Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwór przez duże "D" [WIDEO]

Ewa Gorczyca
Jerzy Ginalski oraz Renata Kinga Jara podczas wielkiego otwarcia dworu wcielili się w role pana i pani domu.
Jerzy Ginalski oraz Renata Kinga Jara podczas wielkiego otwarcia dworu wcielili się w role pana i pani domu. Tomasz Jefimow
Rozebrano go belka po belce. Potem belka po belce złożono. W sanockim skansenie stanął autentyczny 150-letni dwór ziemiańsko-szlachecki.
Dwór jest okazały - ma 30 metrów długości, 15 szerokości.
Dwór jest okazały - ma 30 metrów długości, 15 szerokości.
Tomasz Jefimow

Dwór jest okazały - ma 30 metrów długości, 15 szerokości.
(fot. Tomasz Jefimow)- Każda deska miała swój numer i każda wróciła dokładnie na swoje miejsce - opowiada o rekonstrukcji wyjątkowego dworu Jerzy Ginalski, dyrektor Parku Etnograficznego w Sanoku.

Największy pod względem liczy obiektów skansen w Polsce miał już wszystko, co kojarzy się z wielokulturowością Karpat.

Chaty, trzy cerkwie cerkwie, kościół, wiejską szkołę, kuźnie, młyn wodny, wiatraki, kapliczki, zajazd, nawet galicyjski rynek z zabudowaniami. Była wieś, było miasteczko. Brakowało tylko dworu.

A teraz wreszcie jest i szlachecka rezydencja. Ulokowana malowniczo, na wzniesieniu, skąd rozpościera się szeroka panorama na miasto i wzgórze zamkowe, najokazalsza wśród 200 budowli skansenu.

Trzy pokolenia w jednym dworze

Do Sanoka dwór trafił ze Święcan k. Jasła. W 1927 roku Olszewscy, ostatni właściciele wsi, sparcelowali majątek.

- Dwór odkupiła rodzina chłopska - opowiada dr Hubert Ossadnik, kustosz sanockiego skansenu. - Dlatego nie został później objęty reformą rolną, do ostatnich chwil pozostał w rękach prywatnych.

Zabudowania razem z 22 hektarami ziemi nabył 85 lat temu dziadek Zbigniewa Grzegorczyka.

- Dziadek pochodził z Iwonicza, z biednej chłopskiej rodziny, ale pieniędzy dorobił się pracowitością i uporem, wyjeżdżając do Borysławia, gdzie awansował na kierownika w kopalni nafty. Gdy wrócił, kupił dwór w Święcanach - wspomina wnuk.

We dworze mieszkały trzy pokolenia Grzegorczyków.

- Dziadek zmarł w 1947 roku - opowiada Zbigniew Grzegorczyk. - Rok potem odeszła babcia. Mój ojciec gospodarzył w majątku do 1968 roku. Po jego śmierci dwór przypadł mnie, jako najstarszemu synowi.

Pan Zbigniew z czasem wybudował nowy dom a dwór przeznaczył na budynek gospodarczy. Trzymał w nim zboże, siano, ziemniaki, maszyny rolnicze. Minęły całe lata, nim dwór przejął skansen. Z właścicielem pertraktowali trzej kolejni dyrektorzy.

- Początkowo cena dla mnie była za wysoka - mówi Jerzy Ginalski. - Ale starałem się uzmysłowić panu Grzegorczykowi, że dajemy gwarancję: dwór w skansenie przetrwa następne 150 czy nawet więcej lat. To go przekonało.

,b>Finał: skansen zapłacił tyle, ile warte było drewno, z którego był zbudowany - gdyby go sprzedać na opał. - Plus niewielki bonusik - uśmiecha się dyrektor.

Dom z dużej litery

Trzeba było 10 lat żmudnej pracy i starań o pieniądze, by dworowi nadać odpowiednią prezencję.

- Brakowało ganku od strony południowej, brakowało części kolumn od frontu - wylicza dyrektor Ginalski. - Trzeba było uzupełnić kamieniarkę, zrobić podłogi i powały czyli drewniane sufity. I odtworzyć misterną, koronkową listwę snycerską, obiegającą budynek pod okapem. To ona nadaje mu tej wyjątkowej lekkości. Bo budynek, jak na wiejski dworek, jest okazały. 30 metrów długości, 15 szerokości.

Pierwsza sprawa po zakupie: uzyskanie zgody konserwatora na przeniesienie zabytku ze Święcan do Sanoka. Następny krok: dokładna inwentaryzacja architektoniczna i oznakowanie wszystkich elementów.

Każda belka dostała swój numer, sporządzono plan, budynek rozebrano i dwór w kawałkach zawieziono do skansenu. Tam czekało już na niego miejsce, w sektorze Pogórzan zachodnich.

Podczas rekonstrukcji na jednej z belek odkryto napis.

- Przy rozbiórce go nie zauważyliśmy - przyznaje dyrektor.

Świetnie zachowana ręczna adnotacja, sporządzona ołówkiem, informowała potomnych, że dom postawił w roku 1861 roku majster Socha.

- Z szacunkiem pisał to cieśla, bo "Dom" jest z dużej litery - zauważa Ginalski.

I cieszy się, bo rok budowy dworu nie był wcześniej znany. - Jak przeprowadzimy kwerendę, dotrzemy też, kto to był majster Socha, co budował.

A co do rekonstrukcji - skansenowski cieśla, Zbigniew Piegdoń, przed majstrem Sochą nie musiałby się wstydzić.

- Odtworzenie skomplikowanej więźby dachowej wymagało wysokiego kunsztu - podkreśla dyrektor.

Co dworskie, co miasteczkowe

Stawianie dworu zajęło parę lat. W pierwszym roku - fundamenty i podmurówka z kamienia piaskowcowego. Nie zwykłego, produkcyjnego, ale ze starych budynków, specjalnie kupowanego. Potem powstawał zrąb.

Sama bryła (z jodłowego drewna) stanęła w dwa lata. W następnym roku wprawiono modrzewiowe drzwi, okna, ułożono podłogi. Potem instalacje, tynki.

- Mamy świetną ekipę budowlaną, wystarczy popatrzeć na inne nasze obiekty, to wszystko ich praca - chwali pracowników dyrektor.

Konserwatorzy zakonserwowali i zrekonstruowali setki przedmiotów, mebli, obrazów.

- Te wszystkie zasłony, portiery, tkaniny, obrusy, pościel, to się przecież nie zachowało - zaznacza Ginalski.

Przestrzenna sień prowadzi do jadalni. To serce domu. Główny mebel to stół, gromadzący domowników przy wspólnych posiłkach.

Obok kredensów i komody, na marmurowym blacie pomocnika pyszni się samowar. Na ścianach galeria przodków. W salonie królują pianino i patefon. Tu goście rozsiadali się na wygodnych kanapach.

Obok gabinet, gdzie panowie oddawali się męskim rozrywkom, grając w karty i pykając fajki. Po sąsiedzku kancelaria, a w niej m.in. symbol ówczesnej nowoczesności - telefon z tubą.

Dalej buduarowa sypialnia gospodarzy ze schowanym wstydliwie za parawanem krzesłem z pokrywą - uniesiona ukazuje porcelanowy sedes.

Ostatni z amifiladowych pokoi to dziecinny, z kołyską i dwoma łóżkami. Służył pociechom jako sypialnia, miejsce zabawy i domowych lekcji, ale także posiłków, bo dzieci nie zawsze dopuszczano do stołu ze starszymi.

- Zazwyczaj urządzano ten pokój meblami wycofanymi z innych pomieszczeń - opisuje Renata Kinga Jara, historyk sztuki, autorka aranżacji dworu.

Większość przedmiotów jest autentyczna. Muzeum gromadziło je przez wiele lat, skupując m.in. od byłych właścicieli okolicznych dworów.

- Był wielki problem, gdy otwieraliśmy dwa lata temu w skansenie Rynek Galicyjski - opowiada dyrektor. - Nasze magazyny nagle opustoszały, bo trzeba było wyposażyć 20 budynków. Już wtedy trwała walka między działem kultury ludowej a działem sztuki i rzemiosła artystycznego: "tego eksponatu nie oddamy, bo czeka do dworu" - śmieje się. - Trzeba było wszystko podzielić i uzgodnić, co dworskie, a co miasteczkowe.

Pewnie bym porąbał

W dniu otwarcia dwór ożył. Jerzy Ginalski (w surducie, cylindrze, w białych rękawiczkach i z laseczką) w roli pana domu, pod rękę z Renatą Kingą Jarą (satynowa suknia i malowniczy kapelusz) zajechali bryczką.

Zapraszają gości do wnętrza. Pracownicy, w strojach z epoki, inscenizują sceny z przeszłości. I jest jak sto lat temu: panowie układają pasjansa, panie wyszywają na tamborku.

Dzieci grają z guwernantką w domino. Służba wnosi na taras dzbanki z kompotem, na tacach piętrzy się domowe ciasto z wiśniami i kruszonką.

Zbigniew Grzegorczyk wędruje po pokojach i ma łzy w oczach.

- Jestem szczęśliwy, że to się wszystko udało. Bo ja bym pewnie w końcu ten dwór rozebrał a deski na opał do pieca porąbał - mówi. - O, w tej izbie się urodziłem, tu spaliśmy z braćmi - wspomina.

Ale przyznaje, że wnętrza zapamiętane z czasów dzieciństwa były inne. Bez galerii portretów, kosztownych komód, foteli, porcelanowej zastawy.

- Dziadek kupił dwór pusty. Hrabia Olszewski zabrał wszystkie meble - opowiada.

Nie zachowały się źródła dotyczące wyposażenia dworu święcańskiego ani nawet pojedyncze sprzęty z tego domostwa.

- Urządzaliśmy go więc od podstaw, jako prezentację średniozamożnej szlachecko-ziemiańskiej siedziby z okresu od połowy XIX wieku do lat 30. kolejnego stulecia - tłumaczy Renata Kinga Jara.

Wśród jedenastu pomieszczeń jedno jest nietypowe. Domowa kaplica zdobiona cenną neogotycką polichromią. Krystyna Stawowiak i jej mąż Łukasz, konserwatorzy dzieł sztuki, zobaczyli ją pierwszy raz w 2004 roku, gdy przyjechali do Święcan obejrzeć stan dworu.

Właściciel zrobił w kaplicy garaż, trzymał tam traktor. W miejscu witrażowego okna był wjazd.

Konserwatorzy zabezpieczyli najważniejsze elementy polichromii, odcięli trzy najlepiej zachowane i zrekonstruowali całość, gdy dwór stanął już w skansenie. Na podstawie zdjęć udało się też zrekonstruować neogotyckie okno.

O pomoc w zagospodarowaniu otoczenia dyrektor poprosił specjalistów z arboretum w podprzemyskich Bolestraszycach.

Jest aleja lipowa i gazon z miłorzębem. Fachowcy posadzili derenie i różne krzewy dworskie. Za rezydencją będzie sad.

Miejsca w skansenie jeszcze sporo. Dyrektor Ginalski snuje plany:

Tu kiedyś powstanie piękny sektor dworski - zapowiada. - Spichlerz dworski z Ropczyc stoi już od jakiegoś czasu. Tam dalej, za sadem, jest piękny tartak ze Zdyni. Chcemy, żeby pracował, kupiliśmy już 8-tonowe urządzenie produkcji wiedeńskiej. Zmienimy bieg strumienia, zrobimy zbiornik retencyjny i uruchomimy tartak. Jest miejsce i na folwark, i na stawy. Wszystko nabierze szlachetnego rozmiaru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24