Czy posłowie zamkną wreszcie Sejm dla przestępców

Wydawałoby się, że nie ma bardziej słusznego pomysłu, jak uniemożliwienie osobom skazanym prawomocnymi wyrokami ubiegania się o sejmowy mandat. Lata lecą, a nienowy przecież postulat - mimo kilku prób - nie doczekał się realizacji. Na dodatek szykuje się kolejna "powtórka z rozrywki".

PiS chce jeszcze przed wyborami tak zmienić konstytucję, by uniemożliwić kandydowanie do Sejmu osób skazanych. Liczy tu przede wszystkim na poparcie PO. Wiadomo też, że nowe rozwiązania prawne - gdyby weszły w życie - uderzyłyby przede wszystkim w posłów Samoobrony, w której szeregach jest więcej niż w innych partiach osób z wyrokami.

Zbyrowska: spokojnie ze zmianami

Poseł Mieczysław Kasprzak (PSL) jest przekonany, że skazani nie powinni zasiadać w Sejmie.

- Jeżeli takie osoby nie mogą być sołtysami, wójtami czy radnymi, to tym bardziej nie powinny być posłami - uważa Kasprzak.

Wtóruje mu dr Tadeusz Gardziel, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego: - Wystarczyłaby odrobina dobrej woli, by przepisy obowiązujące w samorządach przenieść na parlament.

Gdyby uchwalono te przepisy, to w Sejmie nie mogliby już zasiadać m.in.: Andrzej Lepper, Renata Beger, Danuta Hojarska, Janusz Maksymiuk, Stanisław Łyżwiński (wszyscy Samoobrona), Jan Bestry (Koło Posłów Bezpartyjnych, d. Samoobrona) czy Ryszard Kaczyński (niezrzeszony, d. PiS)

Posłanka Maria Zbyrowska (Samoobrona) uważa, że do sprawy należy podejść ostrożnie, bo w Polsce nie wszyscy są - jej zdaniem - równi wobec prawa. Należałoby - twierdzi Zbyrowska - sprecyzować, jakie przestępstwa zagradzają drogę do Sejmu.

- Można być skazanym za błahą rzecz, a nie ponieść żadnej kary za poważne przewinienia - uważa posłanka.

Zbyrowska przypomina sprawę wysypywania zboża, w której na ławie oskarżonych zasiadają liderzy Samoobrony.

- Nie zostali oskarżeni ci, którzy popełnili przestępstwo, czyli sprowadzili zboże o tak marnej jakości, lecz ci, którzy to pokazali - przekonuje Zbyrowska.

Kasprzak: to populizm PiS

Słuszność postulatu to jedno, a moment i okoliczności jego wprowadzenia - drugie. Poseł Kasprzak uważa, że PiS przez dwa lata nie ruszał tego tematu ze względu na to, że musiał dbać o reputację zwłaszcza jednego z koalicjantów - Samoobrony.

Poseł Stanisław Ożóg (PiS) ripostuje, że do wprowadzenia takich zmian w konstytucji nie doszło dlatego, iż potrzeba było nie zwykłej, lecz kwalifikowanej większości głosów, a PiS nie miał pewności, czy PO poprze te zmiany. A bez wsparcia PO szkoda było się za to zabierać. To mówiła sejmowa matematyka.
Poseł Kasprzak oraz dr Gardziel nie dają wiary tym wyjaśnieniom. Uważają, że próba załatwiania tak ważnego problemu tak szybko i - wszystko na to wskazuje - na finiszu tej kadencji, to wyraz populizmu promotorów tych zmian.

- W ślad za konstytucją trzeba będzie zmienić ordynację wyborczą. Zabraknie na to czasu - uważa Kasprzak. Poseł Ożóg ripostuje, że jeżeli będzie wystarczająca determinacja posłów PiS i PO, to czasu wystarczy.

Gardziel: zmian nie będzie

Dr Gardziel nie wierzy, że do uchwalenia tych zmian w ogóle dojdzie.

- Przed wyborami partie opowiadają o "wzmożeniu moralnym", odpartyjnieniu państwa, o niedopuszczeniu skazanych do Sejmu itd. A po wyborach robi się z przestępcy wicemarszałka lub wicepremiera - przypomina Gardziel.

- Majstrowanie przy konstytucji może przynieść więcej szkody niż pożytku - uważa posłanka Zbyrowska.

I nawet jeżeli przemawia przez nią chęć obrony partyjnych kolegów mających kłopoty z prawem, to trudno się oprzeć wrażeniu, że zmienianie konstytucji w iście ekspresowym tempie, "na kolanie", jest trochę… niepoważne.