Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogie kolacje za publiczne pieniądze? Nie na Podkarpaciu

Anna Janik
80 zł - tyle wynosi roczny fundusz reprezentacyjny komendanta miejskiego i powiatowego policji w woj. podkarpackim. Jego zastępca na zaproszenie na obiad gości "z centrali" ma rocznie całe 50 zł.

Wyjątkiem jest Komenda Miejska Policji w Rzeszowie, której szef dostaje rocznie "aż" 100 zł, jego pierwszy zastępca - 80 zł, a drugi 50 zł. Najwięcej, bo aż 6 tys. zł ma do dyspozycji Komendant Wojewódzki Policji, ale jak się dowiedzieliśmy wśród "wydatków reprezentacyjnych" wcale nie ma kolacji w modnych lokalach.

- Komendant wykorzystał w tym roku 3,6 tys. zł, głównie na wykonanie tabliczek pamiątkowych z okazji oficjalnych wizyt przy okazji świąt państwowych - mówi kom. Paweł Międlar, rzecznik KWP w Rzeszowie.

- Do tego dochodzi obsługa cateringowa narady rocznej i Dnia Kobiet w komendzie wojewódzkiej oraz kupno kawy, herbaty, napojów chłodzących i herbatników dla sekretariatów komendantów -dodaje.

Jeszcze mniej kolorowo pod względem finansowym wygląda sytuacja w komendach Państwowej Straży Pożarnej.

- My funduszu reprezentacyjnego w ogóle nie mamy. Jeśli trzeba złożyć okolicznościowe kwiaty lub kupić wieniec np. na czyjś pogrzeb składamy się z prywatnych pieniędzy - wyjaśnia mł. bryg. Marcin Betleja z komendy Wojewódzkiej PSP w Rzeszowie. - Cateringu też raczej nie zamawiamy. Na szkoleniach, zazwyczaj 8 godzinnych jest tylko kawa, herbata i paluszki. Na to jakieś drobne pieniądze z księgowości zawsze się znajdą - mówi

To, ile pieniędzy na służbowe wydatki mają nasi oficjele postanowiliśmy sprawdzić po tym, jak Radosław Sikorski zwrócił pieniądze za wino, które stanowiło część wspólnego obiadu podsłuchanych ministrów. Obiad w restauracji "Amber Room" kosztował ponad 1300 zł i został opłacony służbową kartą MSZ. Minister nadal twierdzi, że było to spotkanie służbowe, dlatego oddaje pieniądze nie za jedzenie, ale tylko za "zbyt drogie wio".

Karta? Co najwyżej paliwowa

Okazuje się, że w podkarpackich samorządach sama karta służbowa to rzadkość. W urzędzie marszałkowskim ma ją tylko marszałek i może się nią posługiwać wyłącznie tam, gdzie nie ma możliwości wystawienia faktury przelewowej na urząd.

- Tak zdarza się podczas delegacji krajowych i zagranicznych, np. za usługi hotelowe, zakupy biletów. Karta kredytowa jest również stosowana do zabezpieczeń rezerwacji hotelowych dokonywanych przez Internet - informuje Tomasz Leyko, rzecznik marszałka. - W urzędzie nie ma wydzielonego funduszu reprezentacyjnego. Wszystkie wydatki ponoszone są w oparciu o plan, który wynika z uchwały budżetowej na dany rok - dodaje.

W Urzędzie Miasta Rzeszowa jedynie dwóch pracowników wydziału promocji i współpracy zagranicznej, którzy najczęściej wyjeżdżają w delegacje poza Polskę mogą płacić kartami za pokoje hotelowe. Ale tylko za granicą. Wszystkie pozostałe wydatki, np. w związku z zamawianiem cateringu na spotkania w urzędzie, zaproszenia gości spoza miasta na obiad, zamówienia kartek świątecznych lub kupienia okolicznościowych kwiatów są rozliczane za pomocą faktur. Roczny budżet na tego typu wydatki wynosi 30 tys. zł.

Osobno rozliczane są delegacje, osobno płaci się także za paliwo do trzech służbowych samochodów. Jak się dowiedzieliśmy, kierowcy mają karty paliwowe, pozwalające tankować auta na konkretnych stacjach. Wożą prezydentów, ale też dyrektorów i pracowników wydziałów. Ani kart paliwowych ani służbowych nie używa się w Urzędzie Miasta w Przemyślu. Nie ma też osobnego funduszu reprezentacyjnego.

- Na zakup kwiatów, dyplomów okolicznościowych, poczęstunku, kartek świątecznych a często także np. na publikacje promocyjne przeznaczamy rocznie ok. 20 tys. zł - informuje Witold Wołczyk, rzecznik przemyskiego magistratu. - Podobnych zakupów dokonują też poszczególne wydziały, ale jest to zawsze związane bezpośrednio z wydarzeniami kulturalnymi lub promocyjnymi przez nich przygotowywanymi - zaznacza.

Socjolog Leszek Gajos podsumowuje, że to ile się wydaje zależy po prostu od tego ile można wydać. Nie ukrywa jednak, że niskie zaufanie społeczne dla polityków szczebla państwowego wynika właśnie z przekonania, że ważniejszy niż interes kraju jest ich własny. Dotyczy to zwłaszcza posłów opozycji, którzy uważają, że państwo rządzone nie przez nich nie jest do końca ich państwem.

- Arystoteles powiedział, że jedni żyją dla polityki, a inni z polityki. Ci drudzy bez mrugnięcia okiem dla własnej korzyści będą korzystać z przywilejów, jakie daje im stanowisko - mówi dr Gajos.

- To właśnie przez to ludzie nie chcą iść na wybory, bo uważają, że kiedy ich kandydat dostanie się do Warszawy będzie tylko trwonił pieniądze i wchodził w układy. Niestety kolejne afery wśród różnych ekip rządzących pokazały, że tak myślący ludzie mają rację - ubolewa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24