Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

DEBATA: Co dalej z pomnikiem Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie?

RED

Protestuję przeciw niszczeniu pomnika

Ks. dr Paweł Batory, diecezjalny konserwator zabytków, w liście do o. Teofila Czarniaka OFM, Ministra Prowincjalnego Prowincji Niepokalanego Poczęcia NMP Zakonu Braci Mniejszych w Krakowie:
Ośmielam się pisać do Ojca Prowincjała w sprawie, która od kilku lat mocno angażuje i bulwersuje mieszkańców Rzeszowa, czyli chęci wyburzenia lub naruszenia słynnego Pomnika Czynu Rewolucyjnego, który od 2006 roku jest własnością zakonu Ojców Bernardynów.

Podobno kilka dni temu, 24 marca 2023, odbyło się zebranie specjalnie powołanej komisji obradującej w sprawie losów pomnika. Jako że niestety nie zostałem zaproszony do udziału w obradach, chciałbym tym listem wyrazić swoje zdanie. Jest to moja osobista fachowa opinia jako doktora historii sztuki, księdza diecezji rzeszowskiej, Diecezjalnego Konserwatora Zabytków i dyrektora Muzeum Diecezjalnego w Rzeszowie. Podkreślam jednak, że nie jest to oficjalne stanowisko Biskupa Rzeszowskiego czy Diecezji Rzeszowskiej, którzy jak dotąd nie zabierali publicznie głosu na ten temat.

Nic nie wiedziałem o obradach komisji i wiem o nich tylko z doniesień medialnych. Bardzo zaniepokoił mnie skład grona zebranych. Z tego co mi wiadomo obecni byli głównie przeciwnicy pozostawienia pomnika (co podkreślał wyraźnie w mediach społecznościowych jeden z obecnych, pan Marcin Maruszak). Nawet pan Stanisław Alot, który miał czuwać nad przebiegiem rozpraw, nie jest osobą neutralną, ale obok wspomnianego już pana Maruszaka, znanym przeciwnikiem pomnika. Niepokoi to, że poza panem prezydentem Konradem Fijołkiem i jego zastępczynią, na zebraniu nie było przedstawicieli środowisk broniących pomnika, czyli fundacji, stowarzyszeń oraz organizacji pozarządowych, a także przedstawicieli służb zajmujących się ochroną zabytków oraz fachowców ze Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Narodowego Instytutu Dziedzictwa i Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nie wiem, jaki był powód ich nieobecności, podejrzewam, że tak jak ja, Diecezjalny Konserwator Zabytków, nie otrzymali zaproszenia lub nawet informacji o spotkaniu.

Jedynym historykiem sztuki, który wypowiedział się podczas obrad był przedstawiciel Waszego zakonu, o. dr Cyprian Moryc, który mówił m.in. o tym, że pomnik zasłania kościół Bernardynów oraz panoramę miasta. Odniósł się również do autora pomnika, prof. Mariana Koniecznego, cytując prof. Lechosława Lameńskiego z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który nazwał go „aparatczykiem”, „nadwornym rzeźbiarzem i artystą sekretarzy PZPR” etc. Nie wiem kiedy i w jakim kontekście padły te słowa, ale nie sądzę, by dotyczyły one sytuacji z Rzeszowa. Tak się składa, że znam prof. Lameńskiego i jego poglądy na wiele spraw, w tym jego antykomunizm, i wiem, że potrafił on zawsze docenić artystyczne walory dobrej sztuki, również dzieł prof. Koniecznego. Rzeczywiście artysta ten ma na swoim koncie realizacje takie, jak pomnik Lenina w Nowej Hucie czy Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej w Częstochowie, ale mało który rzeźbiarz był w stanie uniknąć tego typu zamówień w czasie PRL-u. Osoba autora i jego uwikłanie w politykę oraz skomplikowana biografia nigdy nie są powodem do barbarzyńskiego niszczenia dzieł sztuki. Gdyby było inaczej, prawie nic by się nie ostało — włącznie z Kaplicą Sykstyńską i Bazyliką św. Piotra na Watykanie. Sztuka broni się swoimi wartościami artystycznymi, a jeśli jest niszczona to głównie za sprawą oczywistej treści i wymowy albo fanatyzmu sprawców- Jak już wiele razy zaznaczano, pomnik rzeszowski nie zawiera żadnych ewidentnych symboli komunistycznych. Bogini zwycięstwa Nike jest antycznym symbolem o uniwersalnym znaczeniu - dlatego nikt nie chce przecież niszczyć Pomnika Bohaterów Warszawy (tzw. „Warszawskiej Nike”), będącego zresztą najbardziej znaną i najwybitniejszą realizacją autorstwa tego samego rzeźbiarza, prof. Koniecznego, Wizerunki chłopa, robotnika i żołnierza, choć często wykorzystywane w sztuce socrealistycznej, też mają bardziej uniwersalną wymowę i są przedstawicielami grup społecznych, których obecna władza darzy nie mniejszą miłością i respektem niż ta słusznie miniona.

Większą część dorobku „nadwornego rzeźbiarza PZPR" stanowią pomniki upamiętniające wielkie postaci z historii Polski, w tym Marię Curie-Skłodowską, Tadeusza Kościuszkę, Stanisława Wyspiańskiego, Wincentego Witosa, Fryderyka Chopina, Jana Zamoyskiego i Jana Matejkę. Zrealizował również pomniki św. Jana Pawła II, co ciekawe jeden dla ojców Bernardynów (w Leżajsku). Ciekawe czy kontrowersyjna osoba autora sprawi, że i on zostanie usunięty?

Chciałbym się odnieść również do argumentu o. dr Moryca o rzekomym zasłanianiu panoramy miasta. Tak się składa, że charakterystyczna sylwetka pomnika wpisała się w panoramę Rzeszowa jak żaden inny element, stając się wręcz ikoną oraz symbolem miasta. Nie jest też prawdą, że „pomnik znalazł się w tym miejscu z pogwałceniem zasad sztuki ochrony zabytków i planowania architektonicznego", jak miał twierdzić o. Moryc podczas zebrania. Zgodnie z tym, co zaznaczył Zarząd Główny Stowarzyszenia Historyków Sztuki w liście protestacyjnym skierowanym w 2018 roku do Pani Ewy Leniart, Wojewody Podkarpackiego, „pomnik został bardzo starannie wkomponowany w strukturę przestrzenną tej części miasta, z gmachem Urzędu Wojewódzkiego i zabudowaniami klasztoru oo. Bernardynów. Pracami kierował rzeszowski architekt i urbanista inż. Władysław Hennig”. Rzeczywiście każdy kto tamtędy przechodzi lub przejeżdża, widzi wyraźnie, że bryła w żaden sposób nie zasłania Sanktuarium. Zresztą architektura kościoła nigdy nie będzie dominowała w krajobrazie, bo zgodnie z założeniami i charyzmatem zakonu jest i ma być skromna. Faktem jest, że panorama Rzeszowa jest już zrujnowana w wielu miejscach, co jest jednak efektem działań w ostatnich dziesięcioleciach. Wyraźnie brakowało w tym czasie planowania urbanistycznego, czego jednym z przykładów są wieżowce wznoszone w bliskości Zamku. Pomnik stanowi oczywiście dominantę w tej części miasta, ale i to zostało w dużej mierze zniwelowane przez inwestycję ojców Bernardynów w tym miejscu. Wybudowanie parkingu podziemnego i wyraźne podniesienie terenu oraz rozplanowanie ogrodów, które ewidentnie ignorują pomnik i „odwracają się” od niego sprawiły, że jego rola została umniejszona.

Głównym argumentem przeciwników pomnika jest jego historia (traktowana tendencyjnie i wybiórczo), w tym słowa, jakie padały podczas jego odsłonięcia, Gdybyśmy konsekwentnie brali pod uwagę co było mówione podczas tego typu uroczystości, musielibyśmy wyburzyć w zasadzie wszystko, co powstało w tamtym czasie, w tym gmach sąsiedniego Urzędu Wojewódzkiego. Mówiąc o historii wymowie pomnika jego przeciwnicy pomijają zwykle niewygodne fakty, o których przypominali m.in. Stowarzyszenie Historyków Sztuki i Stowarzyszenie Architektów Polskich (uchwała z 2017), że pomnik był oddolną inicjatywą, przypominającą o strajkach chłopskich z 1937 r.

Zebranie komisji podobno doprowadziło do wniosku, że pomnik będzie zawsze dzielił mieszkańców. Akurat przez lata w zasadzie nikomu nie przeszkadzał i wciąż zdecydowana większość populacji Rzeszowa jest za jego pozostawieniem (co potwierdzają różnorakie sondaże oraz socjologiczne badania naukowców z Uniwersytetu Rzeszowskiego). Dawno już stracił wymowę, którą próbowały mu nadać władze PRL. Paradoksalnie została ona wskrzeszona dopiero w ostatnich latach przez garstkę przeciwników i odżywa regularnie w kolejnych latach wyborczych, stając się narzędziem politycznym wykorzystywanym w wojence polsko-polskiej. To nie sam pomnik dzieli, ale ci, którzy pragną jego usunięcia lub zniekształcenia. Nie dajmy się zwariować i wykorzystywać w politycznych wojnach.

Niniejszym pragnę gorąco zaprotestować przeciw niszczeniu rzeszowskiego pomnika i zaapelować do władz zakonnych o zwróceniu go miastu, co pozwoli ojcom Bernardynom uwolnić się od problematycznego daru i kosztownego obowiązku dbania o niego. Myślę, że jeśli obiekt zostanie usunięty lub zniekształcony, straty wizerunkowe klasztoru i Kościoła w Rzeszowie będą katastrofalne. Nie stawajmy się barbarzyńcami, którzy niszczą udane realizacje artystyczne i symbole ważne dla lokalnych społeczności. W zagrożeniu niebezpieczeństwem zniszczenia ważnej realizacji urbanistyczno-artystycznej sumienie nie pozwala mi milczeć. Proszę o uwzględnienie mojej opinii w obradach na temat losów pomnika.

Rozbiórka pomnika jest moralną powinnością

O. dr Cyprian Moryc OFM, prowincjalny konserwator zabytków w Prowincji Niepokalanego Poczęcia NMP Zakonu Braci Mniejszych w Krakowie - ad vocem do pisma ks. dr. Pawła Batorego:

"Prawica artysty usycha, kiedy zapomina on o tym, że Bóg jest najważniejszy...." [Abraham Joszua Heschel]

Estyma wyrażona przez ks. Batorego dla „słynnego Pomnika Czynu Rewolucyjnego” budzi niemałe zakłopotanie. Przecież obiektowi tak ewidentnie gloryfikującemu koszmar bolszewickiej zbrodniczej rewolucji może towarzyszyć jedynie zła sława (istotnie wyraża ją w całym kraju niezwykle wulgarne przezwisko), a ludzie prawi wobec rzekomo „słynnego” artefaktu powinni zachować roztropny dystans, jeśli nie pogardę. Monument wzniesiony ku czci antyludzkiej i bezbożnej rewolucji nie może znajdować obrońców i piewców w szeregach katolickiego duchowieństwa, nie może też być gościnnie przygarnięty na terenie kościelnym, uświęconym kanonicznie uznanymi objawieniami maryjnymi, bo wtedy pełni absurdalną rolę sprzecznego komunikatu, wprowadza w błąd, sieje duchowy zamęt. W tym samym zdaniu ks. Batory posądza bernardynów o „chęci wyburzenia lub naruszenia” dzieła sztuki, co może być interpretowane jako deklaracja lekceważącego stosunku do państwowego porządku prawnego, a konkretnie ustawy o dekomunizacji z dnia 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego.

Ks. Batory jakby nie rozumiał, że usunięcie propagandowej rzeźby, wciąż okupującej dawny bernardyński ogród sakralny, nie jest zachcianką czy kaprysem zakonników, środowisk patriotycznych, ludzi represjonowanych i patriotów, ale jest wyrazem respektu dla porządku publicznego oraz aktem obywatelskiego posłuszeństwa prawu. Rozbiórka nakazana prawnie nie jest wbrew oskarżeniom ks. Batorego, barbarzyństwem i wandalizmem - a koniecznym aktem dziejowej sprawiedliwości, więcej - moralną i etyczną powinnością. O charakterze ekspiacyjnym i przebłagalnym.

Już w tych pierwszych zdaniach mało delikatnego listu ks. Batory zamyka perspektywy twórczej komunikacji. Następne stwierdzenia wywołują jeszcze większe zmieszanie. Autor listu przyznając, że kwestie, o których się upomina jako „fachowiec” zna „tylko z doniesień medialnych”, całkowicie pozbawia adresatów zaufania do deklarowanej fachowości, ta przecież zachowuje pewną porcję niepokoju o rzetelność dziennikarską i ma ambicje dotarcia do źródeł poznania naukowego, a nie popularnej publicystyki, Pomijając pobrzmiewającą w tle nutę rozżalenia „niestety nie zostałem zaproszony", wypada zauważyć, że już w próbie zdefiniowania krytykowanego wydarzenia jako obrady komisji, ujawnia się pomyłka, gdyż anonsowana w mediach komisja nie powstała.

Ks. Batory ma żal o stronniczość członków rzekomej „komisji”, jednocześnie sam nie tylko nie ukrywa własnego stronniczego stanowiska, ale nadto w każdym kolejnym zdaniu listu stosuje jaskrawy ton mentorski usiłując wymusić ex cathedra podziw dla rzeszowskiego monumentu, porzucenie barbarzyńskich zamiarów zburzenia socrealistycznego artefaktu i nawrócenie adresatów na wiarę w pozytywne walory socrealizmu.

Apologię sztuki realnego socjalizmu prawdopodobnie opiera autor na doniesieniach mediów lewicujących, a nie na dorobku naukowców, bo inaczej musiałby przecież przyznać, że ten dramatyczny okres w sztuce był co najmniej kontrowersyjny i dyskutowany, jeśli nie całkowicie mroczny i zły. To samo dotyczy redukcjonistycznej metodologii, w której ks. Batory ignoruje integralny ogląd dzieła sztuki obejmujący zarówno jego formę i treść, jak i walory estetyczne oraz moralno-etyczne. Nie należy dodawać, że tych ostatnich kapłanowi lekceważyć nie wypada i nie wolno.

Swym stanowiskiem ks. Batory wpisuje się w szeroką akcję relatywizowania, a nawet gloryfikowania sztuki socrealizmu - artystycznego implantu z ZSRR, narzuconego brutalnie naszym artystom, podczas gdy „pozostałe istniejące nurty w sztuce, przede wszystkim awangardowe i eksperymentalne, były zwalczane jako wynaturzenia. Jeśli jakiś artysta nie chciał podporządkować się kanonom socrealizmu narażony był na represje”. Katolicki ksiądz zapomniał, że kolebką socrealizmu był Związek Radziecki, gdzie doskonalono się w sztuce propagandy, Narzucono go podbitym krajom jako nurt podstawowy, jedyną metodę twórczości artystycznej, instrumentalnie wykorzystywanej jako propagandowe narzędzie partii komunistycznej, „W przypadku socrealizmu propaganda łączyła się ze zwróceniem się do ludzi prostych, z przypodobaniem się ludziom bez większego wykształcenia. Intencją przywódców było zniszczenie kultury wysokiej. Owi przywódcy sami mieli mocno podejrzany smak, byli bez większego wykształcenia i wyrobienia artystycznego i w ogóle reprezentowali sobą niewielką kulturę osobistą. Starali się skłonić artystów, żeby też zapomnieli o kulturze wysokiej" (krytyk sztuki, Monika Małkowska).

Dyrektywy partyjne nakazywały, by architektura, rzeźba i malarstwo nie wyrażała piękna czy elegancji, ale siłę i potęgę państwa, co osiągano poprzez przytłaczające proporcje i barbarzyńsko przeinterpretowane motywy architektury antycznej oraz pozowanie chłopów, robotników i żołnierzy na antycznych herosów. Dochodziło przy tym do dewastacji zabytkowych układów architektury miejskiej i efektów komicznych, takich jak rzeźby robotników na fasadzie Pałacu Kultury i Nauki, ubranych w togi senatorów rzymskich, a przy tym z młotami i kilofami (!). „Po latach socrealizm postrzegany jest powszechnie jako szczyt bezguścia i Jednak do dzisiaj na świecie istnieją kraje, w których tworzy się dzieła socrealistyczne, są to: Białoruś, Wietnam, Chiny, Korea Północna oraz Kuba” (prof. M. Hendrykowski pisze te słowa w pierwszej w literaturze przedmiotu panoramie polskiego socrealizmu).

Ciesząca się wielkim autorytetem naukowym prof. Maria Poprzęcka określa sztukę socrealizmu jako „artystyczną wersję stalinizmu” i przestrzega, że nie możemy realizmu socjalistycznego interpretować jedynie jako czarnej dziury: „Tych kilku lat nie da się wymazać, to nie był tylko epizod. To były bardzo ważne lata, które mogą wiele powiedzieć zarówno o artystach, o sztuce, jak i o naszym narodowym sumieniu” (Polskie Radio Dwójka, Galeria wyobraźni. Opowieści o sztuce polskiej) Ta ostatnia uwaga krytyka sztuki winna być szczególnie istotna, wręcz kluczowa dla ludzi Kościoła, zbierających głos w dyskusji o sztuce. W Listach do Artystów św. Jan Paweł II aż nazbyt dobitnie wskazał moralne posłannictwo sztuki, a czynił to w kontekście współczesnych procesów redukcji sztuki jedynie do wymiaru estetycznego, a obecnie nawet promowanej antyestetyki i kultu brzydoty. Dla kultury klasycznej, ukształtowanej na bazie Ewangelii, dzieła sztuki dostarczają przeżyć estetycznych przy jednoczesnym inspirowaniu władz umysłowych i uczuciowych. Kontakt ze sztuką oczyszcza, wychowuje, integruje społeczność, umoralnia, edukuje, ułatwia komunikację, przenosi w czasie i przestrzeni, ubogaca, prowokuje ku transcendencji, ukazuje cele, odkłamuje rzeczywistość, ukazuje ukrytą prawdę. Takie ujęcie sztuki, tak bliskie Kościołowi (największemu mecenasowi sztuki) nakłada na artystów wysokie standardy moralne i wielką odpowiedzialność za przekaz twórczy.

Nie jest więc artysta ponad, czy poza systemem moralno-etycznym, i nie należy go łatwo rozgrzeszać jak to czyni ks. Batory: „mało który rzeźbiarz był wstanie uniknąć tego typu zamówień w okresie PRL-u” . To oczywiście nieprawda. Zresztą, nawet gdyby tak było, to dla teologa i moralisty nie istnieją argumenty ilościowe i statystyczne. Wbrew dawnym i obecnym próbom relatywizacji sumienia sztuki, wielu wybitnych artystów odmówiło współpracy w dziele gloryfikacji i propagandy nowego państwa o narzuconym przez Moskwę kształcie odrzucając komunistyczną dialektykę odwilży i represji. Ludzie sumienia, intelektualiści, którzy znali wzniosłe moralne i etyczne zadania sztuki, mieli świadomość siły kampanii propagandowej komunistów, powierzonej najbardziej zaufanym towarzyszom. Konformistów i koniunkturalistów, którzy poszli na ugodę współpracując w akcji propagandowej, powszechne odczucie odważnych patriotów określało jako zdrajców i kolaborantów. Jeszcze w 1982 r. przypomniała o tym „Solidarność” artystów sceny i filmu: „Kolaborantem jest ten, kto użycza swego nazwiska, twarzy, głosu lub talentu dla celów propagandowych i usprawiedliwiania przemocy”. Świetlanym przykładem może tu być Zbigniew Herbert, który podpisując się pod Memoriałem 59 w proteście przeciwko planowanym przez władze PRL jak go nazywał „Ubolandu” lub „Gomółkowa” zmianom w Konstytucji, zwłaszcza wprowadzeniu do niej zapisów o kierowniczej roli PZPR oraz wieczystym sojuszu z ZSRR, opowiedział się po stronie opozycji demokratycznej. Wkrótce, obłożony przez cenzurę zakazem druku, wyjechał za granicę. W lipcu 1985 roku Herbert powiedział: Ci, którzy przeżyli okupację sowiecką 1939-41 we Lwowie czy Wilnie, mieli po prostu pojęcie o systemie sowieckim... Tacy jak ja uważali, że rok 1945 to nie jest żadne wyzwolenie, tylko po prostu najazd, dalsza, dłuższa, znacznie trudniejsza do przeżycia moralnego okupacja. Ja miałem doświadczenie lwowskie. Była to lekcja poglądowa, po której nie pozostały właściwie żadne wątpliwości co do zamiarów, koloru władzy i jej intencji... Ja jestem tym Polakiem prawobrzeżnym, wschodnim Polakiem, który właściwie wiedział o tym systemie wszystko tydzień od wkroczenia armii wyzwolicielki do Lwowa... (J. Trznadel, Hańba domowa, Warszawa 1994, s. 173 174).

Podobną postawę ratowania honoru ludzi sztuki prezentował Stefan Kisielewski: „Gierek obiecał im odbudowę Zamku Warszawskiego - cóż to za tandeta i taniocha na pokaz a oni łykają. Ten sam Iwaszkiewicz, co wczoraj całował w d. .. Gomułkę, dziś wykona ten zabieg z Gierkiem. cierpliwa publika łyka i łyka«. Choć przekonano się ostatnio, że nie wszystko łyka — tyle że teraz dla odmiany zbuntowali się robotnicy, a literaci siedzą cicho, cichutko.” (Sebastian Ligarski, Polityka władz komunistycznych wobec twórców kultury w latach 1945-1989).

Przykładem oporu wobec opresyjnego socrealizmu była krytyka Pałacu Kultury i Nauki, kuriozalnej świątyni nowej wiary: „architektoniczna ikona socrealizmu w Polsce. Nazywano go „pomnikiem przyjaźni”, „radzieckim darem”, „darem Stalina”, ale także „snem szalonego cukiernika", „ruską pięścią”, „nie wiedzieć co", „nowoczesnością mniemaną", „cudem zbędnym” (to Stefan Kisielewski). Tadeusz Konwicki zamianował go w Malej apokalipsie „pomnikiem pychy” i „statuą niewolności”. Architektoniczna brzydota Pałacu Kultury i Nauki zawiera się w ostentacji umiejscowienia, monstrualności bryły i nadmiarze wszelkiego rodzaju wykończeń i ozdób. Absurdalność wzniesienia tak monstrualnego gmachu właśnie w tym miejscu, ponad dachami Warszawy, dorównuje kuriozalnej szpetocie jego eklektycznej estetyki”. (M. Hendrykowski).

Ks. Batory gloryfikuje rzeszowski „fetysz komunizmu” dopatrując się w nim uniwersalnych symboli, szczególnie bogini Nike. Jako fachowiec powinien jednak wiedzieć, że symbol i motyw w sztuce może być wieloznaczny, a jego promieniowanie i percepcja zależą od szeregu kontekstów, od intencji artysty i inwestora. Socrealizm miał tylko jedną radykalną intencję: „głównym tematem sztuki ma być budowa komunizmu i udział w niej uświadomionych politycznie mas ludowych" (M. Gołaszewska, Osobliwości estetyki socrealizmu, w: Estetyka współczesności, s. 200). Wypada zapytać ks. Batorego: czyje i jakie zwycięstwo oznajmia rzeszowska Nike? Nawet pobieżna analiza rzeźb obala też absurdalną tezę diecezjalnego konserwatora zabytków, że pomnik „nie zawiera żadnych ewidentnych symboli komunistycznych”. Historyk sztuki wie, że integralną częścią dzieła plastycznego są inskrypcje. Pod omawianym pomnikiem można przeczytać: „W hołdzie bohaterom walk rewolucyjnych o Polskę Ludową...”. Samo zestawienie figur chłopa, robotnika i żołnierza stanowi motyw jaskrawo emblematyczny dla propagandy komunistycznej fałszywą ikonę pozornego zbratania niższych klas na krwi zamordowanego ziemiaństwa, arystokracji i duchowieństwa. Sztandar, który dźwigają figury jest oczywistym emblematem bojowym, krwawej i okrutnej rewolucji, a opresyjna ekspresja całej grupy - zaciśnięte radzieckie pięści, tępy i agresywny wyraz twarzy, ostry bagnet, metalowe fale nieuchronnej rewolty - oznacza impet zbrojnego narzucenia nowego porządku. Doprawdy, w tych figurach przytłaczających brutalnymi masami stali, trudno dopatrzeć się życzliwości dla „przedstawicieli grup społecznych, których obecna władza darzy nie mniejszą miłością i respektem niż ta słusznie miniona” (Cóż to za język gloryfikujący władzę ludową i lewacką. A skoro tamta tak kochała, to czemu: „słusznie miniona”?).

To samo należałoby powiedzieć o „kobiecym pięknie” bogini Nike, która z brawurowo oddaną furią wkracza do Rzeszowa, z bojowym sztandarem, z przeraźliwym krzykiem, spowita kilometrami tekstyliów zapewne czerwonego sztandaru. Pełnia poetyki socrealizmu. Te soc-brutalne bryły zawieszono na równie brutalnych betonowych stelażach w domniemanej formie liścia laurowego lub mandorli. W jednym i drugim przypadku prastare symbole zostały zawłaszczone i kłamliwie przeinterpretowane. Bo jakież były skutki zwycięstwa rewolucji bolszewickiej i jak można pogodzić święty i prastary symbol chrześcijaństwa (mandorlę) z antychrześcijańskim bezbożnym systemem?

Ks. Batory, popierając ideologicznie zafiksowane gremia ekspertów, twierdzi, że pomnik nie zasłania zabytkowego sanktuarium i nie szkodzi panoramie Rzeszowa, a jednocześnie, nie dostrzegając w tym żadnej sprzeczności, stwierdza: „charakterystyczna sylwetka pomnika wpisała się w panoramę Rzeszowa jak żaden inny element, stając się wręcz ikoną oraz symbolem miasta”. Czyli jednak projekt sekretarzy PZPR stal się emblematem i wyróżnikiem miasta Maryi, wygrywając ze zdewastowanym unikalnym układem przestrzennym zabytkowego miasta, nieistniejącym ogrodem sakralnym miejscem brzemiennych dla duchowej kultury regionu maryjnych objawień, zniszczonym akwenem, który tracąc z czasem znaczenie militarne, wykorzystywany był w celach reprezentacyjnych przez Lubomirskich. Notable płynęli na nabożeństwa z zamkowej przystani w paradnych łodziach. Partyjni towarzysze, a szczególnie Kruczek, oficer NKWD, celowo umiejscowili pomnik Czynu Rewolucyjnego i plac defilad w świętym miejscu, aby przyćmić kult chrześcijański i konsekwentnie zastępować go partyjnymi wiecami, które w zamierzeniu aparatczyków miały być formą nowej religii.

Monument rzecz jasna nie był w stanie zawsze i wszędzie przesłaniać późnorenesansowego zabytku sztuki sakralnej, mimo swoich 38 metrów wysokości, jednak zniweczył razem z przeszacowanymi przez ks. Batorego budowlami socrealistycznymi najważniejsze programowe założenia nowożytnego miasta: harmonijne powiązanie architektury z przyrodą, optymalne punkty obserwacyjne, osie widokowe i dominantę ideową w postaci wieży i kopuły maryjnego sanktuarium a zarazem unikalnego kopułowego mauzoleum magnackiego. Ta obrazoburcza dewastacja była (i wciąż jest) nie tylko obrazą uczuć religijnych katolików, ale także pogwałceniem sztuki konserwatorskiej, szczególnie regulacji Karty Weneckiej, Pomnik nierozliczonego bezprawia pełni obecnie funkcję symbolu syndromu ojkofobii oraz tematu zastępczego wobec totalnego bezguścia i chaosu estetycznego współczesnej architektury Rzeszowa.

Zaklęcia propagandowe jakoby pomnik Czynu Rewolucyjnego jest najbardziej emblematycznym znakiem Rzeszowa nie ma pokrycia w obiektywnych badaniach naukowych, a jedynie potwierdza uzurpacje komunistycznego aparatu zniewolenia, który chciał władzy nawet nad wyobraźnią obywateli - architektura miała być „inżynierem nie tylko gmachów i ulic, ale także ludzkich dusz”, Aby wszystko grało według jedynego, słusznego ducha przemian. projekt podlegał systematycznej kontroli partyjnych władz centralnych. Metodologiczne pytanie, które należało postawić, dotyczy kwestii istotnej, czy gust można poddawać ocenom sondażowo plebiscytowym. Rzeczywiście za sprawą socrealistycznych technik wizualizacji ideologii nowego wspaniałego świata kolos narzuca się każdemu w sposób opresyjny. Przechodzień i przybysz nie ma wyboru. Czy dzieli. Oczywiście, bo takie jest zadanie socrealizmu.

Jeśli zaś chodzi o wyniki badań naukowych to warto zwrócić uwagę na sondaż wśród młodzieży rzeszowskiej Mariana Malinowskiego i Janusza Halika: „W opiniach ludzi młodych, a zwłaszcza studentów dominuje przekonanie, że w Rzeszowie niewiele jest przestrzeni i obiektów o dużej wartości. W przeprowadzonym sondażu studenci Uniwersytetu Rzeszowskiego (zwłaszcza ostatnich lat studiów) wskazali, że wiele innych dużych miast ma atrakcyjniejsze obiekty i przestrzenie, wśród nich wymieniano, m.in. Katowicki „Spodek”, Wrocławską halę sportową „Hala Stulecia”, Filharmonię w Szczecinie, Poznański Teatr Muzyczny, gmach Opery Leśnej w Sopocie, Krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego. Niektórzy dawali wprost „recepty” jak upiększać Rzeszów wzorując się na Lwowie (Polska po wojnie utraciła to piękne, niezwykłe miasto). Rzeszów ze względów geopolitycznych jest najbardziej predystynowany do tego, żeby być spadkobiercą Lwowa. Rzeszowskie władze powinny to rozważyć.” (Wybrane problemy współczesnych miast, Kultura, symbolika, promocja, red. Marian Malikowski, Mariusz Palak, Janusz Halik, Rzeszów 2015, s. 33- 46.).

Artykuł prof. Lameńskiego, do którego odwołuje się ks. Batory, przyznając jednocześnie, że go nie zna, został opublikowany w znakomitym czasopiśmie Sacrum et Decorum. Materiały i studia z historii sztuki sakralnej, wydawanym przez Centrum Dokumentacji Współczesnej Sztuki Sakralnej przy Uniwersytecie Rzeszowskim. Diecezjalny Konserwator Zabytków i Dyrektor Muzeum Kościelnego w Rzeszowie nie może nie znać branżowych publikacji tak ważnego ośrodka, działającego dodatkowo na jego własnym podwórku. Wbrew przypuszczeniom ks. Batorego, w artykule wymieniony jest pomnik rzeszowski, jakże mógłby być pominięty! Autor docenia walory artystyczne wielu dzieł Koniecznego, ale to nie wystarcza profesjonalnym krytykom sztuki, którzy jeszcze nie poddali się współczesnej religii sztuki, oddzielonej od powinności moralnych i uznającej, że piękno jest podstawową wartością. Lameński pisze: „Marian Konieczny (ur. 1930) to postać szalenie kontrowersyjna w dziejach monumentalnej rzeźby polskiej 2 poł. XX wieku. Uczeń Ksawerego Dunikowskiego, a zarazem absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Leningradzie, w swoim czasie członek PZPR, rektor ASP w Krakowie oraz poseł na Sejm PRL, mimo że jest autorem kilkudziesięciu pomników, nigdy nie cieszył się uznaniem i zainteresowaniem ze strony krytyków i historyków sztuki, Badacze piszący o polskiej rzeźbie pomnikowej pomijali jego osobę znaczącym milczeniem, nie mogąc wybaczyć mu, że był autorem zarówno Pomnika Bohaterów Warszawy w Warszawie (1964), już nieistniejącego Pomnika Lenina w Nowej Hucie (1973), Pomnika Walk Rewolucyjnych na Rzeszowszczyźnie w Rzeszowie (1973) czy Pomnika Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie (1981)” (Od Lenina do Jana Pawła II, Stan badań nad twórczością Mariana Koniecznego oraz kilka uwag o rzeźbach religijnych jego autorstwa, Sacrum et Decorum 2010/3).

Na końcu motywy humorystyczne. Jak przystało na wykształconego kapłana Ks. Batory dołożył także barokowo papieskiemu Rzymowi, którego ideologicznie skażone arcydzieła architektury i sztuki, z Bazyliką św. Piotra, też należy zburzyć gdyby doszło do barbarzyńskiego zniszczenia „słynnego" artefaktu z ogrodów bernardyńskich. Rozgrzeszając funkcjonariuszy partyjnych do spółki z ich nadwornymi artystami, dorzucił na marginesie sugestię, że właściwie z rąk komunistów spotkało bernardynów dziejowe dobrodziejstwo, a to dlatego, że: „architektura kościoła nigdy nie będzie dominowała w krajobrazie, bo zgodnie z założeniami i charyzmatem zakonu jest i ma być skromna", Tak się jednak składa, że zasada sztuki ubogiej u bernardynów generalnie nie była przestrzegana, dzięki czemu: „ta specyficznie polska odmiana obserwantów ma kolosalne, jeśli nie największe zasługi w sztuce polskiej” (M. Karpowicz, Antropocentryzm sztuki barokowej). Okazałe budowle bernardyńskie (Leżajsk. Lwów, Sokal, Kalwaria, Radecznica)) i ich wspaniały wystrój zawdzięczamy bogatym i ambitnym fundatorom oraz artystycznej elastyczności zakonników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24