Dopłynęli kajakiem z Bieszczad do Bałtyku

- Za nami całe mnóstwo przygód i cały bagaż doświadczeń. Przepłynęliśmy 1298 kilometrów i 760 metrów naszym kajakiem, niby nic, a jednak coś - cieszą się podróżnicy Artur Labudda i Robert Pasecki.

Artur jako nastolatek wpadł pod pociąg. Lekarze amputowali mu nogi. Od tamtego czasu porusza się na wózku inwalidzkim. Pomimo tego realizuje swoje marzenia.

W 2003 roku z Robertem był na Syberii. Później samodzielnie jechał wzdłuż granic Polski na quadzie.

W czerwcu br. wspólnie wyruszyli na spływ kajakiem z Bieszczad do Bałtyku.
Z biegiem Sanu przepływali m.in. przez Przemyśl.

- I to już praktycznie koniec - czytamy na blogu podróżników, którzy w weekend dopłynęli do celu.

- Zaczęliśmy w Zwierzyniu w Bieszczadach, zakończyliśmy w Świnoujściu nad morzem. Wracamy powoli chyłkiem do domu już bez fleszy i jupiterów.

I dalej:
Każdy ma swoje Kilimandżaro.
Każdy ma własną górę i własne zwycięstwo!
Każdy ma prawo do zwyciężania. Jedni zwyciężają, ledwo powstrzymując się przed pełzaniem, kiedy robi się bardziej stromo, największym wysiłkiem woli, dumni ze swej odwagi. Dla innych małe góry nie są dostatecznym wyzwaniem. Chcą iść dalej.
Dążąc ku wierzchołkom, zawsze pierwsi na linie, docierają najwyżej . To wybrańcy losu, którzy osiągają mistrzostwo przebywając w świecie wielkich ścian i urwisk.