Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat! Marcin popełnił samobójstwo. Rodzice oskarżają policję

Ewa Wawro
25 marca w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie ma się odbyć rozprawa o zadośćuczynienie za błąd policji. - Teraz pewnie będą chcieli się wywinąć i umorzyć sprawę, bo synka już nie ma, a to on był wnioskodawcą - przypuszcza mama Marcina.
25 marca w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie ma się odbyć rozprawa o zadośćuczynienie za błąd policji. - Teraz pewnie będą chcieli się wywinąć i umorzyć sprawę, bo synka już nie ma, a to on był wnioskodawcą - przypuszcza mama Marcina. Marek Dybaś
21-letni, zdrowy, wesoły chłopak, a tu nagle odbiera sobie życie. Dlaczego? - To przez policję i prokuratorów się powiesił - mówią zrozpaczeni rodzice.

Rok temu do drzwi naszej redakcji w Jaśle zapukał roztrzęsiony mężczyzna.

- Pani redaktor, muszę się wygadać, bo mnie roznosi, ale proszę o tym nie pisać, bo syn się nie zgadza - zaczął nerwowo swoją opowieść Jan Lawera z Nowego Glinika koło Jasła. - Chłopak wstydzi się tego, co mu policja zrobiła. Potraktowali go jak ostatniego zbrodniarza, zgnoili niewinnego człowieka. Co z tego, że potem przeprosili, jak uraz zostanie mu na całe życie - mówił wówczas.

Teraz pan Jan wraca do wydarzeń sprzed roku, ale jakże boleśniej one dziś brzmią.

- Może gdybym go namówił, gdyby poszło to wtedy w świat, to łatwiej by się z tym uporał, a tak… już jest za późno - szlocha zrozpaczony ojciec.

Wejście antyterrorystów

9 lutego 2010 r. Było przed szóstą, kiedy do domu Lawerów w Nowym Gliniku z hukiem wpadli zamaskowani antyterroryści.

- Żona mnie budzi i mówi: Jasiek, chodź szybko, bo albo ja śnię, albo zwariowałam, po Marcina przyszli, o jakieś zabójstwo go oskarżają - opowiada mężczyzna. - Zamurowało mnie. Marcin siedział skuty na krześle, w samych slipkach, a jacyś policjanci w kominiarkach mierzyli mu prosto w głowę z karabinów maszynowych. Pokazali mi nakaz aresztowania i przeszukania. Oskarżali go o zabójstwo Bronisławy Racławskiej z Jasła (proces oskarżonych sprawców właśnie toczy się w Sądzie Okręgowym w Krośnie - dop. red). Nawet skarpetki musiała mu żona zakładać, bo schylić mu się nie pozwolili.

Przeszukali dom, zabrali chłopaka i pojechali. Zawieźli go na stary żołnierski cmentarz w Warzycach koło Jasła, gdzie prawdziwi przestępcy ukryli ciało zamordowanej kobiety. Próbowali zmusić go, by pokazał, jak układał zwłoki w grobie.

- Po drodze, zanim tam dojechali, policjant bił go po głowie, a kajdanki miał tak ściśnięte, że aż mu ręce drętwiały. Poluzowali dopiero, jak dojeżdżali do Rzeszowa - Lawera przytacza opowieści syna.

Pomyłka, przepraszamy

Przesłuchanie w Rzeszowie trwało 15 minut.

- Mamo nie martw się, to była pomyłka, zaraz będę w domu - zadzwonił tuż po godz. 9. Policjanci odwieźli go cywilnym samochodem.

- Niby przeprosili, ale co to dało? - oburza się ojciec Marcina. - Uraz chłopakowi został na zawsze. Od tamtej pory jakiś dziwny się zrobił, nerwowy, czasem zamyślał się tak dziwnie, tak zamykał się w sobie nie wiedzieć czemu.

Tylko mama Marcina wiedziała, co się naprawdę dzieje z synem.

- Nie spał po nocach, wstawał, do okna podchodził, zaglądał, czy ktoś nie jedzie - opowiada pani Zofia. - A na widok policjantów to aż cały się trząsł, jakby go paraliżowało. Nawet jak w telewizji była jakaś scena z policją, to wychodził z pokoju. Jeździłam z nim do Jasła do psychiatry, wszystko jest w kartotece lekarskiej.

Po raz pierwszy próbował powiesić się jeszcze w maju ub.r.

- Nie zniosę tego dłużej - miał powiedzieć po kolejnym umorzeniu sprawy w sądzie. Bo Lawerowie złożyli doniesienie do prokuratury na zachowanie policji, ale sprawę umorzono.

- Zadzwonił do mojego taty, mówiąc, że już nigdy nie zadzwoni więcej i się rozłączył - opowiada mama Marcina. - Całe szczęście, że byliśmy niedaleko u rodziny i przez okno zobaczyliśmy, jak idzie do lasu.
Pobiegli za nim i w ostatniej chwili odciągnęli od sznura.

- Tak, umorzyłem tę sprawę - potwierdza Kazimierz Łaba, z-ca prokuratora rejonowego w Jaśle. - To prawda, że zatrzymano nie tego człowieka, ale to była pomyłka, a nie umyślne przestępstwo. I mogła się zdarzyć. Chodziło o kogoś o tym samym nazwisku, a niesłusznie zatrzymany mężczyzna był już notowany na policji, miał nawet wyrok w zawieszeniu. Umorzyłem też sprawę o pobicie przez policjantów, bo nie było na to dowodów, a siniaki, jakie miał po zatrzymaniu, mogły powstać przy tego typu czynnościach policyjnych - podkreśla Łaba.

Rodzina Lawerów nie odpuściła. Złożyli pozew do sądu o zadośćuczynienie od policji za poniesione błędy. Zażądali 16 tys. zł.

Tragiczna rocznica

Początkiem lutego, kilka dni przed dramatem, przyszło do Lawerów pismo z sądu w Rzeszowie, by dostarczyć oryginał kartoteki z poradni psychiatrycznej.

- Wtedy Marcin znów się bardzo zdenerwował - opowiada pani Zofia. - Mieli ksero, ale to im nie wystarczyło. Marcin sam poszedł na pocztę wysłać im te papiery, nie chciał tego po sobie pokazywać, ale widziałam, jak bardzo to przeżywał.

8 lutego minął rok od traumatycznych przeżyć Marcina. Dzień zaczął się jak zawsze.

- Było po trzynastej, jechaliśmy z żoną autobusem i po drodze, jakieś 500 m od domu, minęliśmy Marcina - relacjonuje pan Jan. - Szedł z kolegą, wyglądał na zadowolonego, z czegoś się śmiali.

Gdy Lawerowie weszli do domu, matka zauważyła, że Marcin był w kuchni i zjadł obiad.

- Talerz i widelec zostawił w zlewie - opowiada pani Zofia.

Wtedy też napisał esemesa do kolegi. Że już nigdy nie będą przychodzić od niego wiadomości.

- Potem żona poszła pozbierać pranie ze strychu, a ja coś tam robiłem przy samochodzie na podwórku - ciągnie dalej pan Jan. - Nagle biegnie do mnie, blada jak ściana. - Jasiek, stała się tragedia... - tyle dała rady z siebie wykrztusić.

Bezwładne ciało Marcina zwisało na sznurze przyczepionym do belki.

- Odciąłem sznur, poluzowałem pętle… Ręce już miał zimne, ale klatka piersiowa była jeszcze ciepła… Już nie żył - ojciec ociera rękawem łzy.

Lawerowie mają czterech synów. A raczej mieli. Zostało im trzech. Najmłodszy ma 10 lat. - Był z Marcinem bardzo zżyty, bardzo się lubili, to Marcin go właściwie wybawił od małego - opowiada ojciec. - Na pogrzebie najmłodszy wisiał cały na trumnie i tylko wołał: Marcin, Marcin, Marcin…

Fajny chłopak był

- Znałem chłopaka, dla mnie był zawsze grzeczny, zawsze się ukłonił - wspomina spotkany na cmentarzu Jan Żebracki z Nowego Glinika. - Wie pani, tu taki mały cmentarz, a już leży piąty powieszony. Wszystko młode chłopy. Taka jest teraz choroba, że się ludzie wieszają.

Szukamy kolegów Marcina.

- Chodziliśmy razem do klasy, szkoda go, fajny chłopak był - mówi Piotr Zięba. - W sobotę jeszcze piwo razem piliśmy. Zachowywał się normalnie, jak zawsze posiedzieliśmy w klubie, pogadaliśmy. Nic nie wskazywało, że z nim dzieje się coś niedobrego. Kiedyś opowiadał o tym zatrzymaniu, ale specjalnie się tym nie emocjonował, spokojnie opowiadał. Mówił, że sprawę policjantom robi.

Dla Piotrka samobójstwo kolegi ma szczególny wymiar, jest podwójnie bolesne. Odżyły wspomnienia sprzed półtora roku, kiedy powiesił się jego ojciec. I też nikomu do głowy wówczas nie przyszło, że coś takiego może zrobić.

Ja też próbowałem...

Ostatnią osobą, która widziała Marcina żywego, był kolega Sebastian.

- Tego dnia koło południa siedzieliśmy razem przed sklepem. Gadaliśmy na luzie, żartowaliśmy. Mieszkamy,... mieszkaliśmy - poprawia się szybko Sebastian - koło siebie, to do domu też szliśmy razem. "No to cześć, na razie, zadzwonię do ciebie później, to się umówimy na wieczór" - Marcin rzucił na odchodnym.

Około czwartej ciszę we wsi przerwały syreny karetki i radiowozu policyjnego.

- Jakby mnie coś tknęło, od razu pomyślałem o Marcinie, że coś się musiało stać - wspomina Sebastian. - Wcześniej do głowy mi nie przyszło, że może coś takiego zrobić. Miał przecież pracę, miał dom, miał dziewczynę, wszystko dobrze się układało.

Sebastian zawiesza głos: - Ja też jestem po przejściach... Sam próbowałem się powiesić sześć lat temu i wiem, że to największa głupota, jaką można zrobić. Nie skrzywdziłem siebie, tylko mamę. Trzy dni leżałem nieprzytomny, a jak się obudziłem pod tą całą aparaturą i zobaczyłem zapłakaną mamę, to powiedziałem sobie: nigdy więcej tego nie zrobię. Tragedię przeżywają tylko najbliźsi, sobie człowiek ulży, potem już niczego nie czuje, a rodzina zostaje z cierpieniem na zawsze. Jakby Marcin mi powiedział, że coś takiego planuje, to bym go chyba strzelił w pysk - mówi ze łzami w oczach Sebastian.

Nikt we wsi nie wiedział o jego problemach?

- Nie chciał, by wiedzieli - mówi mama Marcina. - Bardzo się tego wstydził, bał się, że jak się dowiedzą, że chodzi do psychiatry, to zrobią z niego wariata. A ludzie we wsi potrafią być okrutni i bardzo złośliwi. Nieraz tego doświadczyliśmy po tej całej aferze z zatrzymaniem Marcina.

Ojciec: odpowiedzą mi za to!

- Prokuratorzy w Jaśle i policjanci z Rzeszowa mają krew mojego syna na swoich rękach - twierdzi pan Jan. - Powiedziałem im to prosto w oczy i dowiodę tego - zapewnia zdesperowany.

Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji: - Ojciec ma prawo tak sądzić, wydarzyła się tragedia, stracił ukochanego syna. To fakt, że się pomyliliśmy, to są przykre sytuacje, ale się zdarzają. Szczególnie w trudnych, niewyjaśnionych jeszcze do końca sprawach kryminalnych. Policja robiła swoje. Nazwisko się zgadzało, był osobą dobrze znaną policji, miał sporo wpisów w naszej kartotece, udział w bójcie, pobicie, groźby karalne, kradzież. Policjanci mogli się pomylić, ale sprawa wyjaśniła się w ciągu kilku godzin, został zwolniony i przeproszony.

- Co za bzdurne tłumaczenia - denerwuje się pan Jan. - Jestem kierowcą tira i jeśli zamiast do Aten, pojechałbym przez pomyłkę do Madrytu, to musiałbym ponieść konsekwencje i zapłacić sam za paliwo i za straty firmy. A prokuratorzy i policjanci nie ponoszą konsekwencji za swoje błędy. Jak mogą być tak bezkarni? - pyta rozgoryczony. - Nakaz wydany był 5 lutego, a oni przyszli po Marcina dopiero 9 lutego. Mieli cztery dni na sprawdzenie, czy to nie pomyłka. I tego nie zrobili. To oni są winni śmierci mojego syna.

Przysiągłem nad trumną

Na pogrzebie były tłumy, głównie młodzi ludzie, koleżanki, koledzy. Ludzi ze wsi też było pełno.

- Przysiągłem Marcinkowi nad trumną, że doprowadzę sprawę do końca - mówi gorzko Lawera. - Jak trzeba będzie, to osobiście pojadę do ministra sprawiedliwości, poruszę niebo i ziemię, ale tak tego nie zostawię - zarzeka się ojciec.

Wzgórze wieńców na grobie z daleka zdradza, gdzie jest pochowany. Same białe kwiaty. Na drewnianym krzyżu tabliczka: Marcin Lawera, 15.08.1989, 08.02.2011, Spoczywaj w pokoju.

Szarfami wieńców targa wiatr: "Kochanemu Marcinkowi…", "drogiemu Marcinowi…", "z ostatnim pożegnaniem…"

Masz myśli samobójcze? Tu uzyskasz pomoc

Jeśli masz silne myśli samobójcze, zgłoś się do izby przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego. Otrzymasz pomoc lekarską tego samego dnia.

Masz kryzys? Zadzwoń do Centrum Wsparcia na bezpłatny numer: 800 70 2222, lub porozmawiaj na czacie - www.liniawsparcia.pl.

Możesz też uzyskać pomoc dzwoniąc na bezpłatny kryzysowy:

  • Telefon zaufania dla dorosłych: 116 123 (czynny codziennie od godz. 14.00 - do 22.00) .
  • Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111 (czynny codziennie od godz. 12.00 do 2.00).
  • Aktualne dane dotyczące ośrodków pomocowych znajdziesz na stronie www.pokonackryzys.pl.
  • W sytuacji zagrożenia życia zadzwoń na numer alarmowy 112.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24