Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Katarzyna Korpolewska: Izolacja to więzienie bez uczestnictwa w przestępstwie. Trzeba nauczyć się w niej żyć

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Dr Katarzyna Korpolewska, psycholog: Kwarantanna, izolacja może być źródłem różnych genialnych i twórczych pomysłów
Dr Katarzyna Korpolewska, psycholog: Kwarantanna, izolacja może być źródłem różnych genialnych i twórczych pomysłów Archiwum domowe
Trzeba sobie powiedzieć: „Nie ma wyjścia, muszę się przystosować, bo takie są czasy i koniec”. Te scenariusze przecież mogą być jeszcze gorsze. Póki co jesteśmy we własnym domu. To jest jednak ważne. Nie siedzimy w ośrodkach, w szpitalach, w obcej przestrzeni, tylko w naszej własnej. I tę naszą przestrzeń trzeba by dostosować jak najlepiej do tego, byśmy się jak najbardziej komfortowo poczuli – mówi psycholog Katarzyna Korpolewska.

Pandemia sprawia, że w Polsce krzyżują się interesy różnych ludzi, grup i środowisk. Na przykład: nauczyciele woleliby pracować zdalnie, boją się zakażenia wirusem. Rodzice z kolei woleliby, aby dzieci chodziły do szkoły. Rząd naciska, aby dzieci klas I-III uczyły się w szkole. To słuszne podejście?

Jest kilka powodów, dlaczego rząd na to naciska. Pierwszym, bardzo ważnym, jest to, żeby rodzice mogli chodzić do pracy. Jak dzieci są w szkole, to rodzice pracują, a gospodarka może się rozwijać. Drugi powód jest taki, że, szczególnie małe dzieci, nie uczą się tak samo efektywnie przez internet, jak mogłyby się uczyć w szkole. Kontakt bezpośredni z nauczycielem jest bardzo ważny. Szczerze mówiąc, dla mnie, jako nauczycielki, wykładowcy na studiach podyplomowych, zajęcia zdalne również są koszmarem: nie widzę wówczas reakcji sali, nie wiem, czy to, co mówię, jest dla wszystkich zrozumiałe. Nie widzę nikogo, kto się waha, a kto chciałby zadać pytanie. Prowadzenie zajęć zdalnie jest naprawdę bardzo trudne i na pewno mniej efektywne niż nauka twarzą w twarz. Ale wracając do dzieci, jest też inna dosyć istotna kwestia – przecież w tych pierwszych klasach szkolnych dzieci uczą się reguł życia społecznego. Nie ma siły, tego zdalnie się nie nauczą.

Potrzebują też kontaktów rówieśniczych.

No tak, chcą być w grupie. Właśnie dlatego, żeby mogły dowiedzieć się, w jaki sposób się kolegować, jak się dostosować, jak wspólnie coś zrobić; żeby poznać inne dzieci. To jest bardzo ważna lekcja. Pamiętajmy, że poza przekazywaniem wiedzy, szkoła uczy życia społecznego.

Jeśli uznano, że do szkoły mają chodzić dzieci z klas I-III, a uczyć się zdalnie mają klasy IV-VIII, to jaka jest różnica między dzieckiem z III a IV klasy?

Małe dzieci mają większy problem ze skupianiem uwagi. Dzieci starsze, licealistów, można posadzić na parę godzin przed komputerem. Maluch nie da rady przy nim długo wysiedzieć. U dzieci z klas IV jest już znaczna różnica w sposobie funkcjonowania. To w IV klasie zaczyna się już poważna szkoła, trudna nauka. Ale to dlatego, że czwartoklasiści mają już inne możliwości; przez trzy pierwsze lata uczyły się tego, że przez 45 minut na lekcji trzeba być skupionym. Oczywiście trudno być skupionym przez całe 45 minut, ale dzieci starsze nauczyły się już radzić sobie z pewną dyscypliną na lekcji. Potrafią tę dyscyplinę zastosować. Pewnie, że dla dziecka z IV klasy będzie to dużo trudniejsze, niż dla dziecka z VII klasy, to nie ulega wątpliwości, ale dla jeszcze młodszych dzieci uczenie się na odległość byłoby jeszcze trudniejsze i myślę, że wymagałoby uczestnictwa rodziców.

Rodzice i tak nie mają spokoju, bo starsze dzieci, które uczą się zdalnie, ciągle wołają: „Mamo pomóż, tato pomóż”. Zatem dorośli, którzy pracują zdalnie, wolą jeździć do siedzib firm, niż pracować w domu pełnym domowników.

Mam to samo!

Jak więc mamy sobie radzić na kwarantannie w niewielkich w gruncie rzeczy mieszkaniach w blokach, w których siedzieć musi cała rodzina?

Sytuacja jest trudniejsza, kiedy rodzice wrócili już do normalnej pracy, muszą do niej jeździć, a dzieci są w domu na zdalnym nauczaniu. Słyszałam o takiej sytuacji, kiedy szef jednej firmy klękał przed pracownicą, prosząc: „Błagam, wymyśl coś. Nie możesz znów wrócić do domu i opiekować się dzieckiem, bo nam się wszystko wali”. To rzeczywiście prawdziwy dylemat. A do tego są osoby zakażone, które też nie mogą pracować i w takim momencie w różnych firmach faktycznie zaczyna się wszystko sypać.

Jak więc żyć w lockdownie, w jednym mieszkaniu, z dziećmi, a bywa, że i ze starszymi rodzicami?

Jest to oczywiście trudne, ale całą sytuację paradoksalnie ułatwia to, że nie mamy wyjścia. Musimy więc się do tego przystosować. Możemy narzekać, ale nic nie możemy poradzić, bo takie są warunki. I to jest łatwiejsze, bo jeżeli są nakazy, jak ten, dotyczący noszenia maseczek, to musimy się podporządkować – i podporządkowujemy się. Tu jest podobnie. Nawet jeśli ktoś mówi: „Nie jestem w stanie wytrzymać”, to co innego może zrobić? Nic.

Naprawdę nic? A może jednak można zrobić coś, by do cna nie zwariować, by wszystkim w mieszkaniu było milej?

Po pierwsze, trzeba sobie powiedzieć: „Nie ma wyjścia, muszę się przystosować, bo takie są czasy i koniec”. Po drugie, te scenariusze mogą być jeszcze gorsze. Póki co jesteśmy we własnym domu. To jest jednak ważne. Nie siedzimy w jakichś ośrodkach, w szpitalach, w obcej przestrzeni, tylko w naszej własnej. I tę naszą przestrzeń trzeba by dostosować jak najlepiej do tego, byśmy się jak najbardziej komfortowo poczuli. Stąd też, jak sądzę, ta fala remontów, która się przetoczyła wiosną, kiedy pojawił się koronawirus. Ludzie robili remonty, na które wcześniej nie mieli czasu. Ale okazało się też, że one są konieczne, bo inaczej w mieszkaniu nie da się wytrzymać. Był to najlepszy moment, bo ludzie, siedząc w domu, mieli sporo czasu na remont. Sama mam wokół siebie takie remonty, które wciąż są kontynuowane i nie wiadomo, kiedy się skończą.

Może te remonty są i z tego powodu, że jeśli już mamy wszyscy siedzieć w domu, to niech nam się w nim miło i luksusowo mieszka?

Z jednej strony tak, a z drugiej strony – niech się coś dzieje. Remont to zadanie dla wszystkich domowników. Jeśli remontujemy kuchnię, to może w tym uczestniczyć cała rodzina; w pakowaniu naczyń do kartonów, w przesuwaniu mebli, w zakrywaniu ich folią, żeby nie pochlapać ich farbą. Czyli jest to wspólne działanie, wspólny cel. Wbrew pozorom, uważam, że to wszystkim bardzo dobrze robi, bo nie dość, że członkowie rodziny mają zajęcie, nie nudzą się, to jeszcze, wtedy, kiedy działają razem, są w stanie zbudować zupełnie inne relacje.

Ludzie remontowali mieszkania podczas pierwszego lockdownu. To oznacza, że remont już zrobiony. Jak teraz, przy okazji nadchodzącego niechybnie kolejnego, żyć, żeby nie tworzyć konfliktów, dogadywać się ze sobą, razem w fajny sposób spędzać ten czas?

W czasie, kiedy wszyscy siedzimy razem, konflikty się zdarzają. I one pewnie będą się zdarzać. Ale jest to też znakomita okazja, aby nauczyć się je rozwiązywać. Na przykład nauczyć się, że jeśli ktoś mówi głośniej, to nie znaczy, że on ma rację. A zatem, możemy się nauczyć tego, żeby inaczej ze sobą rozmawiać. Napięcia będą się pojawiały i będą się powtarzały, bo izolacja to niejako skazanie na więzienie bez uczestnictwa w przestępstwie. Nie jest łatwo się z tym pogodzić. Ciekawe, że osoby, które kiedyś wcale tak często nie wychodziły z domu, w przypadku kwarantanny poczucie, że odebrano im coś szalenie ważnego. Nie chodzi więc o to, żeby wychodzić z domu, ale żeby mieć tę możliwość. Brak tej możliwości bardzo boli; zabrano pewne prawo, a to sprawia, że zupełnie inaczej patrzymy na świat. Cztery ściany wydają się okrutnie ciasne, a czasami wręcz atakujące. Na szczęście mamy bliskich – nie jesteśmy sami. Ale i na nieszczęście, bo, jak powiedziałam, będą się pojawiały napięcia; zwykle tak się dzieje, jak jest kilka osób w tej samej przestrzeni, w zamknięciu, w izolacji. Prędzej czy później mogą pojawić się różne kwestie sporne. Pytanie, jakie się tu rodzi dotyczy tego, czy potrafimy je rozwiązać, czy też nie. Jeśli nie potrafimy, to musimy się nauczyć; nie ma wyjścia. Być może zatem na przyszłość to będzie dla nas niezły zysk z tej całej sytuacji.

Dane statystyczne w Chinach po pandemii wskazywały, że wzrosła liczba rozwodów, ludzie po przymusowej kwarantannie decydowali się rozstać, bo na tyle poznali wtedy siebie, że stwierdzili, iż dalsze wspólne życie nie ma sensu; rozjechało się.

Człowiek poznaje wtedy prawdziwie osobę, z którą się związał. Ale rozstanie uważam, za poddawanie się bez walki - walkowerem. Zastanówmy się, co to oznacza na przyszłość? Czy następna osoba, z którą będę chciał się związać, będzie musiała ze mną przeżyć w izolacji parę miesięcy, żebym się przekonał, czy przekonała, że to jest właściwa osoba? Być może w izolacji wychodzą z ludzi pewne cechy, ale my tak naprawdę z nikim nie wiązaliśmy się po to, żeby spędzać z nim bez przerwy 24 godziny na dobę. Chcieliśmy wspólnie prowadzić życie i każde z nas chciało mieć też swoją przestrzeń. Jak jesteśmy w izolacji, to nasze bardzo prywatne, intymne obszary zaczynają na siebie nachodzić. Trzeba sobie z tym poradzić. Nic więcej nie możemy z tym zrobić.

Pandemiczna sytuacja sprzyja temu, że ludzie wpadają w stany apatyczne, depresyjne, mają poczucie bezradności. Do tego dochodzi zwyczajnie strach przed koronawirusem, chorobą, którą niektórzy przechodzą bardzo ciężko, a niektórzy nawet umierają. Znam osoby, które od wiosny praktycznie nie ruszają się z domu. Właśnie ze strachu przed COVID-em-19.

Ta pierwsza, wiosenna fala przyniosła ogromny wzrost lęku. Z moich obserwacji wynika, że ci, którzy przeżyli wtedy ten silny lęk, teraz radzą sobie lepiej. Teraz nie mają już tak dużego lęku; obawy przed COVID-em idą w bardziej racjonalne działania. Podam przykład: ludzie wożą ze sobą w samochodach zapas maseczek, bo jeśli zgubiliby, czy zapomnieli z domu, to mają następne. A jak było wiosną? Każdy miał jedną, dwie maseczki. Przyzwyczailiśmy się zatem, że maseczek będziemy potrzebować więcej. Kobiety w torebkach noszą małą butelkę płynu do dezynfekcji; większa jest w samochodzie, kolejna przy wejściu do domu. Wdrożyliśmy więc w nasze umysły pewne procedury. Przestrzegamy osoby starsze przed nieostrożnymi zachowaniami. Na początku mówiło się: „Kochana babciu, nie idź do kościoła, bo możesz się zarazić”. Potem okazało się, że są inne sytuacje, o których do głowy nam nie przyszło, że mogą być niebezpieczne. Teraz więcej wiemy o pandemii i wiemy, że można się zarazić w różnych miejscach. Na przykład – przez panią pedikiurzystkę, która przychodzi do starszych osób. Wspaniale, że przychodzi, bo starsza osoba nie musi wychodzić z domu; no tylko, że pani pedikiurzystka wcześniej miała kilka innych klientek. Kiedyś przyjście kosmetyczki do domu było komfortowe, teraz mamy zastrzeżenia. Czyli nauczyliśmy się już myśleć w taki sposób o otaczającym nas świecie, że widzimy zagrożenia tam, gdzie wcześniej ich nie widzieliśmy, ale reagujemy na nie racjonalnie. Mówimy: „OK, takich sytuacji trzeba unikać”.

Jak w czasie izolacji mają sobie radzić ludzie samotni? Człowiek przecież stworzony jest do relacji, budowania więzi z innymi. A tu nie dość, że jest sam w domu, to nawet nie może się spotkać z przyjacielem. Nie mówiąc już o relacjach damsko-męskich, o randkach, o miłościach. Jak mają sobie radzić single?

Mają sobie radzić tak, jak to tylko jest możliwe. Kiedyś chodziło się na randki, teraz się nie chodzi. Ale mamy za to portale randkowe. Fantastyczna forma poznawania innych. Dlaczego nie?

Portal randkowy to jedno, ale przecież w izolacji nie zaczniemy spotykać się z nowo poznanymi osobami.

Teraz nie, ale może w przyszłości? Teraz te znajomości być może od razu do ślubu nie doprowadzą, ale też i w czasach pandemii te śluby naprawdę kiepsko wyglądają. Zaczekajmy więc ze ślubem. Za to możemy kogoś lepiej poznać przez internet. Jest na to czas. Próbujmy tego, co kiedyś było normalne, a dzisiaj przybrało inne formy. Dlaczego na przykład nie zeswatać kolegi z koleżanką? Mogą sobie porozmawiać przez WhatsApp, mogą się poznawać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Czy jest w tym coś złego? Moim zdaniem nie. Takie są możliwości. Kiedyś to się wydawało dziwne, ale dzisiaj już nie. Moja córka wczoraj uczestniczyła w baby shower. Oczywiście wszystko odbywało się na platformie internetowej. Powiedziała, że było super. Wcześniej miała mieszane uczucia: „Jak to będzie?” Ale inaczej nie dało się zorganizować, więc robimy tak, jak można. I okazuje się, że jest w porządku.

Przypomniała mi Pani, jak wiosną, podczas pierwszego locdownu organizowałyśmy z przyjaciółkami wirtualne imprezy. Pięknie się ubierałyśmy, robiłyśmy sobie staranne makijaże, kupowałyśmy wino i spotykałyśmy się przed komputerem, przy włączonych kamerkach. Chyba teraz do tego znów wrócimy.

Genialnie! Przecież taka impreza może mieć też swój ustalony wcześniej program. Ustalamy, co każda przygotowuje, jakie zakąski, jakie napoje, wino, piwo, szampan, czy musujące prosecco, a do tego umawiamy się na konkretną muzykę, którą na trzy cztery włączamy każda sobie, aby leciała w tle. To zwiększa poczucie, że jesteśmy razem. Kwarantanna, izolacja może być źródłem różnych genialnych i twórczych pomysłów. Korzystajmy z nich. Róbmy to tak, jak można, starając się odzyskać to, czego nam najbardziej brakuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dr Katarzyna Korpolewska: Izolacja to więzienie bez uczestnictwa w przestępstwie. Trzeba nauczyć się w niej żyć - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24