej sytuacji, że przyjmiemy wszystko, co dobrzy ludzie zechcą nam ofiarować - przekonuje rodzina Baranów.
Wszystkie osoby, które chcą pomóc, mogą się kontaktować z autorką artykułu, tel. 691 453 910, 17 867-22-24, [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?