Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom przemocy społecznej? Była pielęgniarka oskarża dyrektorkę DPS o mobbing

Andrzej Plęs
Anna Widzisz twierdzi, że nie uzyskała pomocy ani w starostwie, ani w NIK, ani w inspekcji pracy.
Anna Widzisz twierdzi, że nie uzyskała pomocy ani w starostwie, ani w NIK, ani w inspekcji pracy. Andrzej Plęs
Zaczęło się od zaginionego pensjonariusza, skończyło na sali sądowej. Była pielęgniarka Domu Pomocy Społecznej w Wysocku oskarża dyrektorkę placówki o mobbing.

Nikt nie zauważył, kiedy 70-letni podopieczny zniknął z terenu DPS. Placówka otwarta, pensjonariusz nie był ubezwłasnowolniony, mógł wychodzić kiedy chciał, to wyszedł.

Personel twierdzi, że często mu się zdarzało, do pobliskiego sklepu chodził i wcale nie na spacer, tylko wypić lubił. I że wszyscy tu wiedzieli o tym, dokąd i po co spaceruje. Tym razem znikł na dłużej. Szukała go policja, strażacy, mieszkańcy Wysocka, nawet fundacja Itaka. I nic.

Kilkanaście dni później znalazł rolnik. Ciało wypatrzył z kombajnu kilkadziesiąt metrów od ogrodzenia DPS. W placówce zaczęło się szukanie winnych tego tragicznego w skutkach niedopilnowania i skończyło karą nagany dla kilku pielęgniarek, ale nie dla opiekunek i salowych.

Dwie z pielęgniarek odwołały się do sądu pracy, a ten uznał, że nagana była bezpodstawna. Anna Widzisz jest przekonana, że gdyby wówczas tę naganą dyrektorki przełknęła, nie było by szykan, zwolnienia z pracy i procesu.

- Przecież nie mogłam być w kilku miejscach na raz, a kiedy ten pan wyszedł z placówki, zajęta byłam kąpielą jednej z podopiecznych - tłumaczy pani Anna. - Był środek dnia, w placówce byli inni pracownicy, dlaczego ukarano właśnie mnie?

Nawet rozprawy nie było, bo dyrekcja DPS zaproponowała ugodę, nagana została anulowana, ale pani Anna przestała dostawać premie i nagrody, choć - jak twierdzi - inni pracownicy dostawali. Nigdy też nie otrzymała uzasadnienia, dlaczego pozbawiana jest tych dodatków do pensji, choć o takie uzasadnienie prosiła na piśmie.

Wylana, bo niedouczona?

Zapewnia, że nikt jej nie wspominał, że dla utrzymania pracy potrzebuje kursu opieki długoterminowej nad pacjentem, że bez tego kursu nieważne są jej kwalifikacje i doświadczenie 26 lat pracy. Dostała wypowiedzenie umowy - "brak doskonalenia i uzupełniania swoich kwalifikacji zawodowych".

A ona przekonana jest, że nie przez brak kursu, ale dlatego, że z powodu nagany zaciągnęła panią dyrektor przed oblicze sądu. A teraz zaciągnęła jeszcze raz, tym razem z powodu zwolnienia.

- Odwołałam się, bo dlaczego tylko mnie zwolniła, skoro w placówce były dwie inne pielęgniarki, też bez kursu - dla pani Anny jest to ewidentny dowód na szykany.

I w piśmie do sądu podała, które z jej koleżanek pracują w DPS, choć kursu nie mają. W efekcie pracę straciła pielęgniarka oddziałowa i siostra zakonna.

Nie czekając na rozstrzygnięcia sądu pracy, pani Anna próbowała zainteresować sprawą Państwową Inspekcję Pracy, Najwyższą Izbę Kontroli, jarosławskie starostwo powiatowe.

W pismach i bezpośrednich rozmowach z tymi instytucjami podkreśla, że w DPS prowadzony jest mobbing, pracownicy są zastraszani, a rotacja kadr zastanawiająco duża, skoro w ciągu pięciu lat pięciokrotnie zmieniła się pielęgniarka oddziałowa i również pięciokrotnie kierowniczka placówki.

I że winę za tę rotację ponosi Marzena Wawrzaszek, która od pięciu lat szefuje placówce. A z którą pani Anna właśnie wadzi się na sali sądowej.

Dyrektor Wawrzaszek dziwi się, że Anna Widzisz interweniuje dopiero teraz, choć współpracowały przez pięć lat i przez ten czas wszystko było w porządku.

Pranie brudów

Anna Widzisz przyznaje, że milczała przez pięć lat ze strachu o pracę. Teraz nie ma nic do stracenia i wyrzuca z siebie to, co jej się przez te pięć lat nie podobało.

Najpierw o zmarłym w polu pensjonariuszu, który nigdy nie powinien się znaleźć w tym DPS. Uzależniony od alkoholu, agresywny wobec innych, po kolejnym ataku agresji trafił w pasy.

- A ta placówka w ogóle nie ma zezwolenia na stosowanie pasów, to znaczy nie wolno przypinać pacjenta pasami do łóżka - tłumaczy pani Anna. - A on był przypinany, nawet specjalnie dla niego prowadzona była oddzielna książka raportów pielęgniarskich. A kiedy on zaginął, to z książki raportów powyrywane zostały kartki, żeby ukryć, że był krępowany pasami. A potem mnie kazali przepisywać na nowo moje raporty, żeby książkę uzupełnić. I pewnie nie tylko mnie. Mam nadzieję, że będę mogła o tym opowiedzieć w sądzie.

Dyrektor Wawrzaszek zaprzecza, jakoby raporty pielęgniarskie były fałszowane, a podopieczny krępowany pasami.

Tymczasem pani Anna opowiada, że w DPS więcej jest takich trunkowych podopiecznych, którzy wymykają się do sklepu na łyka i którzy w ogóle w tej placówce nie powinni się znaleźć.

I że o tym wszystkim opowiadała Najwyższej Izbie Kontroli, Państwowej Inspekcji Pracy i władzom powiatu też. I jeszcze o tym, że pani dyrektor, która ponoć tak dba o standardy pracy, zatrudniła swojego brata - byłego policjanta - w charakterze opiekuna pensjonariuszy, a przecież nie miał po temu żadnych kwalifikacji. Może dlatego zmieniono mu funkcję na kierowcę DPS.

Zarządzanie zasobami ludzkimi

Atmosfera taka, że - jak twierdzi jedna z byłych pracownic - w ciągu tylko dwóch miesięcy odeszło sześciu pracowników.

- Chłopak z administracji odszedł na bezrobocie, bo nie wytrzymał psychicznie, ja wylądowałam w szpitalu - opowiada pani Agata, była oddziałowa DPS w Wysocku.

Ona też została zwolniona z pracy za brak kwalifikacji, czyli trzymiesięcznego kursu opieki długoterminowej. Kilkanaście lat stażu w zawodzie też nie miało znaczenia.

- Pogotowie odwoziło mnie z placu przed placówką, pani dyrektor w ogóle się nie zainteresowała. Kiedy zdawałam oddział, w komisji był jej brat, który o funkcjonowaniu DPS przecież nie ma pojęcia, nie potrafił odróżnić glukometru od aparatu do mierzenia ciśnienia.

I dodaje, że poduszki dla pacjentów mierzył metrem krawieckim, bo przecież standardy muszą być zachowane. Absurdów funkcjonowania DPS dostrzegała więcej przez te pół roku pracy w Wysocku.

- Musiałam się tłumaczyć, dlaczego zebranych w ogrodzie DPS orzechów nie oddałam do kuchni, tylko zostawiłam na oddziale - opowiada pani Agata.

"Kiedy oddziałowa na polecenie Pani Dyrektor pojawiła się w pracy po to, by przekazać swojej następczyni informacje, jak również odebrać pozostawione rzeczy, Pani Dyrektor rozkazała zamknąć przed nią drzwi do Dyżurki i szatni a pracownikom, którzy tego dnia przebywali na terenie zakładu, zakazała jakiejkolwiek komunikacji z nią, kto to uczynił od razu był (dzięki temu, że Pani Dyrektor ma stały podgląd na monitoring) musiał składać wyjaśnienia przed jej osobą. Sytuacja ta przyczyniła się do tego, że Pani oddziałowa ponieważ ma problemy z ciśnieniem, wylądowała w szpitalu, ale Panią Dyr. to obeszło" - pisała pani Anna do kilku instytucji o doświadczeniach swojej przełożonej.

Oddziałowa od zwolnienia z pracy odwołała się do sądu. I tym razem też nie było rozprawy, bo druga strona zaproponowała ugodę. Mogła wrócić do DPS, ale…

- Usłyszałam od pani dyrektor, że ona nie wie, jaki jest wyrok - oburza się pani Agata.

Jako pielęgniarka oddziałowa była przełożoną pani Anny. I twierdzi, że nie miała do jej pracy zastrzeżeń. A - według dyrektorki - mieć musiała.

- W końcu usłyszałam, że mam na temat Anki pisać takie notatki, żeby można ją było zwolnić - zapewnia. - I wiem, że nie tylko ja miałam taki przykaz, choć nie wiem, czy inne kierowniczki i oddziałowe to potwierdzą.

Wprawdzie sąd nakazał przywrócenie jej do pracy, ale mówi, że nie wróci, bo robota tam może zatrzymać jej i tak nie do końca zdrowe serce.

- I jakoś nie mogę doprosić się pani dyrektor o moje świadectwo pracy, choć stale o to zabiegam na piśmie - dopowiada.

Opieka kontrolowana

Z dyrektor Marzena Wawrzaszek rozmawialiśmy telefonicznie trzy razy. Dziwiła się, że zajmujemy się to sprawą, niechętnie udzielała odpowiedzi. W końcu gdy tekst był przygotowany do druku, zażądała pytań na piśmie, mimo że już wcześniej w rozmowie przedstawiła swoje stanowisko.

By dochować należytej staranności wstrzymaliśmy publikację i wysłaliśmy pytania z prośbą o pilną odpowiedź. Minął tydzień i odpowiedź nie nadeszła, opieramy się więc na wypowiedziach udzielonych telefonicznie.

Na zarzuty o mobbing w DPS dyrektor Wawrzaszek odpowiada, że są śmieszne i wręcz ją rozbawiły. Odsyła do sądu pracy, Inspekcji Pracy, do raportu NIK. Sama komentować ich nie chce.

Dlaczego w ciągu pięciu lat jej dyrektorowania zmieniło się pięć kierowniczek i pięć pielęgniarek oddziałowych? Odpowiada, że widocznie te osoby nie spełniały jej oczekiwań i nie wywiązywały się dobrze z powierzonych obowiązków. I pokłada nadzieję, że NIK, PIP i sąd ocenią jej pracę.

Z kolei pani Agata nie ma pewności, czy owe instytucje właściwie spełnią swe zadanie. Kiedy jeszcze pracowała w DPS, miała okazję zaobserwować pracę inspektora PIP. Gościnność, z jaką podjęła go pani dyrektor, wywoływała u niej obawy o rzetelność kontroli.

Państwowa Inspekcja Pracy potwierdza, że w 2012 roku były nawet dwie kontrole w DPS. Podczas drugiej...

- Były kontrolowane niektóre zagadnienia związane z mobbingiem, inspektor przesłuchiwał wybrane osoby z personelu - informuje Wojciech Dyląg, rzecznik Okręgowego Inspektorau Pracy w Rzeszowie. - Z jego ustaleń nie da się jednoznacznie orzec, że tego typu zjawiska miały tam miejsce. Polecił, by sprawą zainteresować sąd.

Więcej pani Agata spodziewała się po władzach starostwa powiatowego, które jest instytucją prowadzącą DPS.

- Byłam ze dwa razy, napisałam oficjalne pismo do pana starosty, usłyszałam, że sąd jest sprawiedliwy - skarży się na przebieg i wynik wizyty.

Oficjalne stanowisko jarosławskiego starostwa brzmi: "Kontrola w DPS w Wysocku została z przyczyn merytorycznych przesunięta". Wicestarosta Józef Szkoła nie zdradził ani na kiedy została przesunięta, ani z jakich "merytorycznych powodów".

Anna Widzisz ukończyła kurs, którego brak był powodem zwolnienia jej z DPS. Czy wróci do pracy?

- Pani dyrektor na sali sądowej stwierdziła, że nie, bo straciła do mnie zaufanie.

To nie koniec procesu. Pani Anna ma nadzieję, że na sali sądowej dane jej będzie powiedzieć o pasach dla pacjenta, o fałszowanych raportach pielęgniarskich, o mobbingu. Zapewnia, że na wszystko ma świadków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24