Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat strażaka. Ratował tonącego, sam omal nie zginął

Marcin Radzimowski
Źle się czuję z tym, bo nie zdołałem go uratować. Ale naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem – mówi Sławek Rękas z Sokolnik.
Źle się czuję z tym, bo nie zdołałem go uratować. Ale naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem – mówi Sławek Rękas z Sokolnik. Marcin Radzimowski
33-letni strażak zna powódź. Zapach cuchnącej wody i smak potu, towarzyszący pracy na wałach. Kiedy ratował tonącego, sam omal nie zginął.

- Boję się zasypiać, bo ten koszmarny obraz powraca. Trzymam tego człowieka i nie mam już sił. Zalewa nas woda - opowiada Sławomir Rękas z Sokolnik. Gdy przed tygodniem wiślana fala rozdarła wał, ruszył z pomocą przypadkowemu mężczyźnie. Przegrał...

33-letni Sławomir, a raczej Sławek - bo woli, aby tak się do niego zwracano - zna powódź. Zapach cuchnącej wody i smak potu, towarzyszący pracy na wałach, poznał już w 2001 roku, kiedy jego wieś - Sokolniki i kilka sąsiednich w pow. tarnobrzeskim zatopiła wielka woda. Teraz siłę żywiołu on, jego bliscy i miliony ludzi w całym kraju, zobaczyli w jeszcze potworniejszym obliczu.

On siedział przy torach

W powiatach sandomierskim i tarnobrzeskim koszmar rozpoczął się przed tygodniem, w środę rano. Naporu mas wody nie wytrzymał prawobrzeżny wał Wisły w Koćmierzowie (powiat sandomierski). To od Sokolnik w linii prostej raptem kilka kilometrów.

- Zadzwoniła do nas rodzina z Sandomierza. Mieszkają tuż przy torach, u zbiegu ulic Trześniowskiej i Lwowskiej. Mówili, że idzie na nich woda - wspomina Józef Rękas, ojciec Sławka. Jest prezesem miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Strażakiem był jego ojciec, w straży są też dwaj synowie: Sławek i Grzegorz.

Cała trójka wskoczyła w mundury strażackie i popędziła samochodem w stronę Sandomierza. Samochód zostawili na moście, kilkaset metrów od domu rodziny.

Na Trześniowskiej była już woda, jechać się nie dało. Podbiegli do torów, krzykiem rozmawiając z członkiem rodziny stojącym na balkonie dowiedzieli się, że u nich wszystko w porządku. Musieli uciekać, bo poziom wody stale się podnosił.

- Z pobliskich firm uciekali ludzie. Ktoś prosił, żeby wywieźć jego wózek widłowy w bezpieczne miejsce - wspomina Sławek. - Pamiętam jeszcze mężczyznę siedzącego na barierce przy torach. Siedział, a może trzymał się jej. Nie widziałem dobrze, bo droga zamieniła się w rwąca rzekę.

Decyzja: wracam!

Wózkiem widłowym dotarli na most na rzece Trześniówce, gdzie stał samochód. Sławek zdecydował, że wróci w rejon torowiska. Miał przy samochodzie dwuosobowy skuter wodny.

- Przypomniałem sobie o tym mężczyźnie siedzącym na barierce przy torach. Wiedziałem, że jeśli nie wrócę, to on zginie.

Woda miała już wtedy metr głębokości. Nurt był tak silny, że skuter z trudem się poruszał, co raz to rzucany w różne strony. W pojazd uderzały przedmioty porywane przez wodę. Ale Sławek jakoś zdołał dotrzeć do torów.

- Ten mężczyzna trzymał się barierki, woda tak szalała, że prawie go porywała - opowiada. - Krzyknąłem, żeby wchodził na skuter i mnie objął wpół. Powiedział, że nie ma siły.

Sławek wciągnął nieznajomego na pojazd. Kiedy próbował razem z nim zawrócić i odpłynąć w stronę mostu, nadeszła fala. Woda rzuciła skuterem w bok, na ogrodzenie pobliskiej posesji. Nieznajomy, około 60-letni mężczyzna wpadł do wody, 33-latek też.

- Woda sięgała już po pas. Zdołałem wyciągnąć tego mężczyznę jedną ręką z wody, drugą chwyciłam skuter i przywarłem do ogrodzenia. Nogami chwyciłem za elementy ogrodzenia, żeby nas woda nie porwała.

Pomyślałem: to koniec

Heroiczną walkę z żywiołem zauważyli mieszkańcy pobliskiego domu, stojący na balkonie. Mieli przy domu motorówkę. Ktoś dzwonił po policję, a może straż. Trzeba było działać. Jeśli pomoc szybko nie nadejdzie, woda zabije ratowanego i ratującego.

Silnik motorówki jak na złość nie chciał odpalić. Mijały kolejne minuty, kolejne kwadranse. Poziom wody stale się podnosił.

- Dla mnie była to wieczność - wspomina Sławek. - Momentami czułem się bezsilny. W szoku krzyczałem na tego człowieka, że wszystko przez niego, pytałem dlaczego on tam stał, przy tej barierce obok torów. Ale cały czas go trzymałem, aby nurt go nie porwał. Ręce zaczęły mi drętwieć, splecione palce zaczęły się prostować. Pomyślałem, że to już koniec. Ale nie mogłem puścić, bo nurt rzuciłby nas na plac pobliskiej firmy, produkującej elementy betonowe. A tam niechybna śmierć.

Poziom wody sięgał już wówczas po szyję. Sławek odchylił głowę do tyłu, aby jak najdłużej chwytać powietrze.

W tym czasie w domu po sąsiedzku wreszcie udało się uruchomić motorówkę. Płynąca na ratunek łódź z trudem przebijała się przez rwący nurt. Udało się. Podpłynęli pod ogrodzenie.

- Ten mężczyzna już był cały siny - opowiada strażak-ochotnik, opuszczając głowę. - Wiedziałem, że nie żyje. Wciąż go trzymałem. Chwyciłem sznur od skutera i przywiązałem ciało do słupka. Pomyślałem, że tylko tak już mogę pomóc, że skuter będzie wskazywał miejsce, gdzie przywiązane ciało.

Widzieliśmy tylko skuter...

Mężczyźni wciągnęli Sławka na pokład. Był na granicy hipotermii. Dopłynęli do domu, rozebrali, dali suche ubranie i gorącą herbatę. Od początku akcji ratunkowej minęło około półtorej godziny.

W tym czasie jego ojciec, brat i matka czekali na moście przy samochodzie. Byli przerażeni, bo poziom wody był tak wysoki, że nie dało rady dotrzeć wpław do miejsca, gdzie skuterem popłynął Sławek.

- Jakiś czas potem płynęli strażacy motorówką - opowiada ojciec Sławka, Józef Rękas. - Pytaliśmy, czy nie widzieli tam kogoś na skuterze. Powiedzieli, że widzieli jedynie skuter.

Te słowa były jak cios nożem w serce rodziców i brata. Bezsilność i rozpacz towarzyszyły całej trójce. W końcu po kilkudziesięciu minutach Sławek zdołał się z nimi skontaktować. Dla nich na nowo się narodził.

Zapomniał o sobie

Dom Rękasów zatopiony, podobnie jak tysiące innych w okolicy. Woda zniszczyła niemal wszystko. Po dach w wodzie także dom Sławka, dopiero co wybudowany. Wszystko zniszczone.

- W ciągu kilku dni miał dwie śmierci na rękach - mówi Anna Rękas, matka.- W piątek przed powodzią syn towarzyszył teściowi w ostatnich chwilach życia, później ten człowiek w Sandomierzu. Kiedy już dotarł do nas, krzyczałam na niego, bo płynąc tam skuterem zapomniał, że ma żonę i trójkę dzieci.

Sławek nie wie do dziś, kim był tamten mężczyzna. Nie wie, skąd był, czy miał rodzinę, co robił przy torach.

- Może był chory, dlatego nie miał siły się mnie trzymać na tym skuterze. Możliwe, że miał problemy z chodzeniem. Źle się czuję z tym, bo nie zdołałem go uratować. Ale naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem. Widzę jego twarz każdej nocy. Boję się zasypiać, bo każdej nocy widzę ten sam koszmarny obraz. Trzymam tego człowieka i nie mam już sił. Zalewa nas woda…

NASZA AKCJA Pomagamy powodzianom. Wszystko o pomocy dla powodzian

SPRAWDŹ! Filmy z zalanych miejscowości Podkarpacia

**SPRAWDŹ!

Powódź na Podkarpaciu: najnowsze informacje, zdjęcia, filmy

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24