Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobra robota

TOMASZ RYZNER
Pod wodzą Mariusza Zamirskiego Znicz powtórzył wynik z poprzedniego sezonu.
Pod wodzą Mariusza Zamirskiego Znicz powtórzył wynik z poprzedniego sezonu. TOMASZ RYZNER
Podobnie jak rok temu, koszykarze Znicza Jarosław zameldowali się w finale play-off II ligi. Przed rokiem przegrali w nim 2-3 z Mickiewiczem Katowice, teraz 0-3 ze Stalą Stalowa Wola.

Po ostatnim meczu sezonu w Jarosławiu kibice Znicza mogli czuć niedosyt. Wygrana nad Stalą była na wyciągnięcie ręki. Krupa i spółka, mimo wielkich chęci, nie dali rady, ale widzowie pokazali klasę. Porcja braw była zresztą jak najbardziej na miejscu. Wszak kilka tygodni przed startem II ligi nie wiadomo było, w jakim składzie, z jakim trenerem, a nawet czy w ogóle Znicz wystartuje do gry. - Kłopoty były poważne. Kompletowanie drużyny trwało długo i odbiło się to na wynikach w I rundzie - powiedział Władysław Kordas, prezes Znicza. Ostatecznie zespół objął przemyski szkoleniowiec Mariusz Zamirski, a kadrę wzmocnili gracze Unii Tarnów, skrzydłowy Krzysztof Kwiatkowski i center Dariusz Rusin, oraz obrońca Robert Galanty z Polonii Przemyśl.

Zły początek

Jarosławianie przegrali pierwsze trzy pojedynki wyjazdowe. Bolały szczególnie porażki w Bielsku-Białej (56:58) i Piotrkowie (57:69). Od meczu w Warce niemoc została jednak przełamana (95:66). Zespół wygrał dziewięć kolejnych meczów i na długo zajął drugie miejsce. Główne role grali nie tylko bracia Szczotkowie. Coraz lepsze mecze (także w ataku) rozgrywał Artur Mikołajko, dobre zmiany dawał Krzysztof Kwiatkowski, jeden z najbardziej ekspresyjnych graczy w regionie. Wszystko szło dobrze, ale pod koniec sezonu znów się zacięło. W końcu, po minimalnej porażce z Tytanem Częstochowa, jarosławianie zakończyli sezon zasadniczy na trzecim miejscu, amjąc na koncie 16 zwycięstw i 6 porażek. - To był zły moment dla zespołu, okres pewnego zmęczenia. Na szczęście w play-off wszystko wróciło do normy - mówi Mariusz Zamirski.
Znicz najpierw wygrał 2-1 z groźnym w tym sezonie SMS-em, a popis dał w półfinale; w najważniejszym momencie pokonał w Częstochowie faworyzowany Tytan. Po meczu u siebie drużyna mogła czekać, aż Stal upora się z Zagłębiem Sosnowiec. Mecze finałowe okazały się zacięte, ale było ich tylko trzy. - Myślałem o pięciu. Zresztą zespół było stać na taki wyczyn. Wiem, jaka jest siła Stali, ale jak każdy trener chciałem awansować - mówi Zamirski. - W finale, w trzecim meczu, mieliśmy bronić wysoko, nie dopuszczać do "trójek", nawet kosztem penetracji rywali czy własnych fauli. Niewiele z tego wyszło. Bartek Krupa grał znakomicie, ale nie otrzymał należytego wspacia. W końcu musiał odpocząć. Robert Galanty starał się bardzo, ale może właśnie zabrakło tego trzeciego obrońcy - dodaje Zamirski.

Teczka i dwie pieczątki

Mimo nieudanego podejścia do I ligi prezes Kordas ma dobry humor. - Drużyna z poprzedniego sezonu miała większy potencjał, ale ten zespół też miał charakter. Trener Zamirski wykonał dobrą robotę. Zaległości wobec zawodników nie są wielkie. A że nie awansowaliśmy? Nie każdy zdaje sobie sprawę, że Znicz i Stal to dwa światy. Stal to wielka firma. Znicz to teczka i dwie pieczątki. Nie mamy nawet siedziby. Poza pieniędzmi wypłacanymi zawodnikom i trenerowi, 300 złotych otrzymuje emerytowana księgowa. W tej sytuacji wyniki nie są złe. A Stali serdecznie gratuluję awansu.
Przyszłość według szefa Znicza nie wygląda źle. - Ruszyło szkolenie młodzieży, gdzie dobrą pracę wykonują trenerzy Gierczak i Machała. Liczymy, że pozyskamy też trenera Andrzeja Antosza z Sanu Jarosław. Z większością zawodników chcemy przedłużyć umowy. Na początku maja powiem więcej na ten temat - dodał Kordas.

W OCENIE TRENERA:

Bartosz Krupa - jedna z kluczowych postaci zespołu. Radził sobie z kreowaniem gry, zdobywał też sporo punktów. Wielka klasa w ostatnim meczu finałowym.
Piotr Szczotka - motor zespołu. Najrówniej grający zawodnik.
Grzegorz Szczotka - nierówny sezon. Gracz nietuzinkowy, radzący sobie na pozycjach od 2 do 4, dobry w obronie. Jednak na wyjazdach tracił sporo ze swej klasy.
Artur Mikołajko - jeden z filarów drużyny. W pewnym momencie był też czołowym strzelcem. Wyjazdowa wygrana w play-off nad Tytanem to głównie jego dzieło. Ten pozytywny obraz burzy trochę postawa w finałowych meczach.
Robert Sówka - początek nieciekawy, ale końcówka sezonu zasadniczego i play-off o wiele lepsze.
Dariusz Rusin - jak na swoje możliwości, poziom zaawansowania technicznego pokazał o wiele za mało.
Krzysztof Kwiatkowski - bywał asem z rękawa. W kilku meczach jego "trójki" pozwalały przełamać rywala, a w konsekwencji wygrać mecz. W finale brakło nam właśnie jednego takiego rzutu.
Robert Galanty - duże serce i ambicja, ale wiodło mu się tak sobie. Poza spotkaniami z Tytanem nie udźwignął jednak ciężaru prowadzenia gry w tych najważniejszych meczach.
Dawid Wojciechowski - zaczął z wysokiego C. Liczyłem, że będzie ważną postacią na pozycjach 2-3. Potem miał jednak zastój, by w pokazać się znów play-off. Zawodnik o dobrej motoryce. Za często łapie pięć fauli, musi pracować nad defensywą.
Mirosław Jesionek - zawiódł. Miał być wsparciem dla Bartka Krupy. Na treningach nawet wygrywał z nim rywalizację, prezentował niezły rzut, ale nie znalazło to przełożenia na mecze.
Witalij Kowalenko - największy talent wśród młodych. Zadziorny, ma charakter do sportu. Czeka go dużo pracy, ale ten sezon był poważnym krokiem do przodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24