Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie spółki biją się o prawo do zapładniania w Krasnem

Andrzej Plęs
O udziały w prywatyzowanym zakładzie unasienniania w Krasnem k. Rzeszowa biją się dwie spółki.
O udziały w prywatyzowanym zakładzie unasienniania w Krasnem k. Rzeszowa biją się dwie spółki. Tomasz Wilczkiewicz
O udziały w prywatyzowanym zakładzie unasienniania w Krasnem k. Rzeszowa biją się dwie spółki.

Wzajemnie zarzucają sobie nieuczciwość. W tę wojnę "wrobiono" też setki hodowców. Idzie o duże pieniądze.

Zawrzało w Hłudnie, potem w Wesołej, w Izdebkach i w Nozdrzcu (pow. brzozowski). Do miejscowych rolników przyjechali przedstawiciele nie bardzo wiadomo kogo, kusili zarobkiem 10 tys. zł, podsunęli do podpisania umowy, na których rolnik zobowiązywał się do kupienia udziałów w prywatyzowanym właśnie Małopolskim Centrum Biotechniki w Krasnem. Pod warunkiem, że jest uprawnionym do objęcia udziałów, czyli korzystał z usług MCB.

Na tej samej umowie "nie wiadomo kto" zobowiązywał się, że rolnikowi dostarczy 350 tys. zł na wykup udziałów w MCB, ale że rolnik musi "nie wiadomo komu" odsprzedać swoje udziały. I właśnie za to dostanie 10 tysięcy do ręki. I rolnik musi zachować poufność tej umowy, bo jak będzie paplał, to grozi mu 5 tysięcy zł kary. I jeszcze pełnomocnictwo dla "nie wiadomo kogo", że ten "nie wiadomo kto" przejmuje od rolnika udziały w MCB, a wraz z nimi głosy w zgromadzeniu wspólników prywatyzowanej spółki z Krasnego.

Jak ludziska zobaczyli, że mogą za friko dostać po 10 tys. na rękę, rzucili się podpisywać umowy. Tylko w Hłudnie - ponad 100 osób, w całym powiecie brzozowskim i okolicach - jakieś 350.

- Bo przyszedł do nas były pracownik firmy z Krasnego, człowiek stąd, od nas, znamy go od 20 lat - mówi pani Krystyna. - Przypominał, jak to było z prywatyzacją zakładów tytoniowych w Leżajsku, że niewielu rolników pojechało wtedy, żeby odebrać darmowe udziały, a potem gorzko żałowali. Że tym razem będzie tak samo, jak się nie zgodzimy, a przecież oferuje nam dostęp do darmowych akcji. Znaliśmy człowieka przecież, to podpisaliśmy.

A potem przeszła im fascynacja tanim zarobkiem, przyjrzeli się umowom, dostrzegli wreszcie, że rubryki "nabywca" i "upoważniony" są puste, a i podpisów pod jednym i drugim nie ma żadnych. Znaczy - podpisali umowy nie wiadomo z kim. Pewnie by piekło podnieśli, ale wisiał nad nimi punkt 2 paragrafu trzeciego umowy: za naruszenie klauzuli poufności - 5 tys. kary umownej. I połapali się, że dali się zwieść zbiorowej histerii łatwego zysku.

Awantura na zebraniu

Strach szeptany poszedł po Hłudnie, strach rosnący, ktoś zdecydował, że trzeba się zebrać i wyjaśnić, o co chodzi. Proboszczowie okolicznych parafii głosili w niedzielę, że w Hłudnie będzie spotkanie w sprawie umów. Miejscowi skontaktowali się z przedstawicielami tajemniczej grupy inwestorów, kopię umowy przefaksowali do Podkarpackiej Izby Rolniczej, razem z prośbą o pomoc. Przedstawiciel PIR przyjechał do Hłudna, ale kompletnie nie orientował się w sprawie.

- Zebrało się ze 120 mieszkańców Hłudna, Wesołej, Izdebek i Nozdrzca, ze Strzyżowa przyjechał prawnik tej grupy, z którą podpisywaliśmy umowy, zaczęło się przekrzykiwanie - opowiada pan Witold. - Ludzi poczuli się oszukani, obiecywano nam darmowe akcje, a nie jakieś machinacje z wykupywaniem, podkupywaniem. Potem usłyszeliśmy, że oni są stąd, z tych ziem, więc przecież nie będą działać na naszą szkodę i jeśli my nie wykupimy udziałów w firmie z Krasnego, to firmę przejmą Niemcy. A ludzie i tak domagali się zwrotu podpisanych umów i pełnomocnictw.

Skończyło się niczym, umów nie dostali, poczuli się tym bardziej zagrożeni. Po ratunek pojechali do wójta Nozdrzca.

- Przyszło do mnie dwóch reprezentantów hodowców z Hłudna, poprosili o pomoc, jeden z nich zrelacjonował mi telefoniczną rozmowę z przedstawicielem tej grupy inwestorów, który ponoć kazał mnie pozdrowić i zasugerował, żebym skontaktował się z kolegami z Rzeszowa, zanim cokolwiek zrobię - opowiada Antoni Gromala, wójt Nozdrzca. - Wściekłem się, bo to brzmiało, jak groźba. Złapałem za telefon zadzwoniłem do wydziału przestępstw gospodarczych komendy wojewódzkiej policji i przesłałem im kopie umów.

Część uderzyła w tony patriotyczne i do Ministra Skarbu Państwa napisali: "My Polscy, uczciwi rolnicy chcemy zaprotestować przeciwko podejrzanej prywatyzacji Centrum Biotechniki Krasne zakładu unasienniania obsługującego nasze stada w zakresie rozrodu krów i świń". I napisali o "przekrętach", o szukaniu wśród rolników figurantów, żeby przejąć udziały w prywatyzowanej spółce, o nieuczciwych działaniach. Pod listem do ministra podpisali się m.in. sołtysi Hłudna, Wesołej, Domaradza i właściciele kilkudziesięciu gospodarstw rolnych.

Walczą spółki dwie

O spory majątek idzie: Małopolskie Centrum Biotechniki (do 2000 roku - Stacja Hodowli i Unasieniania Zwierząt) w Krasnem, to jeden z czterech takich ośrodków w kraju. Ten w Krasnem służy hodowcom czterech województw, ma dziesięć jednostek terenowych, obiekty rolnicze, ziemię, bazę paszową, a jego usług (i zdolności rozrodczych wzorcowych buhajów, knurów, królików w MCB) musi korzystać każdy szanujący się hodowca.

Na spotkaniu w Hłudnie padło, że firma ma 2 mln zł zysku rocznie. Jest się o co bić, więc kiedy Ministerstwo Skarbu Państwa ogłosiło prywatyzację spółki, zaczęła się walka o przejęcie udziałów i kontroli nad interesem w Krasnem. Część pracowników firmy, uprawnionych do wykupienia udziałów po cenach preferencyjnych 78,50 zł za akcję, zawiązała ponad stuosobową spółkę pracowniczą, gromadzącą także producentów rolnych. Zapewne z perspektywą, że będzie mogła odkupić udziały od uprawnionych rolników. Każdy wniósł do spółki kapitał, żeby spółka mogła być partnerem do rozmów kredytowych z bankami.

Odpowiedź przyszła szybko: zawiązała się grupa inwestorów, którzy też chcą przejąć udziały i kontrolę. Obie wysyłały do rolników swoich emisariuszy, aż zrobił się ferment, który dotarł do Ministerstwa Skarbu Państwa.

"Do MSP kierowane są informacje, z których wynika, że zarówno uprawnionym pracownikom spółek inseminacyjnych, jak i producentom rolnym składane są, najprawdopodobniej przez nieuprawnionych do udziału w procesie prywatyzacji, propozycje zawarcia umów finansowania zakupu udziałów Skarbu Państwa"... pisał z końcem stycznia do prezesów czterech spółek inseminacyjnych w kraju Adam Leszkiewicz, podsekretarz stanu w ministerstwie.

- Pierwszy sygnał o tym zjawisku przyszedł do nas z Ministerstwa Skarbu Państwa - uściśla Beata Pabian, dyrektor MCB, zajmująca się administrowaniem majątku spółki, przetargami, ale też członek zarządu spółki pracowniczej.

O niepokojących zabiegach tajemniczej grupy inwestorów informował pisemnie ministerstwo Andrzej Skoczylas, przedstawiciel pracowników w Radzie Nadzorczej MCB. A w innym wcieleniu - prezes spółki pracowniczej, która po prywatyzacji firmy z Krasnego zapewne będzie chciała objąć nad nią kontrolę. A dla której niezidentyfikowana grupa inwestorów stanowi konkurencję.

"Czy to działania przestępcze?" - pyta retorycznie ministerstwo prezes Skoczylas. I odpowiada: "Intuicyjnie, bez szczegółowego rozpoznania prawnego wiemy, że tak".

W spółce pracowniczej panuje przekonanie, że dwie - trzy osoby zawiązały konkurencyjną spółkę po to, by pozyskać rolników - figurantów, którzy mieliby tylko złożyć wnioski o wykup udziałów w MCB, a potem przejąć ich udziały. I do tego właśnie służyły te umowy, które tak przeraziły mieszkańców Hłudna, Izdebek, Nozdrzca i Wesołej.

Nie jesteśmy anonimowi

Druga strona zapewnia, że działa właśnie w imieniu i na rzecz producentów rolnych i jej celem jest zachowanie działalności MCB i jej polskiego, spółdzielczego charakteru. Kim jest ten tajemniczy inwestor? To Rolnicze Centrum Biotechniki, zarejestrowane 23 lutego 2011 roku.

- Założyliśmy je, także z udziałem 18 hodowców, by nasze rolnictwo się rozwijało, by obniżać rolnikom koszty unasienniania zwierząt i po to, by przeciwdziałać praktykom spółki z Krasnego - mówi Alicja Spegińska, prezes RCB.

I sugeruje, że to właśnie ci z Krasnego zastraszają rolników. A pani w Krasnem, która ma informować rolników o procesie prywatyzacji, sama jest członkiem zarządu spółki pracowniczej i raczej zniechęca niż zachęca do udziału w prywatyzacji.

Co zresztą potwierdza jedna z naszych Czytelniczek, która zatelefonowała do redakcji. Próbowała dowiedzieć się w Krasnem, czy jest uprawniona do objęcia udziałów w prywatyzowanej firmie, a jeśli tak, to na jakich warunkach.

- Pani wypytała mnie, po co mi to, czy mam pieniądze, z tej rozmowy ona więcej dowiedziała się o mnie, niż ja o prywatyzacji - opowiada Czytelniczka. - Nigdzie nie ujawniono listy uprawnionych, czy to jakaś tajna operacja jest?

Prezes Rolniczego Centrum Biotechniki mówi, że rolnicy są przerażeni tym, co dzieje się wokół prywatyzacji MCB, bo są nachodzeni przez przedstawicieli konkurencji. I dodaje, że nawet zgłosili się do nich ze skargą ci pracownicy firmy z Krasnego, którzy nie dostali zaproszenia do tamtejszej spółki pracowniczej.

Dlaczego? Mniej ludzi w spółce, to mniej ludzi do podziału profitów z prywatyzacji. Wciąż niewyjaśniona pozostaje sprawa umów i pełnomocnictw, jakie podpisywali rolnicy. Prezes RCB zapewnia, że to był tylko manewr wyprzedzający działania spółki pracowniczej z Krasnego, że właściwe umowy z rolnikami dopiero będą podpisywane.

Walka obu grup trwa. Obie wzajemnie zarzucają sobie nieuczciwość. Ministerstwo tej wojnie tylko się przygląda. Na razie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24